Zaufajmy naszym przodkom, bo to oni od wieków strzegą w nas ducha. I oczywiście utrzymuj proch w suchości. Napisane przez Katalin Kondor.

Węgrów zainteresowanych polityką nie mogło dziwić ogłoszenie naszego Ministra Spraw Zagranicznych i Handlu Pétera Szijjártó pewnego dnia, że ​​„Węgry powinny spodziewać się poważnych ataków ze względu na swoją suwerenną politykę zagraniczną”.

Ataki trwają od wielu lat i nie jest tajemnicą, że wysokiej rangi i coraz bardziej niemoralne zgromadzenie UE nie jest usatysfakcjonowane naszą polityką zagraniczną, ale prawie niczym. Tajemniczy władcy świata nie chcą i nie mogą tego tolerować, jeśli ktoś ma inny sposób myślenia niż oni i nie tańczy, gdy oni gwiżdżą. Dlatego odkąd przystąpiliśmy do Unii, jesteśmy nieustannie atakowani.

Nie wiem, choć zapewne już niedługo okaże się, na czym będą polegać te poważne ataki, skoro ta haniebna firma z Brukseli już nam się „przedstawiała” nie raz i nie było w tym żadnego podziękowania.

Przynajmniej dla mnie staje się coraz bardziej oczywiste, że rozsądni obywatele tak naprawdę nie rozumieją, dlaczego to wszystko tolerujemy. Byłoby miło otrzymać w końcu szczerą odpowiedź na to pytanie.

Nie mamy możliwości wglądu w pułapki polityczne, jakie stoją przed światem, i z pewnością zastanawia nas, jak będą wyglądać poważne ataki przewidywane przez ministra spraw zagranicznych. Czy wpływają one na naszą gospodarkę? Czy niszczą nasze relacje? Czy możemy spodziewać się kar finansowych? Czy naprawdę wysyłają nam zabójców na szyje? Możemy tego doświadczać na co dzień, bo wszystko dostają tzw. politycy mający ukryte motywy, nie potrafiący poradzić sobie z sytuacją na świecie i poważnymi problemami z nią związanymi.

Są to bolesne doświadczenia, zwłaszcza w świetle faktu, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat wielu znanych węgierskich myślicieli rzeczywiście przewidywało niebezpieczeństwa i grozę utraty naszej suwerenności.

Najnowsza „historia” to wypuszczenie na nas migrantów, a za nią wyjątkowo podły zamiar, abyśmy płacili straszliwe sumy tylko dlatego, że zdaniem władców Brukseli my, Węgrzy, musimy wspierać wszystkich migrantów, którzy wychodzą z ciemności nocy.

To coś więcej niż alarm.

Oto co właśnie sformułował nieżyjący już István Csurka: „Ostatecznym celem jest eksterminacja Węgrów. Nie bronią, nie trującym gazem, ale polityką finansową odbierającą nam szanse życiowe, bo inni potrzebują przestrzeni. Ludy kolorowe, żyjące w niezmierzonej biedzie, ale szybko się rozmnażające, migrują ze wschodu na zachód, z południa na północ. Duży kapitał i banki ułatwiają tę migrację, bo leży to w ich interesie. (…) Węgry staną się międzynarodowym repozytorium narodowym tutaj, w środku Kotliny Karpackiej, pod przywództwem mniej więcej tej samej międzynarodowej warstwy kosmopolitycznej, co dzisiaj”.

Nie można polemizować z tymi zdaniami i intencjami za nimi stojącymi. Nie tylko dlatego, że teraz na co dzień możemy doświadczyć tego, co zawiera.

Powyższe zdania pomagają nam wyobrazić sobie, jakie będą skutki surowych ataków przepowiadanych przez naszego ministra spraw zagranicznych w wyniku naszej suwerennej polityki zagranicznej. Niestety my, Węgrzy, jesteśmy już od dawna przyzwyczajeni do ataków.

Ich reakcja zwiastuje, że przed nami trudniejsze czasy.

I w intencji jakiegoś duchowego wzmocnienia cytuję jeszcze raz Csurkę: „A naszym wrogom mówię to bez emocji: nie chcą widzieć oburzenia, nie chcą doświadczyć emocji, które eksplodują z mojego Węgierscy, chrześcijańscy i chrześcijańscy bracia, po tym jak rzucimy nas na kolana, po wprowadzeniu rządów niesprawiedliwości. Mam nadzieję, że rozumiesz, co piechota Tamása Esze i nasz dowódca książę, II. Z mądrym umiarem Ferenca Rakoczego kierują przesłanie: »Nie rozdzierajcie naszych ran, bo one w nich zginą! Nie mogę powiedzieć nic więcej.

O tym cytacie Csurki w tamtym czasie, ponad 12 lat temu, był ktoś, kto powiedział, że pchła kaszle.

Może miał rację. Jednak uparcie powtarzałam i nadal powtarzam: zaufajmy naszym przodkom, bo to oni od wieków strzegą w nas ducha. I oczywiście utrzymuj proch w suchości.

Węgierska gazeta