Było tylko kwestią czasu, zanim jakiś rozpoznawalny przez Rosję pocisk lub samolot zboczy z Ukrainy i rozbije się na terytorium NATO. Zapomnieliśmy już o wędrującym nad nami starożytnym sowieckim dronie, którego zabawką nie wiedzieliśmy od wiosny. Najwyraźniej każdy ma na tyle rozsądku, by nie reagować od razu na zabłąkany pocisk, ale wciąż nie wiemy, czego spodziewać się w najbliższej przyszłości po notorycznie bystrych zachodnich przywódcach politycznych.
Oczywiście wypadek rakietowy w Polsce (ironia) odciąga serial od ważnych pytań, jakie podniósł wczorajszy rosyjski atak. Według brytyjskich naukowców Rosjanie ponownie całkowicie zużyli broń precyzyjną, ale spowodowali poważne szkody w kluczowej infrastrukturze Ukrainy. Nie mamy pojęcia, ile w tym prawdy, może tylko tyle, ale pewne jest, że ukraińska ludność cywilna tej zimy strasznie ucierpi.
Jest takie powiedzenie, że Rosjanie są słabsi, niż nam się wydaje, ale silniejsi, niż nam się wydaje, no cóż, może to się teraz okaże. Na początku wojny nikt nie pomyślał, że Rosjanie całkowicie mylili się co do własnych możliwości i że nie mieli za bardzo planu, co się stanie, jeśli coś się nie uda. W przeciwnym razie w naszym obecnym świecie dezinformacji możemy nawet nie zauważyć lub nie usłyszeć, że ktoś już wygrał lub przegrał tę wojnę. Oczywiście, jeśli celem jest podtrzymanie wojennej histerii. Słusznie uważamy, że Rosjanie nie są do końca racjonalnymi aktorami w tym konflikcie i słusznie obawiamy się, że czołowi politycy na Zachodzie też nie wydają się dużo lepsi. Poza emocjonalnymi reakcjami po rosyjskim ataku, ten atak rakietowy jest najlepszym sprawdzianem naszego zdrowia psychicznego.
W końcu pierwsza i druga wojna światowa zredukowały Europę do statusu kolonialnego i półkolonialnego, a kontynent, który kiedyś był centrum i panem świata, jest teraz tylko półwyspem. Jest całkiem jasne, że nie możemy znieść trzeciej wielkiej wojny, która toczy się w Europie i grozi spowodowaniem tylu zniszczeń, co pierwsza wojna światowa. Prawdziwej wojny nie wytrzymałby nie tylko europejski dobrobyt, nie tylko gospodarka, ale także społeczeństwa krajów europejskich. Ani demograficznie, ani psychologicznie. Dla porównania, zastanawiające jest to, że od dziewiątego miesiąca toczy się tu wojna, która niesie ze sobą niebezpieczeństwo przekształcenia się w wojnę europejską, a nawet światową.
Fakt, że zabłąkany lub zestrzelony rosyjski pocisk trafił w słusznie, ale skrajnie antyrosyjską Polskę, jest oczywiście przypadkiem. Tak samo jak możliwe jest, że rakieta nie spadła na niezamieszkany teren, co jest o wiele bardziej prawdopodobne, ale w miejscu, w którym przebywali ludzie i tym samym stali się ofiarami zdarzenia. W porównaniu z tym pierwsze reakcje są zaskakująco powściągliwe, wszyscy czują, że jesteśmy bardzo blisko czerwonej linii, co do której oczywiście wszyscy ważni aktorzy ukrywają istotne informacje o tym, gdzie ona jest wytyczona.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że NATO uzna uderzenie rakiety za zdarzenie przypadkowe, a sprawa zostanie załatwiona na szczeblu dyplomatycznym, gdzie oczywiście nie będzie skąpić się ostrymi komentarzami i ostatnimi ostrzeżeniami. Innymi słowy, wszystko będzie tak jak dawniej, w UE wciąż histerycznie domagają się przyjęcia dziewiątego pakietu sankcji, a treść dziesiątego zostanie upubliczniona. W sensie militarnym Rosjanie oczywiście chcieli zademonstrować coś NATO i oczywiście Ukraińcom wczorajszym atakiem oprócz zniszczenia. Przesłanie dla Ukraińców jest proste: zimą zamarzniecie, zanim umrzecie z głodu. „Masowe ataki” przeprowadzane nowoczesnymi rosyjskimi rakietami zmieszanymi ze starszymi technikami są dobre nie tylko do przeciążenia obrony przeciwlotniczej, ale także do pokazania, że Rosjanie mają jeszcze wystarczająco skutecznej broni, o której nikt nie może marzyć, np. wojnę w kierunku Rosji.
Możemy mieć tylko nadzieję, że strach z zeszłej nocy sprawi, że wszyscy pomyślą o tym, jak blisko jesteśmy wojny światowej. Wojna NATO-Rosja będzie dla nas wojną światową, bo cały nasz świat zostanie przez nią zniszczony, to będzie małe pocieszenie, że Chińczycy i Hindusi nie będą bardzo cierpieć. Oczywiście pod warunkiem, że nie przerodzi się to w wojnę nuklearną. Najbardziej nieprzyjemną możliwością, która już dziś rano wydaje się budzić poważne wątpliwości, jest to, że rakiety nie zostały wystrzelone przez Rosjan, ale przez kogoś, kto wykorzystał wczorajszy masowy atak rakietowy i próbował stworzyć sytuację pod przykrywką NATO kraju dotkniętego. Ale w tej chwili wydaje się prawdopodobne, że ukraińskie urządzenie przeciwlotnicze rozbiło się i zabiło dwóch bardzo pechowych Polaków.
Powiedzieli nawet amerykańskiemu prezydentowi:
Istnieją wstępne informacje, które temu zaprzeczają. Ale nie chcę tego mówić, dopóki w pełni nie zbadamy sprawy. Trajektoria sprawia, że jest mało prawdopodobne, że został wystrzelony z Rosji, ale zobaczymy.
Polski prezydent, który jest bardzo nieżyczliwy wobec Rosjan, stwierdził również, że nie ma jednoznacznych dowodów na to, kto wystrzelił pocisk prawdopodobnie rosyjskiej produkcji.
Nie sposób przecenić znaczenia faktu, że w tym przypadku wszyscy są wyraźnie przy zdrowych zmysłach i nie pogarszają sytuacji. Zrobimy to w końcu.
Autor:
Źródło: petisracok.hu
Nasze zdjęcie początkowe jest ilustracją. Zdjęcie: nato.int