Można się nawet cieszyć, że Komisja Europejska w końcu przeszła na ostrzejszy ton i rozważa podjęcie zdecydowanych kroków w interesie europejskich odbiorców energii. Tak na pierwszy rzut oka wygląda, że ​​planuje wprowadzić pułap cenowy na gaz.

Zgodnie z tą ideą giełdowa cena nośnika energii byłaby maksymalizowana, co oznacza, że ​​nie można było nim handlować powyżej pewnego poziomu cenowego. W ten sposób Bruksela chroniłaby konsumentów przed dalszymi podwyżkami cen i ich katastrofalnymi skutkami dla społeczeństwa i gospodarki, których nie da się jeszcze przewidzieć.

Komisja wreszcie opamiętała się – można by pomyśleć, ale sytuacja nie jest taka prosta.

Wielu od razu porównało ten pomysł do węgierskich ograniczeń cenowych i ograniczeń cenowych, i to nie bez powodu. Na Węgrzech system limitów cenowych również działa w ten sposób, że określana jest maksymalna kwota do zapłaty za produkt, poniżej której można oczywiście sprzedać benzynę, olej kuchenny, a nawet pierś z kurczaka. W przypadku gazu i energii elektrycznej ludzi chroni stała cena urzędowa, która jest znacznie korzystniejsza niż cena rynkowa, nawet powyżej średniego zużycia. Skręt polega na tym, że na Węgrzech rząd stworzył otoczenie prawne w taki sposób, że usługodawca (stacja benzynowa, sklep, firma energetyczna) ma również obowiązek świadczenia usługi, więc

nie może przestać sprzedawać, nawet jeśli nie jest to już dla niego warte. Tego właśnie brakuje we wniosku Brukseli.

Komisja nie może zobowiązać sprzedawcy do handlu gazem na giełdzie. Innymi słowy, Gazprom lub jakikolwiek inny aktor może spokojnie powiedzieć: „dziękuję bardzo, nie warto mi sprzedawać gazu po tej cenie, więc wolę nim nie handlować”. A gdyby tak się stało, to jeszcze bardziej zagroziłoby i tak już niezbyt bezpiecznej opiece.

Z tego punktu widzenia propozycja Komisji bardziej przypomina igranie z ogniem niż realne rozwiązanie, biorąc pod uwagę obecny poziom pojemności magazynów gazu.

Nie trzeba było długo czekać na reakcję Rosjan, którzy zdecydowali się nie zawieszać handlu giełdowego, ale zatrzymać Nord Stream. Oczywiście przyczyną jest oficjalnie awaria, ale na podstawie okoliczności łatwo wywnioskować, jaka może być prawdziwa przyczyna. Prezydent Rosji Władimir Putin również dał jasno do zrozumienia w ciągu ostatnich kilku dni: jeśli będzie pułap cenowy, nie tylko nie będzie gazu, ale też ropy i węgla.

Tymczasem Europa stara się uniezależnić od rosyjskiego gazu z wielką kamizelką. W tym celu zwiększyła eksport gazu LNG z tak zaskakujących początkowo miejsc jak Chiny. Z wyjątkiem

Chiny eksportują niemal dokładnie tyle gazu do Unii Europejskiej, ile importują z Rosji. Oczywiście kupiony tanio z Moskwy nośnik energii został przekazany Brukseli po cenie rynkowej.

Nawiasem mówiąc, Arabia Saudyjska już zrobiła to samo z nami. Jest więc jasne, że na razie Komisja stara się być twarda, bez względu na to, ile to kosztuje, nie ma alternatywy dla rosyjskiego gazu. A fakt, że chce rozwiązać sytuację kryzysową, którą spowodował po części wywołując jeszcze większy kryzys, jest swoistą mieszanką politycznej krótkowzroczności i obojętności. Teraz nadszedł czas, aby zwrócić na to uwagę, najlepiej zanim będzie za późno. Pewne jest, że jesteśmy w ostatniej godzinie.

Zoltán Kaszab / Niedziela

Zdjęcie: MTI/Szilárd Koszticsák