Czy oni myśleli, że już następnego dnia po wyborach mogę uderzyć sąsiada Józsiego w twarz i bezkarnie zająć jego dom? Myślę, że to ukradł. I w końcu kilka klapsów i rodzinne posprzątanie Józsów to i tak łagodniejszy środek niż zamach konstytucyjny.

Nasi towarzysze z opozycji od miesięcy wmawiają nam, że łamanie prawa jest nie tylko pożądane, ale wręcz konieczne. Jak więc ta wiadomość zastraszyć kilka milionów wyborców? Kogo to obchodzi! Jeśli ci się nie podoba, „zamknij się szybko”, dostaniesz darmowe piwo i życie wieczne; larifári

Oczywiście, jeśli Józsi okaże się entuzjastycznym wyborcą DK, to pojawi się przed moim domem i kopnie w drzwi, po czym swoim dobrze znanym intelektem w ciągu dwóch sekund zdecyduje, czy się rozłączyć, czy zamiast tego zadzwonić do IFÁ Béci , ale w końcu, po przewrocie konstytucyjnym, dlaczego miałby przestrzegać prawa? Albo do mnie.

Przy okazji, czy ktoś ma pojęcie, co się stanie, jeśli złamią Konstytucję, jeśli wygrają?

Nie wiem też, czy bezstronni dziennikarze sztucznie utrzymujący przy życiu towarzyszy zauważyli, że wymęczone twarze, które chcą przywrócić do władzy w imię odnowy, tak naprawdę nie są przeciwko Fideszowi, nie NER, ale jeszcze nie teraz także z prawicowym obozem wyborczym; toczą wojnę z demokracją. Chcą zmienić prawowite ustawy, większością dwóch trzecich głosów, połową większości, co jest niemożliwe w państwie prawa; i okres. Nie ma o czym dyskutować.

Oczywiście rozumiemy i współczujemy sfrustrowanej potrzebie robienia żelaznych kółek z drewna, ale jest to indywidualny problem społeczny; sprawa prywatna a nie publiczna. Sprawy publiczne to ramy określone przez prawo, które chroni nas wszystkich, ale także zobowiązuje nas wszystkich. Konstytucja to nie paczka od Mikołaja, nikt nie może z niej zjeść czekolady Milka, a potem wyrzucić virgács, tak jak my nie przestrzegamy zasad KRESZU na zasadzie sympatii; chyba że chcemy celowej masowej rzezi.

Dlaczego towarzysze narzekają, że Fidesz wykorzystał swoje dwie trzecie mandatu, skoro otwarcie zamierzają nadużyć swojej upragnionej połowy większości? I dlaczego nie myślą o najbardziej oczywistej odpowiedzi, która jest legalna i daje im także własną legitymację: uzyskać większość dwóch trzecich głosów niezbędną dla pożądanej konstytucji?

Oczywiście wiedzą tak samo jak my: pamięć o dekadach komunistycznych sprzed zmiany ustroju i późniejszych dekadach postkomunistycznych żyje w nas, a sytuacja jest taka, że ​​pamięć o nędzy, upokorzeniu i grabieży wyryła się w dusze ogromnej większości węgierskiego społeczeństwa. I ta pamięć jest dziedziczona, przekazywana z ojca na syna, jakby była zakodowana w naszych genach. Po naszej stronie beneficjenci terroru zawsze byli w mniejszości, a arbitralność pozostaje arbitralnością, nawet jeśli ci sami ludzie nazywają się teraz demokratami; nadal nie ma za nimi prawdziwej większości społecznej, co najwyżej setki sztuczek.

Zobaczmy, co Dobrev myśli o konstytucyjnym zamachu stanu w swoim 444 wywiadzie , oczywiście bez imienia dziecka:

„Dlatego potrzebna będzie nowa konstytucja, ale musi ona zostać stworzona przy szerszym konsensusie niż dwie trzecie, przy zaangażowaniu mas, a na koniec potwierdzona w referendum”.

Niezrozumiałe jest, dlaczego wnuk Apró nie chce uzyskać tego „szerszego niż dwie trzecie konsensusu” od razu w wyborach, dlaczego w kolejnym referendum? Czy chcesz zastąpić ludzi między dwoma aktami?

 „Istotą wyborów jest to, że naród daje mandat sile politycznej do rządzenia krajem. Jest to nawet zawarte w Ustawie Zasadniczej. Niekonstytucyjne ustawy muszą zostać uchylone, nawet zwykłą większością głosów, ponieważ utrudniają wolę ludu”.

Motta „mniej znaczy więcej” nie należy rozumieć w ten sposób, chyba że naprawdę chce się wierzyć, że większość wyborców Fideszu nie reprezentowała woli ludu, kiedy głosowała na Fidesz (trzy razy z rzędu), ale zrobili mniejszość wyborcy opozycji. Z taką władzą mógłby powiedzieć, że głos obywatela Déka jest wart trzy razy więcej niż głos obywatela Fideszu.

„Żeby taka była wola większości, trzeba bardzo uczciwie powiedzieć na wyborach, do czego się przygotowujemy, w przeciwieństwie do Fideszu, bo oni nie mówili, że przygotowują się do konstytucji”.

Innymi słowy, według Dobrev, bezprawność (przewrót konstytucyjny) i publiczne przygotowanie do niego są uczciwe, z drugiej strony procedura prawna Fideszu – który nie obiecuje konstytucji bez znajomości wyników – jest niesprawiedliwa. Rozumiemy.

„Będzie ogromna różnica między dzisiejszą Ustawą Zasadniczą a jutrzejszą Konstytucją. Ustawa Zasadnicza została uchwalona przez jedną partię i ani opozycja, ani ludność węgierska nie miały na ten temat wymiany poglądów”.

W rzeczywistości kontynuował to cykl po cyklu. Właśnie dlatego wspomniana „ludność węgierska”, do której należy również opozycja, wielokrotnie głosowała za nim 2/3 wotum zaufania. Co więcej, sytuacja jest taka, że ​​legitymację zapewnia tylko liczba głosów, a to, czy otrzyma je jedna partia, jest obojętne. Odlane na papierze w kratkę: sto Dékás, sto Emeszpé, sto Momento, sto Jobbiko i sto głosów dialogowych razem wzięte, to matematyczna pewność, że głosów Fideszu jest mniej niż tysiąc.

„Jedynym sposobem na stworzenie konstytucji na Węgrzech jest to, że wszyscy Węgrzy mogą w niej uczestniczyć, po to jest referendum”.

Z drugiej strony: jeśli opozycja może wygrać wybory tylko połową większości, dlaczego sądzi, że przytłaczająca większość legitymizuje jej władzę w kolejnym referendum? Jak? Chcesz to osiągnąć karabinem czy niebieską metką? Z wymianą ludności? Może rzeczywiście taki jest plan, w końcu w najbliższych latach raczej nie zabraknie imigrantów, którym będzie można oddać głos.

Jako echo, spójrzmy również na to, co napisał W. Árpád Tóta na łamach HVG:

„Jeśli referendum obejmuje odpowiedzialność, a do tego czasu zostaną przygotowane woły ofiarne, pójdą one na pokaz głosowania. Dobrze jest stać na końcu obok Columbo. Oglądanie, jak kule zderzają się i rozprzestrzeniają. Aby lizać ich łzy i przejąć ich skradzione bogactwo. W końcu pojawia się większość, a wraz z nią magia, którą nazywają: legitymacją”.

Co można na to powiedzieć?

Jeśli towarzysze chcą Mordoru, to może być Mordor, ale wtedy wszyscy będziemy mieszkać w Mordorze. Nawet oni.