Na Międzynarodowym Lotnisku im. Ferenca Liszta policja zatrzymała przewodniczącego wydziału wykonawczego György Schadl i jego żonę – która również jest dyrektorem – gdy byli w drodze do Dubaju.

Z informacji prokuratury wynika, że ​​toczy się postępowanie karne dotyczące kierownictwa Wydziału Wykonawczego węgierskiego sądu.

Na podstawie danych informacyjnych firmy dostępnych w Internecie, György Schadl założył w 2011 roku biuro wykonawcze Schadl és Társa w Budaörs. Jak Państwo pamiętają, w tamtym czasie bardzo opłacało się być wykonawcą ze względu na kryzys, który dotknął wierzycieli walutowych. Nawiasem mówiąc, żona Schadla była kiedyś naczelnikiem wydziału w biurze skarg izby wykonawczej, a jej matka była sekretarką Ferenca Gyurcsány'ego.

György Schadl został prezesem Wydziału Wykonawczego Sądów Węgierskich w 2015 roku. Na podstawie doniesień prasowych, które wyciekły z postępowań karnych, według Origo za Schadla można było wejść do władzy wykonawczej za pieniądze, a członkostwo musiało być opłacane co miesiąc.

Według Origo w sprawę zaangażowanych jest obecnie siedemdziesiąt W trakcie śledztwa przeprowadzono rewizję w budynku biurowym przy Városmajor utca 74, w którym mieści się firma rodziny Schadl oraz kilku niezależnych komorników. W przeszłości działania egzekutorów otaczały skandale. Korupcja, defraudacja, niekompetencja zawodowa – na początku lat 2000. te określenia najlepiej charakteryzowały organizację.

W prasie często można było przeczytać, że w zamian za określone wynagrodzenie wykonawcy brali udział w przekazywaniu określonych składników majątkowych. Później w prasie węgierskiej zrobiło się głośno o tym, jakie wyjazdy przywódcy izby wykonawczej odbywali z członkami rodzin, np. oficjalne wyjazdy zagraniczne , np. diety dzienne.

Później również prasa węgierska głośno zareagowała, gdy ujawniono, że izba odbywa walne zgromadzenia w drogich, luksusowych hotelach. Na przykład w 2014 roku zorganizowano konferencję w luksusowym hotelu w Sárvár.

Niesmaczny charakter prania pieniędzy potęgował fakt, że na początku 2010 roku toczyły się postępowania egzekucyjne, które dotyczyły nieudanych kredytobiorców walutowych. Według Origo „umowy kredytowe rejestrowane w walutach obcych zawierały jednak bardzo skomplikowane konstrukcje prawne, a do prawidłowego prowadzenia takich spraw wymagana była wystarczająca wiedza prawnicza. A powinno być, bo większość wykonawców nie miała wówczas wykształcenia prawniczego”.

Dzięki zasadom, które pozostały nam po zmianie ustroju, nawet ci, którzy nie skończyli studiów prawniczych, mogli pozostać w karierach menedżerskich. Według artykułu Origo, do 2015 roku połowa z prawie dwustu wykonawców miała co najwyżej maturę, a tylko 40, czyli dwadzieścia procent, miało wykształcenie prawnicze.

Tak się złożyło, że wśród wykonawców znaleźli się także hodowcy zwierząt i wychowawcy przedszkoli.

Możesz przeczytać cały artykuł o Mandiner

Zdjęcie: MTI/György Varga