Można by pomyśleć, że opozycja (którą w zasadzie można nazwać gangiem Gyurcsány) uczy się czegoś z nowych klapsów – ale coś takiego nie istnieje.

Nadal nazywajmy DK węgierskim głosem opozycji (z wyjątkiem Mi Hazánkat). Tych, którzy codziennie publikują oświadczenia, z których ani jedno słowo nie jest prawdziwe lub kwalifikuje się, ale w taki sposób, że fakty są celowo przeinaczane. Dosadnie!

Ich najnowszym tyranem jest „inflacja Orbána”. Bo jest premier Viktor Orbán i jest inflacja. Co nie jest spowodowane wojną toczącą się po sąsiedzku, ani kryzysem energetycznym, o nie! To pewnie przez Orbána słońce wschodzi na wschodzie i zachodzi na zachodzie, on przynosi falę upałów i przez niego jest zimno w zimie, to on spowodował upadek Unii Europejskiej, a zresztą, Orbán ponosi winę za zaćmienie Księżyca. Kradnie też księżyc.

Fakt, że głupi ludzie wznoszą głupie rzeczy na wyżyny polityczne, wciąż należy do przeszłości. To, że straszą przeciwnika i jego zwolenników przed wyborami, a potem, bo im się nie udaje, oczerniają, prymitywni, niedoinformowani, wprowadzani w błąd i kto wie, co jeszcze wmawiają wyborcom zwycięskiego obozu, to zwykła bzdura. Fakt, że po wyborach, które międzynarodowi obserwatorzy uznają za czyste i demokratyczne, mają obraz, który określa legalny rząd jako nielegalny, jest już idiotyzmem.

Jednak wspominanie o inflacji Orbána jest podłym kłamstwem. Prawdą jest coś dokładnie odwrotnego, tj. że inflacja jest spowodowana szalonymi, liberalnymi, nazistowskimi przyjaciółmi z Danii, którzy są uwielbiani (i otoczeni biciem języka). I oczywiście DK i jej przedstawiciele w Brukseli, którzy są entuzjastycznymi zwolennikami polityki samobójczych sankcji, ale zaprzysięgłymi wrogami własnego kraju. Konsekwentnie namawiają nas do zakręcania wszystkich kranów (z kranem robią wyjątek, ale to nie jest pewne), ale nie dawania Węgrom pieniędzy, których nie mogą legalnie zatrzymać.

Jeśli zdecydowanie chcą nazwać inflację (która jest taką bzdurą, jakiej świat nigdy nie widział lub rzadko), mam kilka pomysłów. Po jego pierwotnych pomysłodawcach możemy śmiało powiedzieć von der Leyen, a może Timmermansi. W szerszej perspektywie może nawet pochodzić z UE. Pozostając w domu, powiedzmy inflacja Dobrev. Lub Gyurcsányne-i. On (również) podżega do tego swoimi głosami w Brukseli.

Albo nie. Nie zasługują na jakiekolwiek miano o nich.

Autor: György Tóth Jr

(Zdjęcie w tle: MTI/Noémi Bruzák)