Jeżeli w związku z otwarciem Igrzysk Olimpijskich w Paryżu premier Viktor Orbán wskazał – właśnie – że Francuzi pokazali się, to co może powiedzieć temu drańowi, który pisze „Głos Ludu”?

Nic nie mówi, bo są takie głębiny, do których nie zejdzie ani premier, ani nawet zwykły obywatel. Gdybym miał namalować postać kolegi na papierze, nie mam pojęcia, jakie przymiotniki bym znalazł. To, że jest niechlujem, palantem, głupcem, nawet nie jest bliskie podstawowej rzeczywistości.

Jeśli ta osoba jest dziennikarzem, to jestem dziesięciokrotnym zdobywcą nagrody Pulitzera. Ale skoro nie jestem, to wspomniana osoba też nie jest dziennikarzem, tylko piszącym po omacku. A fakt, że jest zatrudniony przez teoretycznie poważne – oczywiście skrajnie lewicowe – media, świadczy o strasznym świadectwie dla jego miejsca pracy, Népsvy.

Prawdą jest, że wymieniona osoba nie publikowała swoich podłych myśli w swojej gazecie, ale na swojej stronie na Facebooku (która dotyczy genitaliów), ale ponieważ jego redaktor naczelny nie zdystansował się od niekwalifikowanego wpisu nawet na sygnał, obniża narząd do tego samego poziomu co on.

Każdy ma prawo do swojej opinii i jej publikacji, jeśli tylko nada jej salonową formę mierzoną na ludzką skalę. Jednak przejawu tej formacji (definicję zapożyczyłem od burmistrza należącego do strony lewicowo-liberalnej) w żadnym wypadku nie można nazwać wizytówką.

Nie warto marnować ani słowa na jego nienawistne, warczące wypowiedzi, jak mówiłem, ma prawo wyrobić sobie opinię, więc niech się rozwija, jak mu się podoba. Inna sprawa, że ​​w sprawie używania telefonów komórkowych w szkołach stara się w dalszym ciągu mówić nie słowa rozsądku, a bzdury pompowane do polityki. Ale zróbcie to, to samo robi linia polityków partii partyzanckich, którzy leżą na boku. Oczywiście nie mają pojęcia, dlaczego konieczne było wprowadzenie ograniczeń w korzystaniu z telefonów komórkowych, i nie mogą i nigdy nie byli w stanie podać akceptowalnych kontrargumentów. Zajmuje im to tylko tyle czasu, że jest im gorąco i mają gorączkę. Ta mobilna kwestia wydaje się być dobrym pretekstem, młodzi ludzie żyjący w nałogu naciskania klawiszy są tak samo łatwo sprowokowani, jak narkomani, gdy narkotyk zostaje im nagle odebrany.

To podła, obrzydliwa akcja, bo pozornie działają w interesie uzależnionych studentów, a w rzeczywistości próbują ich po prostu wykorzystać jako narzędzie polityczne. Czy szkodzą młodym ludziom? No to co? Rzecz w tym, że są nastawieni przeciwko rządowi.

Czy ta metoda jest podła, podła, obrzydliwa i odrażająca? Tak, to prawda. Ale niestety nadal „wpisuje się” w dozwolone ramy manipulacji politycznej.

Wręcz przeciwnie, na co pozwolił sobie wspomniany już skrajny byt (dziennikarz? Nie ma mowy!) w czasie swego neurotycznego szaleństwa, nigdzie nie pasuje. Ani w zawodzie, ani w zakresie przejawów ludzkich. Bo co polecił studentom?

Niedopuszczalne jest już to, że zachęca ich do sprzeciwiania się obowiązującym przepisom i przynoszenia do szkoły telefonu komórkowego tylko z tego powodu. To duże pytanie, jaką kwalifikację prawną ma takie zaproszenie, ale ponieważ nie jestem prawnikiem, nie wiem tego.

Ale jakie ludzkie kwalifikacje ma Twoje wezwanie, żeby jeśli dziecko jest już „telo”, to zrób zdjęcie (zdjęcie penisa, w wolnym tłumaczeniu „zdjęcie kutasa”) i wyślij je na portal BM z fałszywych profili. „Dobrze” dodaje: „Niech się weselą zwierzęta”.

Ta twarz ma bezczelną duszę, prawda?

Teraz oprócz wstrętu, jaki czuje każdy rozsądny człowiek czytając takie głupie wypowiedzi, ja też czegoś nie rozumiem. W porządku, dziennikarze – wszyscy, łącznie ze mną – mają narcystyczne, obłudne tendencje. Jedne są mniejsze, inne większe, ale to tkwi w każdym z nas, inaczej nie chcielibyśmy wykonywać tego coraz bardziej odrażającego i nieuczciwego zajęcia. Ale to, czego domaga się to referendum w formie samoafirmacji, przewyższa wszystko.

Jak myślisz, dlaczego ktokolwiek w BM byłby zadowolony z zrobionych mu zdjęć?

Zdjęcie na okładce: MTI/Zoltán Balogh