Tak, drogie trolle, to dla was! Więc nie wahaj się kliknąć, pojawią się tysiące emoji! Napisane przez Zsolta Jeszenszky'ego.

Kim zatem są naśladowcy Pétera Magyara? To znaczy nie na Facebooku (choć to też jest ciekawe), ale w rzeczywistości.

Wśród jego obserwujących na Facebooku rzeczywiście jest wiele fałszywych profili bez znajomych, a wśród dziesiątek tysięcy osób, które lubią jego posty, jest wielu Wietnamczyków, ale to nie pozostawia wątpliwości, że wielu prawdziwych ludzi jest także jego fanami.

Powstała sekta, która podąża za fałszywym mesjaszem; w ostatnich tygodniach napisano na ten temat setki artykułów i analiz. Oczywiście sekta ta nie powstała niedawno, ale nie zawsze miała przywódcę; czasami po prostu błąkał się po pustyni własnej frustracji. A ta frustracja wynika z nienawiści do Viktora Orbána i tego, że nie są w stanie go pokonać.

Raz po raz stają twarzą w twarz z faktem, że znienawidzony wróg jest od nich silniejszy.
To sprawi, że będą jeszcze bardziej sfrustrowani. Ale teraz! - z pełnym przekonaniem wierzą, ze swoją coraz większą, zaciekłą nienawiścią, wynikającym z niej przypływem adrenaliny, w pojawienie się każdego nowego promyka nadziei. I te promienie nadziei zawsze reprezentuje nowy kandydat na mesjasza.

W takich przypadkach gonią go, próbując wspiąć się na ogórek, jakby jutra nie było. I tak naprawdę mówimy o drzewach ogórkowych. Setki tysięcy ludzi nie tylko było w stanie uwierzyć, że Péter Jakab pokona Viktora Orbána (wprowadzając do parlamentu zapasy małego wiejskiego sklepu wielobranżowego), ale także mogło uwierzyć, że nieszczęsna Blanka Nagy lub Lili Pankotai została czynnik polityczny.

Dodajmy oczywiście, że lewicowe media zrobiły wszystko, żeby całkowicie ogłupić sektę: w tym przypadku oddają wszystkie istniejące platformy tym samozwańczym mesjaszom.

Zatem sektę faktycznie stworzyły media lewicowe. A w tych lewicowych mediach, oprócz znanych portali i kanałów głównego nurtu (444, Telex, HVG, RTL itp.), lewicowe strony mediów społecznościowych (Nyugati Fény, Ezalényeg itp.) i ich uwzględnieni są także rzecznicy (Puzsér, NoÁr, Juszt László, „andras”, „handras” itp.). Wszystko to nie tylko utrwala i zwiększa nienawiść poprzez ciągłą propagandę, ale także tworzy i wzmacnia ślepą wiarę w obecnego mesjasza. Potrafią w ciągu kilku sekund przekonać swoich zwolenników, że nowy mesjasz jest teraz naprawdę tym prawdziwym, a upadek Orbána jest tylko kwestią czasu. Ale oni sami w to wszystko wierzą. Akceptują wieczną wierność, piszą i wykonują piosenki i wiersze o swoim obecnym bohaterze (być może adaptują istniejące pieśni, jak np. Zoltán Czutor do Márki-Zayry), albo już przygotowują się do napisania o nim książek (przypadek psychologiczny Ervina Nagy’ego z Petera Magyara).

Oczywiście lewicowe media nie tylko tworzą sektę i coraz to nowych mesjaszy, ale też służą potrzebie.

W końcu sfrustrowany tłum instynktownie pragnie lidera. Albo przynajmniej osobę, na którą mogą rzutować wszystkie swoje pragnienia. Nie zawsze jednak chodzi o przywódcę, bo nikt nie przypuszczał, że Blanka Nagy czy Lili Pankotai zastąpią Viktora Orbána jako skuteczny przywódca polityczny. (Nawet oni sami, bez względu na to, jak biedni, dostali się pod wpływ samych siebie i zostali wzmocnieni w swoim złudzeniu co do swojej roli przez lewicowe media.) Ale Jakab i Márki-Zay naprawdę wyobrażali sobie siebie jako przywódców politycznych, wybranych. (Powiedzmy, że Márki-Zay rzeczywiście został wybrany, ale nie w niebie, jak zachwycał się, ale w amerykańskim Departamencie Stanu.)

I tak dotarliśmy do Pétera Magyara. Do ostatniej stacji w błędnym kole budujących mesjasza, tworzących sekty lewicowych mediów i sekty oczekującej na mesjasza. Ale rzeczywiście, teraz widzimy, że przytłoczona wiara jest jeszcze silniejsza. Częściowo ze względu na osobowość Pétera Magyara, częściowo z powodu rosnącego poziomu frustracji. Péter Magyar wyskoczył z kręgów Fideszu, co dodaje mu szczególnego uroku, a zarazem fałszywej legitymizacji.

To nieprawda, bo ktoś, kto przez wiele lat utrzymywał się z niewielkiej pracy państwa węgierskiego – poprzez swoje koneksje – jako doskonałe ucieleśnienie nepotyzmu, dodawał do tego wszystkiego imponujący, ostentacyjny majątek, przynajmniej trudno w to uwierzyć nagle stanie się największym bojownikiem o czyste i wolne od korupcji życie publiczne Albo byłoby, gdyby dostał się do rządu. Ale osobowość Pétera Magyara została już omówiona (być może dużo), teraz przyjrzyjmy się bliżej frustracji napędzającej jego zwolenników!

Frustracja polityczna opozycji jest oczywiście spowodowana ciągłą porażką. Tę frustrację podzielają ich wyborcy. Ci, którzy nie tylko są uzależnieni od swojej trwałej fiksacji, Orbanofobii, ale czasami też złoszczą się na polityków opozycji na boisku, dlaczego nie są w stanie ostatecznie pokonać Orbána.

Dlatego jeśli przyjdzie ktoś, kto krzyczy jeszcze głośniej (jest to element obowiązkowy, Péter Magyar również przynosi obowiązkowy), to nawet preferencje partyjne można zmienić. Oto, co widzimy teraz, w najnowszych sondażach:

Péter Magyar ma nagle około 15 procent gwarantowanych wyborców, a wszyscy wywodzą się z partii opozycji. W tym nasz kraj. Péter Magyar wziął od wszystkich punkt lub dwa punkty procentowe (niektórzy nawet więcej).

Gdyby wybory odbyły się teraz, pozostali, poza Magyarem (teraz już wiemy, w barwach Partii Cisy), DK (w sojuszu z MSZP i zeroprocentowym Párbeszéd) i Partią Psa, nie dostaliby się nawet mandatu lub pozostanie poniżej progu parlamentarnego. Tak, Péterowi Magyarowi – przynajmniej na obecną sytuację – udało się zmiażdżyć niemal całą opozycję. Jeśli mówimy o długo oczekiwanej „zmianie opozycji”, to można to nawet uznać za sukces (choć Mi Hazák, który także pielęgnuje marzenia o zmianie opozycji, oczywiście uważa inaczej), ale

to nie wystarczy na oczekiwaną zmianę rządu, biorąc pod uwagę, że Péter Magyar nie wycisnął z obozu Fideszu ani jednego procenta.

Oczywiście nadal ich chwalą i podążają za nimi z tą samą ślepą wiarą i irracjonalnością.

Nie jest tajemnicą, w jaki sposób stosunkowo rozsądni ludzie (przynajmniej ci, którzy tak myślą) są w stanie postrzegać swojego przywódcę politycznego jako narcystycznego, patologicznie mającego wpływ na siebie, konkretnego psychopatę jaśniej niż kiedykolwiek, nie jest tajemnicą, ponieważ z jednej strony widzimy opisaną frustrację powyżej, z drugiej strony pojawiła się już wersja 1.0, Péter Márki-Zay.

Péter Magyar 2.0 jest modelem bardziej zaawansowanym pod wieloma względami, ale jest co najmniej tak samo psychopatyczny. A jeszcze bardziej zwodnicze.

Święte szaleństwo odbija się w oczach Márki-Zaya, wyliczając zło w oczach Madziara.

Márki-Zay jest jak Doktor Genya z Austina Powersa, a Magyar to Loki z Avengers. A może Kylo Ren z Gwiezdnych Wojen. Te postacie są złe z urodzenia, więc nigdy nie mogły stać się prawdziwą częścią swojej społeczności, a właściwie prędzej czy później stały się wyrzutkami, co oczywiście jeszcze bardziej wydobyło w nich zło.

Ale takie postacie zawsze znajdują naśladowców. Dla tych, którzy są do nich podobni, ale brakuje im możliwości i woli, aby zrobić cokolwiek samodzielnie. Oni nie są tacy, chcą po prostu być jak ich przywódca.

Wszyscy zwolennicy Pétera Magyara to mali narcyzi, którzy podążają za Wielkim Narcyzem. Zamożna, zepsuta młodzież miejska. Właściwie mają wszystko, ale to nigdy nie wystarczy. To nie prawdziwa deprywacja ich frustruje. (Oczywiście, dzięki zastraszaniu mediów, naprawdę są w stanie uwierzyć, że Węgry to miejsce, w którym nie da się żyć, ze straszliwą dyktaturą, gdzie sami są biednymi, nieszczęśliwymi ofiarami.)

Oprócz frustracji politycznej, prawdziwą frustracją w ich codziennym życiu jest zazdrość. Zazdroszczę wszystkiego, czego oni nie mają i każdego, kto ma. Ale ta zazdrość nie pojawia się tylko w przypadku pieniędzy i dóbr materialnych. Oczywiście może tak być, ponieważ nieważne, co ten typ ma, nieważne, ile ma, zawsze patrzy na to, co mają inni ludzie i strasznie się frustruje, jeśli ktoś ma więcej.

Ale zazdroszczę też życia innych, codziennego, prostego szczęścia innych. I nie pracują nad tym, aby uczynić swoje życie lepszym, po prostu zaczynając je żyć. Ale nadal porównują się z innymi, zazdroszczą i nienawidzą innych za ich postrzegane lub rzeczywiste wady i braki.

A ktokolwiek zdoła zgromadzić tych wielu małych narcyzów, wiele, wiele małych nienawiści w nich zawartych, może skierować ich w wielki balon nienawiści, może nawet na chwilę unieść się z tym balonem. Robespierre, Hitler, Stalin, Pol Pot..., nie tylko postacie fikcyjne istnieją jako przykłady.

Zwolennikami Pétera Magyara są młodzi ludzie z miast, studiujący na uniwersytetach i pracujący w wielofirmach, dobrze zarabiający, zarażeni obudzonymi marksistowskimi ideologiami postmodernistycznego, kosmopolitycznego świata (przede wszystkim na uniwersytetach i w miejscach pracy). (Plus wiecznie histeryczni, wieczni bolszewicy, zawodowi rewolucjoniści od Marii Vásárhelyi po Jánosa Bródy’ego.) Ci, którzy są głównymi beneficjentami działań rządu Orbána; ci, którzy wzięli czekoladę, otrzymują państwowe dotacje na mieszkania i samochody, rodzinne ulgi podatkowe i podróżują z przepustką krajową itp.

Ale nigdy nie są zadowoleni ze swojego życia, a właściwie z siebie. Pewne zadowolenie z siebie, z jakim krzyczą do kamery O1G, gdy pyta się ich na demonstracji, po co tam są i czego chcą, tak naprawdę wynika z ich osobistych kompleksów.

Co oczywiście jest znowu chorobą postmodernistycznego świata:

osoba tego typu nie wierzy już w żadne wyższe rzeczy ani idee (Boga, naród itp.), które wykraczają poza nią samą. Nie motywuje go żaden dalszy cel. Tak naprawdę nie widzi żadnego celu i sensu w swoim życiu. Istniejesz tylko ty, jaźń.

Ale ponieważ ten sam postmodernistyczny świat również „pilnuje”, aby ludzie nie mogli wyrwać się z ograniczeń własnej masowej egzystencji, jaźń nigdy nie będzie usatysfakcjonowana. Zdenerwowany sięga po narkotyki. A Péter Magyar też jest takim narkotykiem. Teraz sami się z tego strzelają; w tej chwili jest fajnym narkotykiem wśród Młodych Restauratorów Miasta.

naród węgierski

Wyróżnione zdjęcie: strona Pétera Magyara na Facebooku