Powszechnie wiadomo, że podczas gdy normalna mowa powstaje w lewej półkuli, słowa podrzędne powstają w położonym głębiej w prawej półkuli układzie limbicznym, który odpowiada za reakcje emocjonalne. Wygląda na to, że burmistrz najbardziej wolnego miasta na świecie był bardzo zdenerwowany, że pewnego dnia musiał odpowiadać na pytania.
To kwestia osądu, czy polityk, wybrany urzędnik może sobie pozwolić na otwarte przeklinanie, czy nie; zdaniem wielu nie pasuje, budzi niepokój o przekaz, jaki wysyła do mas, zwłaszcza gdy wiemy, że ton komunikacji w dzisiejszym życiu społecznym w ogóle staje się z dnia na dzień coraz bardziej agresywny. Smutnym faktem jest jednak to, że coraz więcej ludzi coraz częściej pozwala sobie na obsceniczność, podobnie jak jest prawdopodobne, że
„Niech z ust waszych nie wychodzi żadna zgniła mowa, ale tylko to, co jest pożyteczne do koniecznego zbudowania, aby słuchającym było błogosławieństwem”
większość naszych polityków nie byłaby nawet w stanie zidentyfikować autora nakazu, gdyby zaszła taka potrzeba.
Próg bodźca jest więc w niebie, a wypowiedzi kreatorów dyskursu publicznego czasami przytłaczają nawet tych, którzy na co dzień odnotowują sz@rozy dyrekcji ze smutnym pragmatyzmem. Jednak wulgarny język nie jest odpowiedni dla wszystkich i zdarza się, że co mówca wygrywa na drodze, traci na zwyczajach.
Gábor Győri, główny analityk Policy Solutions, któremu trudno zarzucić bliskość z rządem, uważa, że to bardzo indywidualna sprawa, jak ktoś może znaleźć pozycję i zwyciężyć w środowisku komunikacyjnym dzisiejszego życia politycznego. To więcej niż ironia, że ekspert wyjaśnił to wszystko Népssavie w sierpniu zeszłego roku.
„Nie ulega wątpliwości, że dla postawy populistycznej otwiera się coraz bardziej sprzyjająca przestrzeń. Używanie wulgarnego języka, który sugeruje, że polityk jest człowiekiem z ludu. Można analizować jego narzędzia i strategie, ale nie wszystkim to odpowiada, nie każdy potrafi to autentycznie przedstawić… Na przykład Gergely Karácsony nigdy nie będzie w stanie podążać tą drogą, ponieważ jego postawa jest właśnie powściągliwa i uprzejmości, która wciąż ma szeroki zasięg – wyjaśnia Gábor Győri. Populizmowi też nie poszło dobrze Gordonowi Bajnaiowi, choć próbował zagłosować na pomnik, nie wyszło. Péter Medgyessy też by z nim nie odniósł sukcesu”.
Z kolei Donald Trump bardzo dobrze radził sobie z wulgarnym językiem, często używał przymiotnika kurwa , zwłaszcza w swoich wpisach na Twitterze, pokazywał, że potrafi przemawiać do ludzi głosem ludu. W ciągu swojego cyklu opublikował 34 tysiące postów i miał prawie 90 milionów obserwujących, dopóki giganci technologiczni nie uciszyli urzędującego prezydenta USA; oczywiście dla większej chwały demokracji. Ale to już inna historia.
Zastanówmy się jednak, dlaczego postawę kulturalną i powściągliwą, wciąż przyćmiewa inne problemy, które się z nim wiążą!
Na rozprawie Karácsony nazwał to oburzające, że przeprowadza „fałszywe” przeszukania domów na podstawie „fałszywych” nagrań audio policji i przewodniczącego komisji śledczej Pétera Kovácsa XVI. Odpowiadając na pytanie starosty powiatu (Fidesz-KDNP), że jego zdaniem nagrania audio nie są prawdziwe, odpowiedział:
"Twierdzę, że obchodzi mnie to, co jest na tych nagraniach, panie prezydencie, bo ludzie ze sobą rozmawiają".
Warto by to wszystko zinterpretować w taki sposób, aby wulgaryzmy nie zakrywały prawdziwego problemu, jakim jest brak spójnego rozumowania. Jasne. Czy burmistrza obchodzi treść obciążających nagrań audio, bo ludzie na nich rozmawiają? Nie wiem nawet, co by powiedziała opinia publiczna, gdyby okazało się, że podczas oficjalnego przesłuchania szef tajnych służb powiedział na nagłośnionym nagraniu audio, w którym syryjscy neurochirurdzy dyskutują między sobą, jak wybuchną na placu Deák metrze, w godzinach szczytu, że „sz@rok to panie prezydencie, bo ludzie ze sobą rozmawiają”?
Czy taka siła robocza odniosłaby sukces, czy też zostaliby natychmiast zwolnieni z pracy, ale bez stąpania po ziemi? Oczywiście Karácsony'ego nie można zwolnić, bo jest wybieralnym liderem, a dobrowolna rezygnacja jest tak odległa od jego typu, jak Makó z Jeruzsálem, ale jeśli mówimy o zwolnieniach, to są tu inne sprzeczności, a mianowicie w związku z karą nagroda Balázsa Bartsa. W odpowiedzi na pytanie Karácsony powiedział w tej sprawie:
„Gdyby zaufanie zostało zachwiane, zwolniłbym go. Otrzymał bardzo wyraźny sygnał, aby negocjować o wiele ostrożniej, nawet w przypadkach, w których wyraźnie sprowadzono go na manowce. Podczas przesłuchania złożono oświadczenia, które najwyraźniej miały na celu wykrycie tego i ujawnienie tego. W tym przypadku powinien być dużo bardziej ostrożny”.
No cóż, temu tokowi myślenia też nie można zarzucić spójności, bo zgodnie z drugim zdaniem Barts musi negocjować dużo ostrożniej, NAWET w tak prostych sprawach, kiedy chcą go wciągnąć w fajkę. No, nawet w tych skomplikowanych... Z kolei kolejne zdanie wyraźnie wygrywa, bo mówi o negocjacjach, które odbyły się po to, by zostać nagrane i ujawnione.
Wyobrażam sobie wyciekające nagranie audio, na którym sam rozmawiam ze „starym kolegą” o tym, jak porwiemy wybranego przez nas trzylatka z podwórka przedszkola, a potem… no nie , nie wyobrażam sobie tego, bo nigdy nie przyszło mi do głowy, że trzylatki okradają mnie z podwórka przedszkolnego czy gdziekolwiek, więc nie mogę nawet z nikim o tym porozmawiać. Nie ze starymi towarzyszami czy innymi; chyba że przystawią mi pistolet do głowy.
Dlatego mam nadzieję, że szanowny burmistrz jak najszybciej uspokoi opinię publiczną, że niewinni uczestnicy rozmowy – tacy jak były premier Gordon Bajnai czy były lider Wallis Gyula Gansperger – wciąż trzymali pistolet przy głowie i byli zobowiązani do upewnić się, że budynek przedyskutuje jego sprzedaż.
Gdyby natomiast tak się nie stało, a wyżej wymienieni potentaci nie mówili na siłę o sprzedaży Ratusza, to między innymi o tajemnicach funkcjonującego tam systemu prowizyjnego, w miejsce burmistrza , zdecydowanie przemyślałbym swoje stwierdzenie
"Nie jestem kompletnym idiotą".
Wyróżniony obraz: Ilustracja / Pixabay