Teraz wiemy, że sztuczki rządu Gyurcsány'ego doprowadziły dokładnie tam, gdzie obecnie dotarła gmina Budapeszt, na której czele stoi Gergely Karácsony. Do bankructwa. Napisane przez László Csizmadia.

Ruchy upadłego kłamcy skierowane przeciwko naszemu krajowi i Węgrom zasługują na czujną uwagę. Chytry jak lis z bajki, chce wyśpiewać „ser” z ust wyborców. Pasuje to do prawdziwej serowej bajki, bo Węgry, które produkują niemal pełne zatrudnienie, od 2010 roku rozwinęły się w taki sposób, że zyskały szacunek na świecie swoją otwartością i otwartością swojej gospodarki. Naród węgierski zrozumiał, że naszym wspólnym zadaniem jest zbudowanie mostu między Zachodem a Wschodem. Dlatego należy odrzucić blokadę i w ten sposób uzyskać spokój i ciszę, która jest największym skarbem dla naszych potomków.

Twierdzimy, że przy podobnej postawie można realizować rolę Europy w świecie.

Dlatego dzisiejsze wybryki „Keljfelferencji” jedynie przypominają o bólu spowodowanym przeszłością. Klan Apró-Gyurcsány doskonale o tym wie. Dlatego wciela się w baśniowego lisa, korzystając z medialnego i finansowego wsparcia lewicowych biurokratów Unii Europejskiej. Jednocześnie robił wszystko, aby legalnie wstrzymać należne Węgrom środki unijne. Swoim „śpiewem” i przedstawicielami UE związanymi z opozycją wpływa na kompetentnych urzędników Unii, tak aby należne Węgrom dotacje kierowane do rządu trafiały bezpośrednio do samorządów. W ten sposób opozycyjne gminy mogły swobodnie stać się miejscem płatności dla członków partii.

Teraz wiemy, że sztuczki rządu Gyurcsány'ego doprowadziły dokładnie tam, gdzie obecnie dotarła gmina Budapeszt, na której czele stoi Gergely Karácsony. Do bankructwa. Gyurcsány budzi się ze snu i krzyczy: „Ty też stań się Gyurcsány!” Opozycja też próbuje. Skutek tego jest taki, że od 14 lat, kiedy zbliżają się kolejne wybory, nie są w stanie zaoferować Węgrom alternatywy. Łączą się z głodem władzy, niepotrzebnie, znamy już ich ofertę „jesz, nie jesz, nic więcej nie dostaniesz” – tylko dług. I mamy tego dość.

Szkoda, że ​​Gyurcsányizm się powtarza i ogłosił upadłość gminy stołecznej do końca 2023 roku. Wraz ze swoimi doradcami mocno trzymał w rękach Gergely'ego Karácsony'ego, który także był politycznie skażony swoim analfabetyzmem ekonomicznym i tęsknotą za powietrzem minipartią.

Nie prosimy o gorączkowe sny! Wysyłamy sygnał, że Budapeszt należy do narodu. W następnych wyborach samorządowych zdecydowana większość mieszkańców Budapesztu wybierze prawdziwych Węgrów ze wsi i narodu, zamiast wielu małych Gyurcsányów.

László Csizmadia, prezes-założyciel CÖF-CÖKA

Wyróżnione zdjęcie: MTI/Róbert Hegedüs