Dlaczego to, co kiedyś było dobre, jest złe? Co jest nie tak z globalistami ze stadionami i piłkarską EC? Ponieważ tak naprawdę nigdy nie mieli z nim problemu! O tym właśnie myślał Irén Rab w swoim artykule opiniotwórczym Magyar Hírlap. Niektóre fragmenty artykułu:

„Organizacja mistrzostw Europy w piłce nożnej nie jest sprawą państwową, ale narodową. Głównymi aktorami są związki piłkarskie, samorządy lokalne i bardzo szerokie grono miłośników sportu musi w tym odgrywać rolę, państwo jest tylko partnerem wspierającym i uzupełniającym” – mówił premier Ferenc Gyurcsány w 2005 roku .

W swój zwykły, wielkoduszny sposób obiecał wszystko, co mógł wymyślić. Droga ekspresowa, która połączyłaby węgierskie i chorwackie obiekty mistrzostw Europy, stadiony dostępne autostradą, pociąg dużych prędkości jadący z prędkością 160 kilometrów na godzinę oraz lotnisko do każdego miasta-gospodarza. Poddasze Parlamentu było pełne obietnic. Według sondaży pomysł układu poparło 89 proc. społeczeństwa, nawet opozycyjny Fidesz, choć wypowiedzi socjalistów o sporcie nazwali kampanijnymi i zdyskredytowanymi.

Bo socjaliści podczas swoich czteroletnich rządów zmniejszyli o jedną trzecią finansowanie sportu, wstrzymali program przebudowy stadionu, odebrali normatywne wsparcie dla sportu studenckiego i nie wypłacili dotacji należnych związkom sportowym. Zrobili więc dokładnie coś przeciwnego do tego, o czym tak pięknie głosili.

Zgłoszenie na Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej 2012 należało złożyć w 2005 roku. Wspólnie ułożona węgiersko-chorwacka dokumentacja kandydatury liczyła tysiąc stron i kosztowała wówczas pół miliarda, gwarancja węgierska została podjęta przez samego szefa socjalistycznego rządu i podpisana przez ministra spraw wewnętrznych, niejaką Mónikę Lamperth, we wszystkich potrzebne miejsca. Na szczęście dzięki wspólnemu układowi trzeba było zaprezentować tylko cztery stadiony, ale żaden z nich nie był gotowy. Komisji UEFA, która przyjechała na miejsce, pokazano makiety i plany wizualne, a potem miało być tak, mówili...

...Premier Lárifár osobiście udał się do Cardiff wiosną 2007 roku, aby swoją obecnością wywrzeć presję na decydentach UEFA. Przywiózł ze sobą dzikiego żartownisia Tamása Gyárfása , przewodniczącego komitetu organizacyjnego, a węgierskie tradycje piłkarskie reprezentował Szőke Szikla, znany również jako Kálmán Mészöly . Zaufali autorytetowi węgierskiego futbolu i węgierskiemu premierowi.

Złotonogi Platini wyciągnął zwycięską kopertę, w której znajdował się wniosek o pojednanie polsko-ukraińskie. Dla nas wspólna historia, osiemsetletnia unia personalna i późne pojednanie nie miały znaczenia, przetarg węgiersko-chorwacki, który miał być najbardziej prawdopodobny, nie otrzymał ani jednego głosu. „Jeśli przetarg i prezentacja podjęły decyzję, odpowiedzialność spoczywa na mnie – powiedział Gyárfás, aby usunąć kłopot – jeśli były to inne względy polityczne lub biznesowe, to ta odpowiedzialność jest dzielona”. Potem płakał przed kamerami, bo rozczarował Węgrów...

... Z drugiej strony ówczesna węgierska opozycja, Fidesz, dokładnie widziała przyczynę porażki w osobie Ferenca Gyurcsány'ego. Gorąca jesień w Budapeszcie 2006 roku spowodowała utratę zaufania w Europie, a wiarygodność i gwarancje Gyurcsány'ego były dla Węgier bardziej przeszkodą niż zaletą. Co więcej, na Mistrzostwach Europy w Pływaniu - kiedy go nie budowano, nie było i nie tak jak obiecywano - europejskie organizacje sportowe mogły przekonać się, ile warta jest gwarancja Gyurcsány...

Zdjęcie: National Sport/Attila Turök

Było fajnie chłopcy! (Zdjęcie: National Sport/Attila Turök)

…Wreszcie udało się uzyskać prawa do reżyserowania Morzsány na 2020 rok, ale o udział musieliśmy walczyć, bo nie obowiązywał automatyczny limit reżyserski. Pandemia również interweniowała, cofając wszystko o cały rok.

Obecne miały być prawdziwymi Mistrzostwami Europy, gdzie rywalizacja kontynentalna odbywać się będzie na całym kontynencie, w jedenastu miastach jedenastu krajów. Z pierwotnych trzynastu lokalizacji UEFA skreśliła z listy Brukselę, ponieważ budowa stadionu nie przebiegała tam w wymaganym tempie. (Wygląda na to, że Brukselę charakteryzuje powolność na wszystkich poziomach i tematach).

Nie oszukujmy się, taki układ obejmujący cały kontynent nie jest do końca szczęśliwym pomysłem i to nie tylko ze względu na panującą tam epidemię koronawirusa. Zespoły, pracownicy prasy i certyfikowani fani wolni od wirusów będą latać nad europejską przestrzenią powietrzną z Dublina do Baku. Świadomość ekologiczną wypiera główna europejska wartość, idea ponadnarodowości. Już widzę przyszłą zapowiedź olimpijską: co najmniej trzy kontynenty powinny zgłosić się do wspólnie organizowanych igrzysk olimpijskich!

Zieloni będą mieli co protestować, mogą obliczyć emisję dwutlenku węgla per capita podczas Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej i jak bardzo skróci to i tak już skróconą przyszłość Ziemi. Sytuacja epidemiologiczna trochę pomaga ekologom, ale podróży nie będzie tak dużo, bo trzy z miast-gospodarzy pierwotnie nie podjęły się gry przed widzami, a pozostałe wystawiają bilety tylko na ćwierć lub jedną trzecią miejsc . Moim zdaniem Puskás będzie jedynym stadionem zapełnionym salą, na którym wirtualnie nie będzie huczała cała arena, gdzie będzie panować prawdziwa meczowa atmosfera i dzięki temu prawdopodobnie będą rozgrywane najlepsze mecze.

Puskás Arena, która została zbudowana dwa lata przed wyznaczonym terminem, została zaprojektowana przez Węgrów i zbudowana przez węgierskie firmy za koszt netto 142 miliardów forintów. Jeśli K-monitor tak mówi, to musi to być prawda, wiedzą wszystko, nawet to, że dwie główne firmy budowlane mogą być powiązane z korupcyjnym celem opozycji, Lőrinc Mészáros . Uwielbiam możliwości, jakie daje język węgierski, za pomocą prostego czasownika w stronie czynnej można natychmiast rzucić cień podejrzeń na kogokolwiek, nie uznając tego za zniesławienie w oczach prawa.

Ale to...

...W Puskás, „największej i najnowocześniejszej wielofunkcyjnej arenie wrażeń w Europie Środkowej” – dzięki pomyślnemu zarządzaniu epidemią przez rząd – rozegrane zostaną cztery pełne mecze. Byłbym szczęśliwy, gdyby ekonomiści sportowi obliczyli, ile Węgry zyskują na ułamkowo zorganizowanych mistrzostwach Europy, aby nawet niewidomi i słabowidzący mogli zobaczyć, dlaczego warto budować stadiony i inwestować w sport.

„Impreza sportowa jest sprawą narodową, wymaga współpracy społecznej” – powiedział Gyurcsány w 2005 roku. Teraz jednak, gdy drozd już na nich nie gwiżdże, sprawa nie ma już znaczenia, nawet ta „narodowa”. Nie potrzebujemy stadionu, nie potrzebujemy Mistrzostw Europy ani Świata, nie potrzebujemy Olimpiady, moglibyśmy tak wymieniać i wymieniać, nie potrzebujemy wszystkiego.

Tak naprawdę nie potrzeba niczego, co jest konstruktywne, co wzmacnia wspólnotową spójność, udział w sukcesie innych i dumę narodową. Nie potrzebujemy sportu, aby uczyć nas o zdrowiu psychicznym i fizycznym, nie potrzebujemy też wzorców do naśladowania. Bo ci, którzy kochają sport, dobrze wiedzą, ile pracy, pokory i rezygnacji kryje się za wynikiem, szanuj i nie zazdrość innym występów i sukcesów.

Irena Rab

Cały artykuł można przeczytać tutaj .

(Źródło obrazu okładki: YouTube)