Po raz pierwszy przyznano odszkodowanie węgierskim dzieciom z powodu dyskryminacji językowej w Rumunii. Siedmiogrodzka społeczność węgierska może odnotować ważne zwycięstwo, ale jednocześnie prawnik András Bethlendi, przedstawiciel grupy ochrony prawnej AGFI, który doprowadził sprawę węgierskich studentów w Apáczáis do zwycięstwa, jest bardzo pesymistyczny i krytykuje protekcjonalną postawę węgierskich polityków i społeczności węgierskiej. „Jesteśmy przyzwyczajeni do państw bezprawia” – mówi.

Kilka dni temu sąd okręgowy w Bukareszcie wydał historyczne orzeczenie: stwierdził, że okręgowy inspektorat oświaty w Kluż dyskryminował tych węgierskich uczniów, którym w 2016 roku nie pozwolono rozpocząć jedynej węgierskojęzycznej piątej klasy w całym powiecie.

Sąd przyznał odszkodowanie w wysokości 6 000 lei (około 432 000 HUF) dziesięciu studentom, którzy wnieśli sprawę do sądu.

które muszą być opłacone przez Ministerstwo Edukacji i Inspektorat Oświaty. Werdykt jest ostateczny, a o pięcioletniej męce, której końca studenci najwyraźniej nie czekali, pisaliśmy w poprzednim artykule.

Grupa adwokacka Advocacy Group for Freedom of Identity (AGFI), która, jak się dowiedzieliśmy, przez cały czas prowadziła sprawę pro bono, czyli bezpłatnie, za rodzicami.

Ich przedstawiciel, András Bethlendi, prawnik z Cluj, powiedział Mandinerowi, że jest to niezwykłe pod każdym względem, że jest to pierwsza sprawa dotycząca mniejszości, w której rumuński sąd zgodnie z prawem przyznał odszkodowanie finansowe z powodu dyskryminacji językowej.

Inną kwestią jest to, czy zwycięstwo jest pyrrusowe z punktu widzenia tego, że większość uczniów szukała edukacji w ojczystym języku w innych szkołach, niektórzy pojechali aż do Budapesztu, by studiować sztuki piękne w języku węgierskim. Jednocześnie, według niego, można było spróbować w międzyczasie, ponieważ nie sympatyzujący z Węgrami Węgrzy naczelny inspektor Valentin Claudiu Cuibus został już zastąpiony, a w międzyczasie do władzy doszedł RMDSZ, więc gdyby od tego czasu pojawiła się ponownie potrzeba, wydział języka węgierskiego mógłby już zostać utworzony.

András Bethlendi/Forrás/mandiner.hu

András Bethlendi/Forrás/mandiner.hu

Bethlendi nie jest optymistą, byle co, uważa, że ​​nie było takiej intencji, bo społeczność węgierska niestety pogodziła się ze stanem, że „i tak się nie da”.

Jednocześnie sama decyzja jest precedensowa z tego punktu widzenia, że ​​wskazuje, że jeśli ktoś jest dotknięty dyskryminacją językową, to rzeczywiście warto iść do sądu.

Bethlendi ma też mieszane zdanie na temat skuteczności rumuńskiej Narodowej Rady Antydyskryminacyjnej (CNCD): pamiętajmy, że CNCD potępiła również inspektorat oświaty, ale główny inspektor oświaty nie potraktował tego potępienia poważnie. To nie przypadek: Rada nie jest zobowiązana do nakładania kar ani stawiania konkretnych żądań, podejmuje miękkie decyzje, więc chociaż jest gotowa chronić dyskryminowanych, jej żądania sprowadzają się tym samym do opinii.

Bethlendi uważa, że ​​zwykle możliwe jest osiągnięcie wyników w sądach w sprawach prawa językowego, o czym świadczy wielojęzyczność tabliczek znamionowych Kluż-Napoka; problem zaczyna się, gdy, jak na przykład w Liceum Marosvásárhely, w grę wchodzą również nieruchomości, z jakiegoś powodu wymiar sprawiedliwości jest na to bardzo wrażliwy, a szala nie jest przechylona na korzyść mniejszości.

Źródło i pełny artykuł: mandiner.hu

Zdjęcie: ma7.sk