Czy wciąż pamiętamy o obietnicach przedświątecznych kampanii? Otóż ​​nie mówię o jego obecnej kampanii na premiera, która kopiując hasła wyborcze amerykańskiej i hiszpańskiej populistycznej lewicy , zamieniłaby przyszłoroczne wybory w pojedynek charakterów zamiast konkursu kompetencji, ustawiając Karácsony jako postać „uczciwa, niezdarna, ale ludzka, przez co bardzo sympatyczna”. Było ich całkiem sporo.

Zobaczmy, które ze 153 obietnic zostały do ​​tej pory spełnione iw jaki sposób! doboru tematycznego igeretgyeilo.hu 26 zobowiązań można nazwać udanymi, co samo w sobie nie jest zbyt wiele, dokładnie 17 proc., a jak wiemy diabeł tkwi w szczegółach. Na przykład w obszarze ochrony zdrowia portal klasyfikuje „wsparcie badań przesiewowych populacji” jako spełnioną obietnicę, co oznacza, że ​​stolica przekazała bezpłatnie kilkadziesiąt tysięcy testów na koronawirusa niektórym dzielnicom lub grupom wiekowym , czyli masa, 99 proc. – bądźmy stylistyczni – nie odczuło zbytnio efektu.

W najbardziej efektywnym obszarze, spraw społecznych, tylko trzy z 12 zobowiązań są odnotowywane przez portal jako sukcesy; zasiłki dla potrzebujących rodzin, przeciwdziałanie eksmisjom bez mieszkania i pracy dla unikającychzapewniła poszukującym bezpłatny transport publiczny. Z tego tylko pierwszy punkt oznacza faktyczne działanie, które dodaje 24 000 HUF rocznie do użyteczności społecznie potrzebujących lub niepełnosprawnych mieszkańców stolicy. Zawieszenie eksmisji i bezpłatne podróżowanie to rodzaje środków pasywnych, które nie wymagają żadnych specjalnych inwestycji ani pracy. I w rzeczywistości większość „sukcesów” Bożego Narodzenia jest właśnie taka.

Wśród nich możemy wyróżnić wzmocnienie brukselskiego urzędu stołecznej gminy – co jest oczywiście w interesie nas wszystkich – wygnanie Lokál z przestrzeni publicznych stolicy – ​​ograniczenie wolności prasy jest również w sferze publicznej zainteresowanie - a nie solenie oblodzonych dróg, zamiast tego stosowanie przyjaznych dla środowiska środków antypoślizgowych. A moim osobistym ulubieńcem było ogłoszenie stanu zagrożenia klimatycznego, które wbrew jego intencjom wskazywało na niekompetencję Karácsony'ego, ponieważ jest to niedawno ukute, modne hasło, którego nikt dokładnie nie wie, co ono oznacza, ale nadal zawiera termin stan wyjątkowy. A przez to rozumiemy nieoczekiwaną, niebezpieczną sytuację, z którą należy natychmiast się uporać. Oczywiste jest, że użycie tego słowa nie jest jego własnym pomysłem, podobnie jak nic w okolicach Bożego Narodzenia, ale to nie chroni go przed sklasyfikowaniem jako tandetny.

Węgrzy oczekują działania od lidera wszechczasów, chcą na niego liczyć w trudnych chwilach, ale jeśli wzywa niebezpieczeństwo, potem relaksuje się w swoim wyściełanym fotelu i drzemie, dopóki nie napisze lub nie napisze następnego postu, szybko staje się frywolny. Jeśli nasz dom się pali, jesteśmy zajęci gaszeniem pożaru i nie ma potrzeby próżniaka, który tylko się gapi i stwierdza oczywiste rzeczy zamiast pomagać. W ten sposób Budapeszt nawet nie ma burmistrza, tak jakby nie istniał.

Co ciekawe, punkt programu o nazwie „założenie głównej sieci rowerowej”, czyli po węgiersku malowanie ścieżek rowerowych, portal tylko częściowo ocenia jako sukces, według którego wydaje się, że Karácsony nie skończył jeszcze karać budapeszteńskich kierowców na korzyść rowerzystów, a obie grupy chcą jeszcze bardziej zaognić napięcie. Nie zrozumcie mnie źle, jazda na rowerze jest fajna, ale tak naprawdę nie ma znaczenia, gdzie i jak to się dzieje. Budowa ścieżek rowerowych to szeroko wspierany program, a rząd robi dla niego wystarczająco dużo w całym kraju, ale nacisk kładziony jest na budownictwo, które wiąże się z pracą i kosztuje. Karácsony nie ma intymnego związku z pracą i chociaż jest świetny w wydawaniu pieniędzy, te kwoty zwykle nie trafiają tam, gdzie są naprawdę potrzebne. Burmistrz lubi to brać, zmieniać nazwę, a następnie twierdzić, że wynik końcowy jest jego własnym.

To samo dotyczy 30-hektarowego obszaru, który stał się centrum uwagi i został przemianowany na pszczele pastwisko. Możemy oczywiście nazwać snyas „zaprojektowanymi” w ramach programu „Dziki Budapeszt” jako zielone wyspy, ponieważ chwasty pozostają chwastami. Istotą prawdziwych pastwisk pszczelich jest to, że rośliny o dużym bogactwie gatunkowym, kwitnące naprzemiennie od wiosny do jesieni, dostarczają owadom zapylającym pyłek i nektar w sposób odpowiadający trybowi życia owadów, a spokojne, wolne od smogu miejsca są do tego konieczne. Ergo, owady raczej nie będą czuły się dobrze na wyspach chodnikowych i wzdłuż dróg dwupasmowych.

Zagrożeniem dla ochrony przyrody jest również 30 hektarów odłogów na Boże Narodzenie, ponieważ wraz z zaprzestaniem koszenia wkrótce pojawią się tak zwane gatunki pionierskie, z których większość to chwasty. Oczywiście krostowiec też nie dostał tej nazwy przez przypadek. A wtedy nawet nie mówiliśmy o gatunkach inwazyjnych, a jeśli te tereny pozostaną przez lata nieleczone – jak planuje stolica – to te gatunki rozmnożą się w taki sposób, że nie da się ich za życia wytępić. Przykłady obejmują drzewo bożków lub nawłoć kanadyjską.

Słowem jak sto, pszczele pastwiska na obszarach miejskich można stworzyć tylko sztucznie, przy dużym nakładzie pracy i pieniędzy. Ale właśnie na te dwie pozycje Karácsony nie zamierza wydawać pieniędzy na projekt, ponieważ obniżył koszty koszenia z 344 mln HUF do 180 mln HUF, a następnie z niekończącym się cynizmem zmienił nazwę obszarów pozostawionych ich losowi na pastwiska dla pszczół. Znacznie bardziej odpowiednie byłoby jednak biwakowanie kleszczy lub toklásztanya... A najsmutniejsze w tej historii jest to, że część inteligencji z Belpestu, która dotąd była tylko na wsi, w ad absurdalnych gospodarstwach rolnych, nie tylko akceptuje tego, ale nawet idiotycznie z tym walczyć.

Z góry powiem, że jeśli świąteczne ciasteczka nie spełnią oczekiwań, a pszczoły nie będą się nimi zajmować, to wina Orbána.

 

Wyróżniony obraz: PS/Gyula Péter Horváth