„Kto tworzy lub kieruje organizacją, której celem jest zmiana porządku konstytucyjnego Węgier siłą lub groźbą zmiany, podlega karze od pięciu do dziesięciu lat więzienia. Kto […] bierze udział, podlega karze pozbawienia wolności od dwóch do ośmiu lat”.
Art. 255 Kodeksu karnego o organizowaniu się przeciwko porządkowi konstytucyjnemu mówi jasno i jasno. Dlatego polecamy ten fragment uwadze wszystkich wysoko postawionych łajdaków z lewicowej koalicji pralni kierowanej przez Gyurcsány'ego, a także organów państwowych odpowiedzialnych za egzekwowanie prawa.
Linia frontu zgromadzenia otwarcie przygotowuje się do zamachu stanu, demontażu rządów prawa, czyli wprowadzenia dyktatury. W 1918 r. masońska lewica zaatakowała Węgry w wojnie od tyłu, a wstrząs ponad tysiącletnim państwem utorował drogę krwawemu terrorowi Béli Kuna i Szamuely'ego.
A Szamuelyk i Kun Bélák przyjeżdżają od tamtej pory. Jako jasnowidz István Csurka ostrzegał przed tym już wiosną 1990 roku, a jesienią tego roku komisarze ludowi, którzy wówczas wyglądali na SZDSZ, próbowali już dokonać zamachu stanu na plecach taksówkarzy, którymi jeździli. Próbowali tego w ten sposób, próbowali w ten sposób, z czarterami, oszustwami wyborczymi, setkami małych sztuczek i autorytarnym terrorem niewidzianym od pięćdziesięciu lat, pośrednio powodując kilka zgonów. Ale Węgrzy w końcu otrząsnęli się z wrogów iw 2010 r. wreszcie mogła rozpocząć się zmiana ustroju.
Pierwszym i najważniejszym krokiem było przywrócenie węgierskiego systemu konstytucyjnego, wyrzucenie do śmietnika tymczasowej stalinowskiej „konstytucji” z 1949 r., którą łatano i łatano, zgodnie z własną preambułą napisaną w 1989 r., uzdrawiając naród, przywracając naszą tożsamość, przeszłość z teraźniejszością, teraźniejszość z utworzeniem podstawowego prawa łączącego się z przyszłością. Innymi słowy, powrót z rewolucyjnego ślepego zaułka na historyczną autostradę normalności.
Lewica antywęgierska od początku nienawidzi Ustawy Zasadniczej. Nienawidzi tego, bo nie rozpoznaje się w naszych wartościach narodowych i naszym chrześcijańskim dziedzictwie. Zamiast wielkości, dumy, podtrzymywania tradycji i kierunku budowania przyszłości, które tak naprawdę nigdy nie istniały w naszym kraju, zawsze zachwycają się republikańskim dziedzictwem, które jest ważne tylko dla garstki kręgów masońskich, i tęsknią za zagranicznymi darczyńcami chleba. Dobrze wiedzieć, że republika jako taka jest zawsze symptomem kryzysu na Węgrzech, że zawsze była nam narzucana bez konsultacji z narodem i że jej działanie zawsze prowadziło do katastrofy. W latach 1918-19 dwie trzecie kraju znalazło się pod obcym panowaniem, po 1945 r. obca okupacja i krwawa dyktatura panowały na Węgrzech przez dziesięciolecia, po 1989 r., wraz z rzeczywistą i zasadniczą zmianą ustroju, cudzoziemcy stali się łupem cudzoziemców , a bogactwo narodowe stworzone przez węgierską wiedzę, węgierski talent i węgierską siłę roboczą stanowiło znaczną część, a formalnie stworzone ramy polityczne naszej wolności okazały się układem Patiomkina, na odzyskanie suwerenności musieliśmy czekać do 2010 roku.
To właśnie chce podeptać niepatriotyczny Front Ludowy: wolność i suwerenność ponownie na żołdzie cudzoziemca. Węgrzy poszli własną drogą, inni już poszli za naszym przykładem, a jeszcze więcej zaczyna naśladować. Tego właśnie boją się działające w tle ośrodki władzy żyjące pod urokiem grabieży, dlatego ich marionetki w Brukseli i za granicą oraz ich zadziorni najemnicy chcą za wszelką cenę obalić węgierski rząd.
Dla antywęgierskiego celu przełamują wszelkie bariery. Prawnicy szydzący z ich profesji otwarcie ogłaszają, w jaki sposób zniszczą rządy prawa i uchylą prawo po dojściu do władzy wiosną przyszłego roku. Jeden z nich, socjolog prawa Zoltán Fleck, zadeklarował już w zeszłym roku, że „po zwycięstwie opozycji w 22 roku musimy chwilowo zrezygnować z czystego egzekwowania praworządności”.
Ten Fleck wyjaśnił niedawno na blogu Sorosa o nazwie 444.hu, że po upragnionym przejęciu władzy, na pierwszym posiedzeniu nowego parlamentu, usuną prokuratora generalnego, sędziów konstytucyjnych, członków Rady Budżetowej i innych z krok „szybki, minimalistyczny, chirurgicznie precyzyjny”. Przez pewien czas, w ramach „przemiany konstytucyjnej”, parlament i premier (do których doszedł obecny kandydat niepatriotycznego Frontu Ludowego, Péter Márki-Zay, który określa Węgrów jako grzyby karmione obornikiem, ale w w razie ich zwycięstwa mógłby to być każdy, skoro przedstawiciele wybierają premiera) dyktowaliby dekretami i uchwałami, a oni oczywiście odrzuciliby natychmiast ustawę zasadniczą i zamiast tego napisaliby pseudokonstytucję, quasi podręcznik administracji państwowej, który nie wspomina o narodzie, ojczyźnie ani wartościach. A zdeterminowany prawnik czerpałby z tego zasadność, że jego zdaniem powinno to być otwarcie reprezentowane w kampanii, żeby ci, którzy głosują na koalicję pralni, wiedzieli, że oni też głosują za zamachem stanu. stan.
Oczywiście tak nie jest, ponieważ to osoba prawna wykonuje określone czynności, a nie wyborcy. Jednocześnie faktem jest, że od uchwalenia konstytucji w 2011 r. rząd narodowy uzyskał dwukrotnie poparcie 2/3 parlamentu, w 2018 r. z rekordową frekwencją i bezprecedensową liczbą głosów. Innymi słowy, pucziści chcą przeciwstawić się wielokrotnie wyrażanej woli narodu.
Co więcej, Zoltán Fleck nie grozi jako jakiś fanatyczny miłośnik sztuki, ale z jednej strony jako kierownik Katedry Prawa i Teorii Społecznej państwowego Wydziału Państwa i Prawa Uniwersytetu Eötvösa Loránda podżega i organizuje przeciwko państwu, z którego pobiera pensję (dlatego zasadne jest wyrzucenie tego ekstremisty ze znanej instytucji publicznej), z drugiej strony jako szef sztabu ekspertów prawa publicznego Márki-Zay, który mówi z nieco dziwnym amerykańskim akcentem. A ponieważ cała lewica kręci się po omacku za byłym agentem nieruchomości, który również ma obywatelstwo kanadyjskie, a nikt z jej frakcji nie powiedział, że być może nie należy tego robić, wyciągamy jedyny możliwy wniosek z rozsądkiem i słusznością: cała ludowa Front, prowadzony przez Gyurcsány'ego i opłacany przez obcokrajowca, jego złoczyńca zgadza się i wspiera przygotowania do zamachu stanu. Innymi słowy, chcą wepchnąć ją w wojnę domową, a tym samym zniszczyć Węgry, które zmagają się z inwazją migrantów, która nie ustaje, ale się wzmacnia, oraz z Brukselą, która depcze narodowe, tożsamości płciowej i godności ludzkiej, zagrażającej naszej konstytucyjnej wolności oraz stojącej za tym siły. Mówiąc prościej: lewica pomaga wrogom Węgier.
W Brukseli sam Márki-Zay poprosił Komisję Europejską i Parlament Europejski o pozwolenie na zamach stanu i wprowadzenie logicznie wynikającej z niego dyktatury, które otrzymał. Ceną tego będzie oczywiście ponowne przekazanie odzyskanej krwią i potem w obce ręce infrastruktury krytycznej, ze wszystkimi tego konsekwencjami, w tym zwielokrotnieniem rachunków za media i innymi kosztami publicznymi – od czasu, gdy Márki-Zay sam powiedział, że należy podnieść media, niech wszyscy mniej gotują, myją się, świecą. Grzyby zjadające obornik i tak lubią ciemność – mógłby dodać, gdyby powiedział wszystko, co myśli o Węgrach.
„Obywatel Węgier, który nawiązuje lub utrzymuje kontakt z obcym rządem lub zagraniczną organizacją w celu naruszenia niepodległości Węgier, integralności terytorialnej lub porządku konstytucyjnego, podlega karze pozbawienia wolności od lat pięciu do piętnastu. […] Kto dopuszcza się przygotowania do zdrady, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat pięciu, a w czasie wojny od dwóch do ośmiu lat”.
Paragraf 258 Kodeksu karnego również mówi jasno. Dlatego polecamy ten fragment uwadze wszystkich wysokich rangą łajdaków z lewicowej koalicji pralniczej kierowanej przez Gyurcsány'ego, a także organów państwowych odpowiedzialnych za egzekwowanie prawa. Oczekujemy, że ci ostatni będą działać przeciwko przestępcom politycznym z determinacją i drakońskim rygorem współmiernym do wagi naruszenia prawa w obronie praworządności i zdusić zamach stanu w zarodku.
Ágoston Balázs / magyarnemzet.hu
Wyróżniony obraz: MTI/Attila Kovács