Według zapowiedzi Máté Kanász-Nagy'ego LMP będzie uczciwa. To miłe z ich strony, ale jeśli trzeba to deklarować jako odrębny program, coś na kształt specjalizacji, to jest to co najmniej podejrzane. Bo moglibyśmy dojść do wniosku, że jeszcze nie było.
Polityk społeczny powiedział kilka słów o przygotowaniach i strategii wyborczej swojej partii jako gość programu Napi aktuelle w Hír tv, ale przez większość czasu sprawa fabryk baterii wylewała się z jego ust jak strumień ukrywający się pod skałami. A to kolonia baterii. Będąc wizualną fantazją, oczami wyobraźni widziałem armię bateryjną nastawioną na podbicie naszego kraju, zniewolenie synów i córek naszego narodu impulsami elektrycznymi. Przed nimi garstka (teraz już ich nie ma) ustawia się w odpornych kaskach LMP i ze śmiertelną odwagą zwierają akumulatory. Co więcej, metodą Fekete-Győr, czyli włóż je do wody w wannie!
Przyznam szczerze, że gdybym nie wiedział, że w partii jest pełno fachowców, znudziłoby mi się to elektryzujące wytwarzanie baterii, ale gdy profesjonalnie wyszkoleni politycy, jak ekonomista, dwóch przedsiębiorców, agronom(?), ekspert ds. administracja publiczna i stosunki międzynarodowe wyrażają swoje obawy, a nie zapominając o mówcy, polityku społecznym, widać, że bardzo dobrze czują się w świecie fabryk baterii. Kto by im nie uwierzył?
Máté Kanász-Nagy potępia rząd za to, że wnosi na Węgry technologię przyszłości. Technika, którą ekologiczni politycy powinni nie tylko wspierać, ale wręcz domagać się, a nie krytykować, jeśli nie wypowiadają się stylistycznie na temat warzyw. Ale Zöldsége znaleźli martwego konia, którego osiodłali i desperacko chcą zmusić go do galopu. Po tym, jak ich inicjatywa referendalna zgłoszona w sprawie fabryk baterii została odrzucona przez Kúrię, a nawet Trybunał Konstytucyjny złożył skargę na tę decyzję, nadal zachęcają starego pacyfistę. Zamieszki organizowane są na forach publicznych, gdzie co do zasady należy informować lokalnych mieszkańców o funkcjonowaniu i bezpieczeństwie fabryk. Nie powinno być żadnych informacji, a jedynie protestować. Zaczynają robić się naprawdę nieprzyjemnie...
Akcja LMP przypomina mi scenę z filmu Armageddon, w której Rockhound (Steve Buscemi) rytmicznie krzyczy na asteroidzie: Precz z atomem! Precz z atomem!. Siedząc na ładunku nuklearnym! Jako LMP brzmiałoby to poprawnie: Precz z przemysłem! Precz z branżą! Bo nie ma fabryki ani zakładu, który w jakiś sposób nie szkodzi środowisku, prawda? Wszelka działalność człowieka jest. Czy w takim razie nie powinniśmy działać? Precz z telefonem, bo się zepsuje i stanie się odpadem niebezpiecznym? Precz z telewizorem, bo też? Precz z meblami, bo ich część (coraz mniejsza) jest z drewna, czy trzeba je ciąć? Precz z choinką (teraz myślę o wakacjach, jeśli chcesz, pomyśl o czymś innym), bo te sosny też są wycięte? Ale też ze sztuczną sosną, bo przy ich produkcji wykorzystuje się wiele szkodliwych substancji? Więc koniec ze wszystkim?
Máté Kanász-Nagy dał jasno do zrozumienia: kto chce mieć samochód elektryczny, powinien go wyprodukować w domu i tam też przenieść fabrykę akumulatorów. Jedyny problem, panie Green, polega na tym, że zamiast benzynowych i wysokoprężnych, wolicie też samochody elektryczne. Tak, czy przystanek autobusowy powinien znajdować się w pobliżu, ale nie przed naszym domem? czyli mieć samochód elektryczny, zapłacić za niego fortunę, ale nie mieć na tym zysku? Ech, jakby to myślenie było takie samo, jak zwykle w innych opozycyjnych firmach szpachlowych, tylko w innym, pseudoekologicznym opakowaniu, czyli im gorzej, tym lepiej. Nie powinno tu być niczego, co działa, płaci podatki, gdzie wielu ludzi może pracować za godziwą pensję. Niech to nie będzie nic, a wtedy naród obali rząd złego Orbána.
Mam dobrą radę dla zielonych. Jeśli czegoś nie rozumiesz, poproś o opinię prawdziwych fachowców, a nie siebie nawzajem. Ja też nie wiem zbyt wiele, ale jak mi się zepsuje komputer, to nie wzywam hydraulika, żeby to naprawił.
Autor: György Tóth Jr
Zdjęcie na okładce: LMP - Partia Zielonych Węgier Facebook