Upadek Budapesztu nie jest wytworem dziennikarskich fantazji, ale smutną rzeczywistością. Pismo Milána Constantinovitsa o Mandiere .

Wiadomości o wyraźnie pogarszających się warunkach publicznych w stolicy, od Deák po Örs vezér tér, pojawiają się jedna po drugiej. Ci, którzy podejrzewają, że za doniesieniami kryje się jakiś wyrafinowany plan, są w błędzie: nawet jako jednorazowy mieszkaniec miasta możesz doświadczyć obumierania Budapesztu w kilku obszarach.

Może banalne, ale prawdziwe; postawa, poczucie odpowiedzialności, chęć działania powiedzmy: duchowość wójta miasta czy dzielnicy decyduje o wizerunku osiedla, atmosferze społecznej i poczuciu bezpieczeństwa wspólnoty w dłuższej perspektywie. Można jednak zapanować nad półtoramilionowym miastem za pomocą manewrów komunikacyjnych na miesiąc lub dwa

z biegiem lat wyłania się prawdziwy duch przywództwa, a rzeczywistość staje twarzą w twarz.

Jako głęboko zakorzeniony mieszkaniec miasta, oczywistą zmianą w krótkim czasie było narzucenie przyjaznej dla środowiska koncepcji na system ruchu w centrum miasta bez wcześniejszego opracowania. Problem z pasami rowerowymi nie polega na tym, że chcą pomóc mieszkańcom miast, którzy wybierają tę formę transportu, ale na tym, że zostały narzucone w centrum miasta bez elementarnej logiki, z nieproporcjonalną szkodą dla społeczności motoryzacyjnej, paraliżując cały ruch dzienny .

Sytuację pogarsza tylko program oświetlenia, który został zmieniony jako opóźniona rekompensata, co nie pomaga odczuwalnie kierowcom, ale stawia w niekorzystnej sytuacji tych, którzy wybierają najbardziej ruchliwą sieć elektryczną w Europie Środkowej jako alternatywę.

marzyła o gigantycznym u podnóża Naphegy, Momentum wyobraziła sobie betonową ścianę zamku Buda, Krisztina Baranyi wzniosła pomnik BLM .

Wszystko to świadczy nie tylko o braku kompleksowej koncepcji zagospodarowania przestrzennego,

ale o zarządzaniu miastem w oparciu o przypadkowe, czasem lepsze, ale raczej gorsze, indywidualne pomysły.

A spacerując po Budapeszcie można odczuć spektakularny spadek czystości publicznej, śmieci zalewające ulice, place i przejścia podziemne. Uderzające jest zaniedbanie ogólnej sprawy społecznej bezdomności: ulica nie może być dla nikogo godnym domem.

To, co widzimy na ulicach: objaw paraliżu. Odkąd Budapeszt ma nowych władców minęły niecałe dwa lata, można jednak z goryczą stwierdzić, że wizerunek miasta i samopoczucie jego mieszkańców bardzo się pogorszyło.

Świadczy to o bezmyślności, dezorganizacji, pośpiechu lub całkowitym braku kompetencji zawodowych, a może nawet bardziej szkodliwym: ogólnym braku zainteresowania i źle pojmowanej odpowiedzialności. Sprawa domu opieki Pesti út potwierdziła oba przypuszczenia. Burleska wokół Lánchíd może nie jest do tego porównywalna, ale z pewnością to podkreśla

Karácsony-Stáb w ogóle nie może dostrzec prawdziwej wagi zarządzania miastem.

Jednak odpowiedzialność i autoryzacja muszą być użyte, jeśli nie chcemy cofnąć się do niechlubnej epoki Demszky. A potem nawet nie rozmawialiśmy o tym, że zarządzanie miastem to rzeczywiście złożone zadanie, którego wzorcowe rozwiązanie mogłoby cię uprawniać do ambicji przywódcy kraju. Jednak w tej chwili może się to wydawać kiepskim żartem.

źródło: mandarynka

Zdjęcie: MH/Péter Papajcsik