"Trzymaj swoich przyjaciół blisko. Twoi wrogowie jeszcze bliżej.

Ursula von der Leyen złożyła 9 maja niespodziewaną wizytę premierowi Viktorowi Orbánowi.

Musimy przyznać – widzimy – że demokracja jest podmiotem podlegającym ciągłym zmianom. Oczywiście kierunek „rozwoju” wyznacza określony krąg, a nie główny interesariusz demokracji, dany przez Boga naród.

Jesteśmy świadkami dosłownego rozpadu demokracji. W świecie zachodnim istnieje wyczuwalna separacja dwóch składowych słów demokracji. Podział na „demos” („ludzie”) i „kratos” („władza”), który teraz można odczuć na wyciągnięcie ręki, co więcej, ich całkowita niezależność od siebie i jeszcze pełniejszy brak przejścia jest bezdyskusyjny.

Kamieniem węgielnym pierwotnej i nieskażonej demokracji jest prawo rzymskie, rządy prawa. Jej największym wrogiem są podwójne standardy, najbardziej kompletna kpina z funkcji prawa polegającej na utrzymywaniu sprawiedliwości i utrzymywaniu równowagi społecznej, a co więcej, praktyka włączania nielegalności w ramy „prawne” stała się powszechna. Wszystko to dzieje się w ten sposób, że tylko „kratos” sprawuje władzę nad „demosami” wykluczonymi z podzielonej demokracji, o których mowa powyżej, i reprezentuje się quasi-ja, oczywiście z coraz silniejszym odniesieniem do interesów społeczeństwa jako całość.

Poszliśmy za demokracją, jak można było usłyszeć w starej piosence Hofiego: „i” zostało utracone z prawdy.

Nadchodzi kolejna wojna światowa. Zdrowy rozsądek wymagałby zacieśniania współpracy krajów europejskich w ramach klasycznej koncepcji demokracji. Zamiast tego kontynuujemy leninowską ścieżkę budowania imperium. Kolejnym zadaniem jest demontaż instytucji weta państwa członkowskiego.

Celem nie jest rozwiązanie zadanego problemu. Podany problem jest wykorzystywany w tym celu.

Fakt, że unijni biurokraci walczą o uratowanie Unii za pomocą kilku moralnych i ekonomicznych nonsensów, nie jest już dla nikogo zauważalny. Ta administracja jest jak proliferacja komórek nowotworowych. Aby się chronić, niszczą wszystko w swoim otoczeniu, co mogłoby zapewnić im przetrwanie. Chcieliby teraz przyspieszyć to samozniszczenie – o ile jest to jeszcze możliwe – kolejną próbą amputacji prawa do samostanowienia.

Ale mam cierń pod paznokciem! Jest schowany w klasztorze Karmelitów. Musimy więc polecieć do Budapesztu osobiście, aby dokładnie zbadać, w którym kierunku będzie najskuteczniej pozbyć się tego upartego ciernia. Jak dotąd, im bardziej szturchał, tym głębiej się kopał. Osiągnął już punkt, w którym boli tak bardzo, że każdy ruch powoduje głośny syk.

Prezydent osobiście monitorował delikatną sytuację.
Badanie wykonał z szerokim uśmiechem na twarzy. Przeskanował przyczynę bólu, zapamiętał doświadczenia i wyszedł z tym samym pustym, wyćwiczonym wyrazem twarzy, jakim był. Możemy być pewni, że poczujesz się bliżej rozwiązania niż wtedy, gdy tu przybyłeś. Możemy też być pewni, że nie ma ku temu powodu.

Kolec pod moim paznokciem ani drgnął.

Jednocześnie bądź ostrożny, ponieważ w ścianie zawsze jest szczelina.
Imperium nie toleruje płci. Nie zawsze. Mistrzowie luk wiercą i rzeźbią, dopóki nie przygotują odpowiedniego rozwiązania „dla wszystkich”, w którym suwerenne przetrwanie wszystkich narodów może być w pełni zrealizowane nawet bez prawa weta. W jaki sposób to zdanie sprawia, że ​​utykasz? Nie zapominajmy: w pewnych kręgach brak logiki jest podstawowym wymogiem.

na razie
żadnego urzeczywistnienia Myślę jednak, że wydarzenia ostatnich dwóch lat nauczyły nas, jak bardzo cel może uświęcać środki. Niezwykłe sytuacje potrafią zdziałać cuda. W ostatnim czasie przeżyliśmy niezliczoną ilość niewyobrażalnych wydarzeń, które jeszcze 6-7 lat temu sklasyfikowalibyśmy jako niemożliwe bez zastanowienia. Od napływu migrantów, przez narodziny mężczyzn, po wojnę, która wybucha w Europie i zagraża jej istnieniu. Obawiam się, że czeka nas jeszcze wiele niespodzianek, które dziś jeszcze wydają się niewyobrażalne.

Ufajmy, że kolec będzie w stanie utrzymać się na swoim miejscu. Według jego własnych zeznań, tym lepiej pracuje, im większa jest na nim presja.

Zdjęcie: Francois Walschaerts/AFP za pośrednictwem Getty Images