W sobotę węgierska partia Szövetsé odniosła historyczny sukces w wyborach samorządowych i powiatowych na Słowacji. Ale nie nauczyliśmy się żadnych ważniejszych lekcji.
János Árpád Potápi , sekretarz stanu w Kancelarii Premiera odpowiedzialny za politykę krajową, stwierdził na konferencji prasowej oceniającej wyniki głosowania, odnosząc się do zjednoczenia partii węgierskich rok temu: „wstępne prace przyniosły efekty”. Sojusz stał się znaczącą partią w regionie południowej Słowacji i należy się z nim „bardzo mocno” liczyć także w polityce krajowej. Obecne wyniki stwarzają możliwość, że Węgrzy na Słowacji będą mieli bardzo silną reprezentację parlamentarną.
Konieczność zjednoczenia uzasadniał tym, że choć na Słowacji Węgrów jest 8,5 proc., to w ostatnich wyborach żadna etniczna partia węgierska nie weszła ani częściowo, ani w całości do słowackiego parlamentu.
János Árpád Potápi wyjaśnił: Stowarzyszenie znacznie zwiększyło liczbę miejsc przedstawicielskich w powiatach, będzie miało 54 przedstawicieli w pięciu południowych powiatach, czyli o 12 więcej niż dotychczas. Stowarzyszenie zdobyło 263 stanowiska burmistrzów, z czego samodzielnie zdobyło w 222 osiedlach, aw kolejnych 41 miejscowościach osiedla będą zarządzane koalicyjnie, co jest "ogromnym osiągnięciem".
Krisztián Forró , prezes Stowarzyszenia Wyżyna, powiedział, że wynik przerósł wszelkie oczekiwania i wstępne oceny. „Słowackie media i politycy nie bardzo wiedzą, co zrobić z tym wynikiem, ani go wypluć, ani przełknąć” – powiedział, po czym podkreślił, że wyniki pokazały siłę partii i społeczności węgierskiej. Zaznaczył, że obecnie Stowarzyszenie ma największą liczbę przedstawicieli powiatów na Słowacji, którzy zostali wybrani w barwach jednej partii.
Krisztián Forró powiedział: „nie tylko utrzymaliśmy nasze bastiony, ale także je wzmocniliśmy”, a następnie wskazał, że w powiatach Nagyszombat i Nyitra na kandydata na prezydenta powiatu głosowało znacznie więcej osób niż Węgrzy.
Między innymi uzasadniał znaczenie jednolitej reprezentacji Węgier w słowackim parlamencie faktem, że rozwój dróg i kolei w zamieszkałych przez Węgrów południowych regionach był opóźniony, co, jak stwierdził, było niedopuszczalne. Dodał: Południowa i Wschodnia Słowacja były przez władze centralne traktowane jak pasierbowie.
7 wielkich lekcji wyborów powiatowych i samorządowych
Dobry wynik wyborów, który wielu właścicieli chciałoby mieć. Tak właśnie stało się w Felvidék, zaskakując nawet samych kandydatów. Od sobotniej nocy jedna analiza zderzyła się z drugą, ale kilka ważnych lekcji nie zostało jeszcze wystarczająco wyciągniętych, pisze Zsolt Király w swojej analizie opublikowanej na korkep.sk
1. Węgrzy na wyżynach są zjednoczeni, a Sojusz nadal cierpi z powodu wewnętrznych walk
Można by się spodziewać, że po takim wyniku (54 przedstawicieli powiatów, przewidywanych 2-3 wiceprezesów powiatów, 263 burmistrzów, ponad 1700 przedstawicieli samorządów, zebrane 505 tys. Dzieje się odwrotnie. Wskutek:
Niektórzy aktorzy Most-Híd i platformy Unity początkowo nie byli zainteresowani sukcesem społeczności węgierskiej po ataku Berényiego. Teraz, gdy politycy MKP przynieśli skutek, trzej toksyczni politycy László Solymos, Konrád Rigó (Most-Híd) i Mózes Szabolcs (ale oprócz niego ukrywają się tam inni), którzy wcześniej atakowali Forró i Berényiego, najwyraźniej dołączyli do wśród zwycięzców. Jednak kopanie rowów w głębi lądu trwa.
Przewodniczący OT Solymos nawet nie pojawił się na posiedzeniu Rady Narodowej oceniającej i na późniejszej konferencji prasowej, przewodniczący Platformy Rigó szantażował Berényiego na posiedzeniu zarządu, aby zakwestionował warunki jego nominacji, a coraz bardziej żałosny Mózes Szabolcs (Összefogas) ciągle się kręci jak wiatrówka. Na tego ostatniego „polityka” szczególnie warto zwrócić uwagę u Węgrów z gór. Po Béli Bugárze wyrósł na najbardziej obłudną, całkowicie pozbawioną zasad osobę publiczną o gumowym grzbiecie.
2. Czyją zasługą jest wynik wyborów?
To, że Sojusz-Sojusz wygrał wybory przed wszystkimi pozostałymi partiami stojącymi za niezależnymi (zdobyli 505 tys. głosów, drugi Hlas 400 tys.) wynika ze specyfiki głosowania powiatowego i gminnego. Tam sami głosują na kandydatów. Nie ma miejsca na ideologie czy platformy, a co najważniejsze żaden z toksycznych polityków (Solymos, Rigó, Mózes) nie kandydował. Z drugiej strony liderzy Platformy MKP tak zrobili i przynieśli skutek (szacunek dla zwycięskich kandydatów również z pozostałych dwóch platform).
Czy to się komuś podoba, czy nie, utwierdziło to w udziale Krisztiána Forró na przewodniczącego partii, który z pewnością chciałby stanąć na czele partyjnego sojuszu także w wyborach parlamentarnych.
3. Zupełnie inną sprawą będą wybory parlamentarne
Tam do głosu dochodzą kontrowersyjne tematy i zdyskredytowani, wspomniani już toksyczni politycy, co utrudni wejście do parlamentu. Wyjaśniliśmy dlaczego w tym artykule. W każdym razie, bez niezależnych teraz burmistrzów i ich wyborców, partii będzie trudno dostać się do parlamentu. Zadaniem jest więc rozwiązanie tego problemu.
4. Platformy wygasły, należy je wyeliminować
Jeśli przyjrzymy się 54 przedstawicielom powiatów, ich podział według platform wygląda następująco:
Do platformy MKP podłączonych jest 31 osób
17 osób to przedstawiciele powiatu powiązani z platformą Most-Híd
6 osób Przedstawiciel hrabstwa powiązany z platformą Zéfogas
To prawie 60 proc. dla MKP. Krajowe kierownictwo natomiast stoi obecnie na stanowisku, że MKP to 50 proc., a pozostałe dwie platformy to pozostałe 50 proc.
Na podstawie wyników widzimy, że jest to całkowicie bezpodstawne. Stowarzyszenie mogło odnieść sukces, ponieważ pokazało, że jest zjednoczone. Nikt tego nie rozwiązał, a przeciętny wyborca nie wiedział, kto wychodzi z jakiej platformy (dzięki temu wielu nowych i zmówionych polityków, którzy inaczej nie mieliby szans, zdobyło mandat). Platformy są więc z góry zbędne, trzeba je zlikwidować, żeby Sojusz-Sojusz mógł się zjednoczyć jeszcze przed wyborami parlamentarnymi.
Jeśli tak się nie stanie, dwie mniejsze platformy będą nadal pasożytować na wynikach osiąganych przez platformę MKP (z poszanowaniem wyjątków i tym razem). Jak to wszystko wygląda, dobitnie pokazują działania niemal niewidocznego Simona Zsolta węgierskie forum. W ostatnich wyborach parlamentarnych kandydowali jako trio MKP-Węgierskie Forum-Összefogas z listy Jedności Wspólnoty Węgierskiej i za pieniądze otrzymane za wyniki wyborów otwarcie próbowali osłabić kandydatów na starostów i burmistrzów Stowarzyszenia w obecnych wyborach.
5. Lekcja z porażki Komáromu
Upadek Ildikó Bauera (Szövetség-Aliancia) w Komárom był spowodowany przede wszystkim brakiem lokalnej wiedzy jego zespołu. Nie znając węgierskiej ludowej psychologii wyżyn, myśleli, że mogą zrobić wszystko, a co więcej, włożyli to na niewłaściwego konia. Pchając rower za daleko, Bélá Keszeghowie zasadniczo od samego początku rzucali wodę na młyn.
Udało im się wciągnąć do 25-osobowej rady miejskiej zaledwie 3 osoby, które zapewne zostałyby włączone nawet bez kampanii. Jednocześnie bardzo kosztowna, profesjonalna kampania, niespotykana na węgierskim poziomie na wyżynach, miała wiele dobrych elementów, które zostały zaczerpnięte z kilku miejsc i prawdopodobnie będą czerpane w przyszłości. Pod względem treści, grafiki i profesjonalizmu był niemal bezbłędny. Problemem był kandydat i zbyt dużo pieniędzy na niego wydanych.
Z tym, że Ildikó Bauer przedstawia dość mieszany obraz na podstawie swojej dotychczasowej kariery politycznej (to znaczy był niewidoczny jako polityk, a potem nagle wyskoczył z kampanią), nie był w stanie przekonać miasta, że jest wiarygodny i nadaje się na burmistrza. Intensywna kampania w ten sposób tylko wzmocniła te wątpliwości. Jego ofiarami byli reprezentatywni kandydaci Sojuszu, którzy krwawili razem z nim. Ostatecznie Ildikó Bauer nie powiodło się zarówno jako kandydat na burmistrza, jak i na przedstawiciela lokalnego, ale dostał się do hrabstwa bez kości. Poza Komáromem, Węgrzy z powiatu niekoniecznie nagradzali polityka, ale także inne jego umiejętności społeczne, animatorskie i piosenkarsko-wykonawcze.
Niewielkim pocieszeniem jest fakt, że Tímea Etheykatz, która w swojej kampanii głośno mówiła o skargach i zdradach, również została odrzucona jako kandydatka na burmistrza i przedstawiciela.
6. Wędliny mieszane progresywne
Jedną ze specyfiki wyborów z 29 października było to, że na szczeblu lokalnym postępowcy pokazali się w bardziej niezależnym przebraniu.
W Gúcie wyraźnie pokazała się różnica między rzeczywistością a postępową, liberalną manipulacją. W Gúcie odbywa się jedno z najwredniejszych posunięć przed wyborami. Gdzie, podczas gdy postępowcy i zdezorientowani konserwatyści, którzy zaczynali od nich, negocjowali ze swoimi przeciwnikami uczciwą i prawidłową kampanię, byli już własnymi ulotkami, fałszywymi ankietami w skrzynkach pocztowych miasta. A jaki był wynik? 1. Béla Halász (niezależny) – 1548 głosów, 2. Árpád Horváth (Szövetség) 3. Ernő Kárpáty (niezależny-postępowy) – 781 głosów. Jeden z postępowych wspólników, Attila Forgács, nie dostał się nawet do organu przedstawicielskiego.
7. Ważne jest, kto co stawia na stole
Mieszkańcy Ipolyság wierzyli, że Zachar Pál, który również dołączył do koalicji, mógłby być odpowiednim zarządcą miasta. W jednej z moich analiz jego konkursu na burmistrza cztery lata temu poprosiłem go, żeby rozliczył się ze swoich wyników, żeby zobaczył, na czym opiera swoje wypowiedzi w kampanii, które wtedy były całkiem „wiedzące o wszystkim”. Również działania wymienione za hasłami w ciągu ostatnich czterech lat. Jego wysiłki okazały się wystarczające dla mieszkańców Ipolyságia. Potwierdza to również fakt, że pusta kampania nie osiąga celu z ludźmi z wyżyn. Oczy obserwujące media społecznościowe szybko zauważyły, że wykorzystał know-how Komároma w elementach swojej kampanii Ipolyság, ale na pewno było to spokojniejsze i nie zastąpiło go, a jedynie wzmocniło aspiracje.
Wyciągnięta lekcja? Ludźmi nie da się kierować. Ludzie karzą ich za to, że są postrzegani jako głupcy.
Źródło: 2022plus/körkép.sk/MTI
Wyróżniony obraz: MTI/EPA/Jakub Gavlak