Byli pracownicy kilku spółek kapitałowych zaprzeczyli naszej gazecie twierdzeniom Imre Márthy, dyrektora generalnego BKM Budapesti Közművek Nonprofit Zrt., że w związku z utworzeniem nowej spółki kapitałowej nie zwolniono nikogo poniżej poziomu kierownika działu.
Według byłych pracowników, którzy rozmawiali z naszą gazetą, wiele osób zostało zmuszonych do odejścia z branży w związku z fuzją firm. Był ktoś, kto został wezwany bez numeru i zagrożony przez swojego szefa, zanim został zwolniony. Skargi dotarły do administracji miasta, ale nic nie zostało zrobione.
Jak dobrze wiadomo, Zgromadzenie Stołeczne zdecydowało o utworzeniu holdingu użyteczności publicznej w grudniu ubiegłego roku: od 1 września Stołeczne Utrzymanie Obszarów Publicznych (FKF), Főkert, Budapeszteński Zakład Pogrzebowy, Főkétüsz, który wykonuje usługi kominiarskie, oraz Főtáv połączyły się do Budapesti Közművek Zrt. Z naszych informacji wynika, że od decyzji z grudnia ub. r. pracownicy nieprzerwanie odchodzą z samodzielnych niegdyś przedsiębiorstw energetycznych – nie z własnej woli, ale pod przymusem.
Jeden z nich, László Kabai, dyplomowany kominiarz, przez trzydzieści lat pracował w Főkétüsz Fővárosi Kéményseprőipari Kft. Główny robotnik powiedział Magyarowi Nemzetowi: w wyniku połączenia firm wiele osób odeszło z pracy.
- Niewielka liczba rzemieślników pracowała w Főkétüsz, teraz zostało ich jeszcze mniej. Kiedy miały miejsce reorganizacje, oferowali przejęcie zarządzania kryzysowego lub nowego holdingu. Okazało się, że to tylko na papierze, musieliśmy chodzić na rozmowy kwalifikacyjne, na których kilku z nas zostało odrzuconych. Ponadto pewną rolę odegrały również interesy finansowe, na przykład w przypadku zarządzania katastrofami kilku osobom zaproponowano wynagrodzenie netto o osiemdziesiąt tysięcy forintów niższe niż ich poprzednie wynagrodzenie. Dlatego wielu ludzi nadal szukało dobrobytu w sektorze prywatnym, powiedział rzemieślnik. Kabai dodał również, że życie wielu rodzin załamało się, ponieważ przez dziesięciolecia osoby poszukujące pracy miały nie tylko pewną pracę, ale także zawód i stamtąd planowali przejść na emeryturę.
Jestem rozczarowany, bo nawet były burmistrz István Tarlós obiecał nam stabilność firmy i że będziemy mieli pewne miejsca pracy na wiele lat. Dlatego połączenie firmy kominiarskiej z holdingiem było dla nas jak zimny prysznic – wspomina László Kabai, który od tego czasu wraz z kilkoma współpracownikami założył własną działalność gospodarczą.
Attila K., były pracownik Stołecznego Działu Utrzymania Przestrzeni Publicznej, musiał odejść, ponieważ wyraził swoje obawy zawodowe swojemu przełożonemu. Mężczyzna, który wcześniej pracował w grupie zaopatrzenia czołgów, również potwierdził naszej gazecie: nie jest prawdą, że nie wysłano zwykłych robotników, o ile wie, zwolniono też wielu pracowników z utrzymania terenów publicznych.
Zeszłej wiosny kierownictwo FKF wysłuchało moich uwag, obiecało też śledztwo, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Następnie w tym samym roku, pod koniec września, mój kierownik biznesowy, korzystając z prawa pracodawcy, potajemnie zagroził mi, że jeśli nie odejdę z własnej woli, nie będzie mógł zagwarantować mi nietykalności cielesnej, ponieważ podczas kontroli kilku loty nie powiodły się z powodu nieregularnego opróżniania zielonych kontenerów o pojemności 1,1 metra sześciennego – przypomniał. Według K. Attyli groźbami pod jego adresem nie zajmowali się kierownictwo FKF, podobnie jak Urząd Prezydenta Miasta. Następnie w grudniu 2020 roku nieznani ludzie zaczęli dzwonić na jej prywatny numer telefonu bez wyświetlania numeru, prawdopodobnie w celu jej zastraszenia, więc w tym miesiącu złożyła doniesienie na policję.
W trakcie policyjnego śledztwa policja wymusiła na dostawcy usług telefonicznych podanie danych i okazało się, że DI, mój kierownik ekonomiczny korzystający z uprawnień pracodawcy, dzwonił z własnego telefonu komórkowego na kartę prepaid bez wyświetlacza numeru, często późno w nocy, i rozwiązał ze mną umowę o pracę na miesiąc. Ponieważ telefony powtarzały się tylko przez kilka dni, policja umorzyła śledztwo, ponieważ nękanie nie miało charakteru ciągłego - powiedział naszej gazecie zwolniony z pracy mężczyzna, wskazując, że przypadki nękania, które miały miejsce przy utrzymaniu porządku publicznego przestrzenie nie osiągnęły progu stymulacyjnego administracji miasta, mimo że był to Gergely Karácsony, zgłosił je również burmistrzowi.
Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z działem prasowym Budapesti Közművek, a oni w odpowiedzi powtórzyli oświadczenie prezesa Imre Márthy, że w związku z utworzeniem BKM nie zwolniono nikogo poniżej poziomu kierownika działu, i kategorycznie odrzucili wszelkie roszczenia w przeciwieństwie.
Źródło i wyróżniony obraz oraz pełny artykuł: magyarnemzet.hu