Artykuł Franceski Rivafinoli z portalu Vasarnap.hu.

„Nie widzę największego niebezpieczeństwa w masowych napływach migrantów, dzięki Bogu nie znam nikogo, kto zostałby skrzywdzony”, a zresztą, według (!) amerykańskich badań, skutkiem masowej imigracji jest „ogólnie rzecz biorąc, bardziej pozytywnie niż negatywnie” , stwierdził nie tak dawno Péter Márki-Zay dziesięć tysięcy (którzy z nas by się nie bali).

Wyłania się tu obraz świata, według którego np. 4488 łamiących granice, odesłanych w zeszłym tygodniu z powrotem do Serbii na południowej granicy, mogłoby bez uprzedzenia otrzymać zaświadczenie moralne, bo nigdy nie stosowali przemocy wobec znajomych burmistrza z Hódmezővásárhely , wręcz przeciwnie, średniej i wyższej klasy średniej, która przeniosła się tu wcześniej w ramach programu obligacji osadniczych, który został już dawno przerwany, Chińczyków, którzy według artykułów na opozycyjnych portalach grzecznie zapukali do drzwi Węgier, ponieważ Powietrze jest tutaj dobre, a życie dzieci mniej stresujące – cóż, to niebezpieczni przestępcy, odważ się Orbán.

My, których Nemzet Listázó klasyfikuje jako „biednych, trzymanych w ciemności, głupich ludzi”, naturalnie widzimy niekonsekwencję, gdy polityk popycha wirschaffendas aż do początku kampanii, a potem (po tym, jak Gergely Karácsony twierdzi nawet, że ich prawdziwe poglądy o migracji nie będzie reklamowany przed wyborami), w kampanii wciela się w rolę strażnika granicznego Zorro , natomiast w swoich wypowiedziach w języku angielskim podkreśla, że ​​traktowałby wszystkich jednakowo, bez względu na pochodzenie i status prawny, inaczej "niestety" nie zna szczegółów nowego unijnego paktu migracyjnego, więc nie komentuje (z pewnością trudno byłoby go przeczytać w internecie i zająć stanowisko). Więc nie możemy dać się nabrać na to.

Jednak dla tych, którzy wierzą i wierzą, że gdyby do władzy doszedł głosiciel „chrześcijańskiej tolerancji”, to pantera pasłaby razem ze swoim młodym, zobaczmy, jak wygląda sytuacja, gdzie ta polityka została wystawiona na próbę już od sześciu lat. Dokąd dotarły teraz Niemcy, zarówno mentalnie, jak i pod względem rządów prawa, ze swoim inkluzywnym humanizmem, gdzie nie ma różnicy między legalnym pracownikiem a darmozjadem przybywającym z przemytnikami ludzi, ale zamiast tego jest „humanitarne traktowanie” i opieka, do momentu.

Turyngia. Afgański migrant mieszkający w Niemczech od 2015 roku (azylant odrzucony ze względu na swój status prawny) wszedł do kościoła ewangelickiego zbudowanego 800 lat temu i systematycznie go demolował – jakby sprzątał śmieci, wyjmował wszystko, co dało się przenieść , bo według niego chrześcijaństwo to nieporozumienie, Jezus Chrystus nie jest synem Bożym, kościół i to jest mylące. To i tamto pękło podczas wynoszenia, w tym na przykład średniowieczny krucyfiks, który został wydobyty z ruin po bombardowaniach z II wojny światowej. I jak na to wszystko zareagował układ odpornościowy uwrażliwionego kościoła ewangelickiego? Według księdza obsługującego cerkiew widok był przerażający, ale „nie ma mowy o wandalizmie”, Afgańczyk „nie zachowywał się w ogóle agresywnie” (niewykluczone, że nawet z góry salutował, choć mógł odciął głowę kapłanowi). To jest: fałszywy problem, który nie zrobiłby tego samego, gdyby przeszkadzał mu sąsiedni meczet w goszczącym go kraju arabskim. Nie bądźmy islamofobami, nie ma mowy o antychrześcijaństwie. Nie przesadzajmy, że tak powiem.

Hamburgu (pierścień 18). Śledztwo w sprawie z zeszłego roku powoli dobiega końca: 15-latka była przez dwie i pół godziny zbiorowo gwałcona przez młodych imigrantów, a potem ofiara została nawet okradziona. Chociaż testy DNA jednoznacznie dowodzą winy dziewięciu młodych ludzi, sprawcy od tamtej pory (14 miesięcy) pozostają na wolności. Rzecznik prokuratury wyjaśnił: obecnie badają, czy zostaną postawione zarzuty, a jeśli tak, to pod jakim adresem (bez żartów).

Péter Márki-Zay oczywiście też nie zna tej dziewczyny, więc śmiało może powiedzieć, że nie miał złych doświadczeń z masowym napływem głodujących mężczyzn po dwudziestce i traktowaniem przybyszów jak najbardziej przyjaźnie, ale może poszerzyłby jego horyzonty, jeśli rozmawiał z zaangażowanymi rodzicami.

A przynajmniej spojrzałby w statystyki, żeby sprawdzić, czy wśród sprawców przestępstw z użyciem przemocy legalnie osiedleni Chińczycy są na Węgrzech tak samo nadreprezentowani jak nielegalnie przybyli Afgańczycy w krajach zachodnich.

Ale wystarczyłoby nawet, gdyby desygnowany na premiera, zamiast dąsać się – patrz „Niech wasze przemówienia będą: tak, tak, nie, nie” – wyjaśnił zarówno po węgiersku, jak i po angielsku, że oprócz fizycznego również utrzymania siłowego i legalnego zamknięcia granic (czy też odpiłowałby dwie ostatnie nogi trójnożnego stołka) oraz czy przyjąłby nieznanych Afrykańczyków z Lampedusy w ramach stałego unijnego mechanizmu solidarności, czy też wolałby, aby Węgry przyjmują Afgańczyków i Irakijczyków wydalonych z innych krajów i próbują zorganizować, żeby oni też wrócili do domu, zobaczymy, czy to wypali. Odpowiedzi możemy odgadnąć, ale być może należałoby wyobrazić sobie również własną bazę wyborczą.

Autor: Francesca Rivafinoli

(Obraz w nagłówku: ilustracja. Źródło: Shutterlock)