„Nigdy wcześniej nie byłem w Budapeszcie i gdzieś w głębi duszy czułem, że to może być dla mnie historyczne spotkanie, ponieważ od dawna chciałem odwiedzić Waszą stolicę. Jestem zdumiony tym, co widzę, a ten stadion lekkoatletyczny jest po prostu oszałamiający! "

Na nowego mistrza świata Gianmarco Tamberita oczekiwano z włoską elegancją i szerokim uśmiechem, ale skromnie wycofaną przez swoją matkę, panią Sabrinę, wśród uroczystej publiczności w Casa Italia, przygotowanej dla włoskiej drużyny. Miał też świadomość, że syn światowej klasy skoczka wzwyż przyjechał do Budapesztu, aby przejść do historii, gdyż włoski fenomen zgromadził już wszystkie tytuły i trofea, jakie można zdobyć w tym sporcie, z wyjątkiem jednego: złota Pucharu Świata w plenerze .

„Nigdy wcześniej nie byłem w Budapeszcie i gdzieś w głębi duszy czułem, że to może być dla mnie historyczne spotkanie, ponieważ od dawna chciałem odwiedzić Waszą stolicę. Jestem zdumiony tym, co widzę, a ten stadion lekkoatletyczny jest po prostu oszałamiający!

Nie mogliśmy znaleźć bardziej godnego miejsca na takie zwycięstwo niż ta arena! Dziękuję Budapeszcie, że dał nam tę chwilę!”

– powiedziała trochę wzruszona mama mistrzyni, która nie kryła podekscytowania, gdy jej syn startował w zawodach.

„Nie mogę oglądać jego skoków, bo czasami zakrywam uszy, czasami oczy, albo odwracam się i z chrząkania lub krzyków mogę wywnioskować, czy Gianmarco uderzył w poprzeczkę, czy nie. W takich przypadkach wcale nie lubię, gdy ludzie ze mną rozmawiają, bo nie jestem sobą”

Pani Sabrina wyznała Mandinerowi swoje uczucia niemal ze łzami w oczach.

Włoski skoczek wzwyż, znany również z na wpół wygolonej twarzy i zabawnego stylu, zrobił wczoraj w Narodowym Centrum Lekkoatletycznym wszystko, co w jego mocy, aby przypodobać się węgierskiej publiczności. Przed finałem zagrał zabawne solo na perkusji i zachęcał publiczność do klaskania rytmicznie niczym dyrygent. Tamberi ostatecznie zwyciężył skokiem na odległość 236 cm i – jak powiedział reporterowi M4 Sport – przeszedł do historii, bo właściwie po to przyjechał na te mistrzostwa świata: „To wspaniałe uczucie! Przed wyścigiem powiedziałem mojemu zespołowi:

celem nie jest zwycięstwo, ale tworzenie historii!

To dało mi dodatkową motywację, ponieważ każdy chciał wygrać, ale ja chciałem jeszcze bardziej. Brakowało tylko tego jednego wielkiego medalu, w mistrzostwach świata biorę udział od 2015 roku, a medalu nie udało mi się nawet zdobyć. Naprawdę, bardzo potrzebowałem tego złota, a teraz jest ono dla mnie wszystkim, nawet nie wiem, co jeszcze mogę powiedzieć” – podsumował entuzjastycznie niedawny mistrz świata.

Kiedy zapytaliśmy matkę, czy martwi się, gdy przed finałem widzi syna bębniącego lub żartującego, czy boi się utraty koncentracji, w końcu po raz pierwszy ze śmiechem odpowiedziała:

To jest Gianmarco! To jest on! Inni nie wiedzą, jak osiągnąć najlepszą formę w swoim życiu, relaksując się i śmiejąc się. Ale znam tę twarz, bo też taki jestem”

– mama zdradza ekscytującą grę genów, która oczywiście dodaje, że choć sama jest trochę wariatką, to nigdy nie przyzwyczai się do ekscytacji, jaką musi znosić rodzic.

„Teraz, gdy zdobyłam ten tytuł i przetrwałam to na trybunach, może w końcu założę klub dla zaniepokojonych mam” – śmieje się. „Nie możesz znieść tego stresu, ale teraz może będę mogła doradzić innym, jak to wszystko znieść, ponieważ nigdy nie rozmawiamy o podekscytowaniu rodziców, chociaż w takich chwilach trochę umieramy” – powiedziała pani Sabrina, której macierzyństwo też nie było łatwe..te zawody bo

zaledwie rok temu, podczas Mistrzostw Świata odbywających się w Eugene, jego syn zerwał kontakt z ojcem-trenerem i wkroczył nowymi drogami, co po poprzednich tytułach wydawało się odważnym przedsięwzięciem.

Ostatnia noc udowodniła, że ​​nie tylko był na dobrej drodze, ale dotarł do najlepszego celu: Budapesztu.

Zsuzsa Csisztu / Mandiner

Wyróżnione zdjęcie: Włoch Gianmarco Tamberi, zwycięzca, po finale skoku wzwyż mężczyzn na Mistrzostwach Świata w lekkoatletyce w Budapeszcie. MTI/István Derencsényi