Międzynarodowy ogień zalał nasz kraj w związku z przyjęciem ustawy o ochronie dzieci i pedofilii, co wcale nie jest zaskakujące, skoro w marcu UE sklasyfikowała się jako strefa wolności LGBTIQ. Czy to byłaby liczba osób osobiście zaangażowanych w Brukseli? Pewnie tak, inaczej nie rozpieszczaliby Węgier takimi wściekłymi tyradami.

Dániel Kacsoh i Laura Szalai rozmawiali z Máté Kocsisem , liderem frakcji Fidesz, na temat prawa i jego recepcji. Cytujemy fragment rozmowy.

Czy Fidesz potrzebuje pozwolenia na udział w Pride?

Nie powinno tak być, jeśli ktoś chce wziąć udział, ale nie ma takiej osoby we frakcji. Nie zrozumcie mnie źle, to wydarzenie nie ma na celu stawania w obronie wolności seksualnej lub ewentualnej akceptacji dewiacji, ale raczej brutalną prowokację. Ruch LGBTQ nie chroni mniejszości, ale atakuje większość. Zniesławianie chrześcijan, szydzenie z węgierskiej tożsamości narodowej, podżeganie do nienawiści, profesjonalne znieważanie polityków rządowych, jeśli mają na to ochotę, „oczernianie” ich i skrajnie liberalna propaganda ukrywająca się za jakąś rzekomą wolnością. To oferta ich wiodących ruchów przez cały rok. Uważam jednak, że niesmaczne prowokowanie społeczeństwa większościowego nie jest prawem do wolności, jak twierdzą.

Homoseksualizm został po raz pierwszy włączony do walki z pedofilią, a wkrótce na przykład społeczeństwo zostanie zapytane, czy zabiegi zmiany płci powinny być dostępne również dla nieletnich. Jak takie pytania mają się do pierwotnych celów?

Pierwotnym celem jest trzymanie dzieci z dala od treści nieodpowiednich dla ich wieku i propagandy LGBTQ, która od dawna jest skierowana do nich na całym świecie. Sprawcy nie ukrywają tego. Na Węgrzech również jesteśmy w przedostatniej chwili, być może w samą porę postawiliśmy przed nimi przeszkodę. Argument niektórych liberalnych dziennikarzy, że to, co regulujemy w prawie, tutaj nawet nie istnieje, jest śmiesznie przebiegły. Zanim zagłębimy się w rzeczywistość, powiedzmy, że nie chcieliśmy nawet czekać, aż się to rozprzestrzeni. Na zachód od nas powszechne jest, że nawet małe dzieci są otoczone propagandą LGBTQ. Nazywa się to uwrażliwieniem, podczas gdy bardziej polega na perswazji, ponieważ oczekuje się od nich nie tylko akceptacji, ale także aktywnego przeciwstawienia się, w nadziei, że później łatwiej będzie ich zaangażować. Wcześnie rozpoczynają ideologiczną reedukację, podczas gdy powinien istnieć konsensus, że jeśli np. . Seksualność w tym wieku nie ma nic do zyskania, w żadnym kontekście. Dlatego mówimy: trzymajcie ręce z dala od naszych dzieci.

W Brukseli i na zachodnich, ale iw krajowej prasie opozycyjnej prawo to nazywane jest „ustawą homofobiczną”.

W kręgach liberalnych są bardzo dobrzy w nazywaniu, reinterpretowaniu i piętnowaniu. Nazywanie tak ochrony dzieci i prawa antypedofilskiego jest prostym kłamstwem. Atak w Brukseli jest oczywiście polityczny, byłoby dość szokujące, gdyby był merytoryczny. A jeśli tak, a ochrona dzieci jest pod taką presją, to w Brukseli jest większy problem, niż myśleliśmy. Pakiet legislacyjny wzmacnia prerogatywy rodziców w zakresie wychowania dzieci, ale nie wspomina o osobach dorosłych. Na Węgrzech każdy żyje swoim życiem prywatnym tak, jak chce, każda inna interpretacja jest fałszywa. Brukselski mainstream chce skłonić nas do wycofania ustawy, ale my tego nie robimy. Stosowane są niezliczone środki nacisku, ale na próżno, prawo pozostaje tylko dlatego, że jego uchwalenie należy do kompetencji krajowych, a presja zewnętrzna jest w tej sprawie jeszcze mniej akceptowalna. Jeśli pozwolimy Brukseli zabrać głos w tej sprawie, nadużywając jej władzy, staniemy się ofiarami kolejnego potajemnego odebrania władzy.

Jeśli procedura naruszenia obowiązków zostanie zakończona, referendum stanie się bezcelowe - powiedział Gergely Gulyás, minister Kancelarii. Czy dzieci są teraz chronione, czy to bardziej żart wymierzony w Brukselę?

Przyszłość naszych dzieci jest kwestią przeznaczenia, dlatego przyjęliśmy zasady ochrony dzieci i ustawa weszła w życie. I owszem, referendum jest protestem przeciwko zamachowi w Brukseli, ale debata dotyka też kwestii losu, o które najlepiej pytać obywateli, zwłaszcza w tak głośnej debacie. Miejmy nadzieję, że brukselskie elity, jeśli podają się za demokratów, nie są przeciwne pytaniu ludzi o zdanie. Jeśli ludzie Zachodu nadużywają swojej władzy, ten rodzaj broni jest konieczny.

Cały artykuł można przeczytać na stronie Mandiner.hu.

(Zdjęcie na okładce: Naród węgierski)