„nie trzeba jechać aż do Chin, aby znaleźć uciskane mniejszości!”

Jak informowaliśmy dziś rano, rzecznik chińskiego MSZ Wang Wenbin zareagował wczoraj na zmianę nazwy ulicy w Budapeszcie. Powiedział, że takie zachowanie jest bezwstydne i tylko utrudnia relacje chińsko-węgierskie.

Jest prawdopodobne, że zawiadomienia nie przeczytał Albert Mengyán, student medycyny z Regionu Południowego, który zaoferował Gergely'emu Karácsony'emu dwie chusty w odpowiedzi na białą chustę burmistrza symbolizującą uciskane przez Chiny mniejszości, którą nosił jako protest przeciwko Uniwersytetowi Fudan, mówiąc: „nie trzeba jechać aż do Chin, żeby znaleźć uciskane mniejszości!”

Na swoim osobistym blogu redagowanym na Facebooku Mengyán zazwyczaj wypowiada się w imieniu Węgrów mieszkających po drugiej stronie granicy. Teraz, widząc entuzjazm burmistrza, który lubi stawać w obronie uciskanych mniejszości, Mengyán zaoferował szalik z Dunaszerdahely w imieniu Węgrów na wyżynach i jeden z Topolya na południu.

W swoim poście Albert Mengyán stwierdził: „wzywamy wszystkich aktorów życia politycznego ojczyzny, aby kwestię Węgrów mieszkających za granicą uczynić narodowym minimum!”

Szkodliwa aktywność w scenerii zamiast zarządzania miastem:

Burmistrz i kandydat na premiera razem z Krisztiną Baranyi, IX. uzgodnili z burmistrzem dzielnicy, że mogliby zmienić nazwy ulic wokół budowanego uniwersytetu Fudan.

Z samymi nazwiskami w zasadzie nie ma problemu, gdyż przypadek Dalajlamy i męczenników ujgurskich pojawia się od czasu do czasu jako czynnik decydujący na łamach prasy światowej. Jednocześnie lokalizacja i czas oczywiście nie służą niczemu innemu niż zniszczeniu stosunków dyplomatycznych zbudowanych z Chinami i pielęgnowanych z niezwykłą delikatnością.

Źródło:

Wyróżniony obraz: 9tv (zrzut ekranu)