Trudno sobie wyobrazić Gergely'ego Karácsony'ego wygłaszającego żarliwe przemówienie do swojej publiczności, zwłaszcza o świcie. A jednak tak się stało, sam burmistrz udostępnił krótkie, półminutowe wideo, w którym przy akompaniamencie szerokich gestów dłoni wygłasza przemówienie do strajkujących od wielu dni budapeszteńskich zbieraczy śmieci i z zabójczą odwagą daje im do zrozumienia, że w ratuszu niewiele mogą zrobić w tej sprawie i – co za niespodzianka – to wszystko wina rządu.
Burmistrz mógł kierować się tą samą pasją, co, jak sam przyznaje, kiedy ściął głowę Sándorowi Pintérowi, ponieważ śledczy odważyli się przeszukać jego dom w sprawie ratusza.
W Budapeszcie od wielu dni na ulicach stoją wypełnione po brzegi pojemniki na odpady z gospodarstw domowych, śmieciarze nie podejmują pracy, narzekając, że podczas gdy zarząd firmy mówi o wymarzonej pensji, oni nie zarabiają prawie połowy reklamowanej kwoty, byliby bardziej cenieni niż inne firmy transportujące odpady, a ponadto lepiej opłacani od nich inspektorzy śledzą każdy ich ruch, pilnując, czy przyjmą od kogoś napiwek za opróżnianie czarnych pojemników.
Na razie jedyne, co zrobiono, by uspokoić sytuację ze strony stolicy, to Mártha Imre, szefowa holdingu użyteczności publicznej, zapuściła się między protestujące śmietniki, prowadząc śmieciarkę w sposób zgodny z Instagramem i przybywszy na miejsce zdarzenia w dobrze skrojonym firmowym ubraniu roboczym (dobrze, że plażowicze w stolicy nie strajkują, bo w tym czasie przyszedł surfować) i powiedział robotnikom, że może chodzić, ale po prostu nie mógł: ich serca są wielkie, są ze złota, dali by, ale nie ma nic. Ale przynajmniej nie zagroził protestującym zwolnieniem, jak zrobił to jeden z przywódców związkowych pierwszego dnia strajku.
Następnego dnia o świcie sam burmistrz powtórzył to, co powiedziała Mártha, oferując śmieciarzom nie pieniądze, ale „stowarzyszenie”. Według Karácsony'ego, śmieciarze nie są źli na kierownictwo firmy, ponieważ je rozumieją i kochają, ale na brzydki, zły rząd.
Oprócz tego burmistrz napisał pismo do szefa zarządzania kryzysowego, w którym przyznał, że nie mogą rozwiązać wywozu śmieci, istnieje poważne zagrożenie dla zdrowia publicznego, więc powinni od teraz wykonywać zadanie. A Urząd Miasta kontynuuje negocjacje z protestującymi śmieciarzami, choć ci na początku mówili, że trudno im znaleźć akceptowalną ofertę, czyli tylko czekają na swój czas.
Były burmistrz István Tarlós podczas swojej kadencji kilkakrotnie powtarzał: czy mu się to podoba, czy nie, ostatecznie ponosi odpowiedzialność polityczną za to, co dzieje się w mieście, ponieważ został do tego zadania wybrany.
Karácsony z kolei unika kwestii odpowiedzialności jak węgorz wysmarowany smalcem i zawsze może przyciszonym głosem wskazać kogoś, kto powinien wykonać swoją pracę.
Nieadekwatność Karácsony'ego była już widoczna dla Ferenca Gyurcsány'ego, choć z innego punktu widzenia. W swoim pierwszym dłuższym wywiadzie dla Partizana Mártona Gulyása po porażce wyborczej lider DK nazwał dylematem, czy zadaniem burmistrza jest kierowanie miastem („odnowić Blaha Lujza tere i mieć ścieżkę rowerową na Üllői út”) czy też w duchu oporu opozycji oblegać klasztor Karmelitów śmieciarkami, jak to ujął przywódca DK, „organizować wspólnotę najbardziej wolnego węgierskiego miasta przeciwko samowolom”.
Gyurcsány ma małe Boże Narodzenie, ponieważ nie jest wystarczająco wojowniczy do tego ostatniego - będzie miał nawet burmistrza cienia DK - i dla nas, mieszkańców Budapesztu, ponieważ Karácsony jest tylko cieniem prawdziwego burmistrza i między innymi , nie może nawet rozwiązać problemu, że w mieście przynajmniej kosze powinny być opróżniane rano.
Źródło: Magyar Nemzet/GÁBOR SCHMIDT
Wyróżniony obraz: Origo