Niedawno szef Węgierskiego Towarzystwa Ateistycznego potępił fundację Giemekszívcentrum, ponieważ w Światowy Dzień Modlitwy zapoczątkowała ona ruch „Modlitwa Serca”. Skandal!

Sygnalista oficjalnie miał problem z faktem , że GOKVI (Gottsegen National Cardiovascular Institute) zapłacił ogromną sumę za komercyjny film nakręcony w celu promowania ruchu „Szívünk imája”, uruchomionego pod patronatem Jánosa Ádera i Anity Herczegh: aż 250 000 HUF. Jasne, proszę, jest to siedlisko korupcji i defraudacji, które mogą obrócić się przeciwko całemu węgierskiemu systemowi opieki zdrowotnej, a nawet odizolować kraj na arenie międzynarodowej. Więc nie? Z tej kwoty można by wydrukować nowe serca nawet dla pięciuset milionów głodujących afrykańskich kociąt!

IX. Oczywiście Wydział Kryminalny Komendy Powiatowej Policji odrzucił sprawę po tym, jak fundacja ogłosiła, że ​​modlitwa ma moc uzdrawiania, na co wskazuje kilka badań naukowych z ostatnich kilkudziesięciu lat, a ruchu modlitewnego nie należy stosować zamiast metod medycznych , ale oprócz nich pieniądze wydane na miejscu służą więc celom leczniczym, więc nie powstaje podejrzenie o niewierność w leczeniu.

Jednak przywódca ateistów Tamás Waldmann nie jest z tego zadowolony i planuje odwołać się od tej decyzji, ponieważ jego zdaniem

zgodnie z konsensusem naukowym modlitwa nie ma uzdrawiającej mocy, ale policja przyjęła informację fundacji, według której liczne badania naukowe dowodzą skuteczności modlitwy. To prawie tak, jakby odrzucić skargę na kuruzslo, ponieważ para obnosi się (pozornie) badaniami naukowymi, że leczenie, które wykonują, jest skuteczne. Albo organizatorzy piramidy twierdzą, że mają zdefraudowane pieniądze.

Tak sprawa wygląda teraz i nie możemy się doczekać wyniku, a tymczasem przyjrzyjmy się działalności Węgierskiego Towarzystwa Ateistycznego. Określają siebie jako nowych ateistów , którzy wierzą, że świat można uczynić bardziej racjonalnym i lepszym miejscem, wspierając myśl naukową i sztukę oraz kładąc kres przesądom, irracjonalności i myśleniu antynaukowemu. W swojej prezentacji od razu to stwierdzają

Celem Węgierskiego Towarzystwa Ateistów (MATT) jest stworzenie ateistycznej społeczności, która ucieleśnia ateistyczny światopogląd oparty na myśleniu opartym na naukowo popartych faktach i świeckiej etyce.

Wszystko to brzmi dobrze, ale niestety obraz siebie jest całkowicie fałszywy, zarówno w zakresie myślenia opartego na faktach popartych naukowo, jak iw zakresie etyki świeckiej. Wystarczy spojrzeć na artykuły publikowane na ich stronie internetowej, a już mamy do czynienia z faktem, że są oni bardziej gorliwymi sługami neoliberalizmu i ideologii gender niż nauki, a zwłaszcza nie etyki. Na przykład w swoim raporcie dotyczącym praw człowieka dla ONZ składają oświadczenia, które są nie tylko nienaukowe, ale w wielu przypadkach są ze sobą sprzeczne i prowadzą do niespójności.

Z jednej strony raport to opisuje

Od 1895 roku Węgry zapewniają wolność wyznania i wolność od wyznania, w tym równość. Dziś wolność wyznania i światopoglądu jest zapisana w artykule VII Ustawy Zasadniczej Węgier. jest gwarantowane artykułem CXXV z 2003 r. prawo zabrania dyskryminacji ze względu na religię.

Niż to

dziewiąta poprawka do Ustawy Zasadniczej, przegłosowana w grudniu 2020 r., dodatkowo ogranicza wolność osobistą i religijną nieletnich i ich rodziców poprzez „zapewnienie edukacji opartej na wartościach konstytucyjnej tożsamości naszego kraju i kulturze chrześcijańskiej”.

Stwierdzenie to jest nieprawdziwe, ponieważ to, że rząd, wybrany już po raz trzeci większością 2/3 głosów – czyli właściwie spełnia potrzeby i oczekiwania społeczeństwa większościowego – coś gwarantuje, nie oznacza automatycznie, że ogranicza prawa tych, którzy chcą według innych wartości żyć lub wychowywać dzieci. Chyba że, oczywiście, dla cudzych dzieci uczulenie krążą plotki o jego uszkodzeniu. Dlatego ograniczenie wolności osobistej nie jest realizowane, a ograniczenie wolności religijnej jest po prostu niezrozumiałe.

Następnie, najwyraźniej z powodów „naukowych”, narzeka na to

poprawka ogranicza pojęcie „rodziny” do par małżeńskich i relacji rodzic-dziecko i stała się niesławna z powodu deklaracji, że „matka jest kobietą, a ojciec mężczyzną” i że dzieci mają prawo do „samoidentyfikacji zgodnie z ich urodzeniem seks”… Rząd promuje koncepcję niekreacjonizmu i twierdzi, że „tradycyjne” role płciowe są wieczne… Państwo węgierskie prowadzi pronatalistyczną (poprawę warunków posiadania dzieci) politykę planowania rodziny poprzez promowanie „tradycyjnej rodziny” i zachęcanie do rodzenia dzieci. Zgodnie z ustawą z 2020 r. płeć przypisana przy urodzeniu „na podstawie pierwotnej cechy płciowej lub chromosomu” nie może zostać zmieniona. Roszczenia o zmianę płci w danych osobowych są faktycznie odrzucane od 2018 roku.

Stwierdza to w swojej rekomendacji nr 5

państwowy rejestr danych osobowych musi odzwierciedlać stan faktyczny i szanować prawa człowieka oraz godność osób transpłciowych i interseksualnych.

Innymi słowy, skoro Józsi chce być od jutra Czerwonym Kapturkiem, to zgodnie z bardzo naukową rekomendacją Węgierskiego Towarzystwa Ateistycznego powinno to być możliwe – bo to fakt, prawda? Niezwykłe jest też to, jak domagają się poszanowania godności osób transpłciowych i interseksualnych, ale zobaczmy, jak bardzo szanują godność osób wierzących. Wystarczy spojrzeć na obsługiwane przez Spółkę interfejsy Facebooka i już możemy spotkać się twarzą w twarz z licznymi „zaszczytnymi” wpisami i memami.

Wydaje się, że nietolerancja Węgierskiego Towarzystwa Ateistycznego wydaje się być większa niż jakiegokolwiek kościoła, więc ich nazwa również nie pokrywa się z rzeczywistością, ponieważ tak naprawdę nie są ateistami, ale prześladowcami religijnymi. A dokładniej: prześladowcy chrześcijan. Bo z pewnością ani na ich stronie internetowej, ani na ich platformach społecznościowych nie znajdziemy żadnego wpisu, który formułowałby choćby ostrożną krytykę islamu – czy jakiejkolwiek innej religii niż chrześcijaństwo; nie mówiąc już o kpinie czy bluźnierczych obelgach. Wydaje się, że tutaj na Węgrzech, w tej twardej jak skała „chrześcijańskiej dyktaturze”, mogą swobodnie bluźnić, ale jednocześnie głęboko milczą o tym, że w niektórych państwach świata islamskiego wyznawanie wiary muzułmańskiej jest obowiązkowe , a apostaci i „znieważający religię” są okrutnie karani. Nasi ateiści są tak odważni, etyczni i pełni szacunku. A może mamy do czynienia z organizacją branżową DK? Tak czy inaczej, nigdy nie przychodzi im do głowy, że są tymi samymi wierzącymi, po prostu wierzą w zaprzeczenie Boga. A w "nauce" lobby LGBT...

I wreszcie, wracając do uzdrawiającej mocy wiary: uzdrawianie zawsze miało aspekt przyrodniczy i psychologiczny, i nadal ma. Dla tych, którzy wierzą, modlitwa jest psychicznym zasobem, który może „zdziałać cuda”. Pozytywny psychosomatyczny wpływ modlitwy na wierzących można rzeczywiście badać metodami naukowymi, nie mniej niż efektami metod pedagogicznych. A ci, którzy zakazaliby tego zajadłym ateizmem, pozbawiliby pacjentów tego dodatkowego zasobu.

W przypadku Węgierskiego Towarzystwa Ateistycznego głównym problemem nie jest zatem ateizm, ale podejście totalitarne, które zresztą oszukuje w tchórzliwy i faryzejski sposób, skoro w praktyce nie prześladuje religii w ogóle, a tylko jedną religię: chrześcijaństwo . Ten, który jest pod ręką i przeciwko któremu wie, że może działać bezkarnie, nie musi liczyć się z konsekwencjami, bo nikomu gardła nie poderżnięto za zniesławienie chrześcijan.

Ilustracja: Węgierska baza memów ateistów