W ciągu pięciu dni ponad sto tysięcy osób dołączyło do uruchomionego przez Fidesz Stopu Gyurcsány! Przestań, Boże Narodzenie! do petycji, ogłosił na poniedziałkowej konferencji prasowej István Hollik, dyrektor ds. komunikacji Fideszu. Dodał, że w ciągu tygodnia będzie można dołączyć do petycji w 2138 lokalizacjach, z pomocą tysięcy wolontariuszy.

Hollik ocenił: liczba sygnatariuszy świadczy o tym, że jest wiele osób, które nie zapomniały o „zbrodniach” Ferenca Gyurcsánya, jak zrujnował Węgry przed 2010 rokiem.

Podczas ośmioletniego rządu Gyurcsány'ego zadłużył kraj, „pobił majątek państwowy” , sprzedał lotnisko Ferihegy, akcje Mol, MÁV Cargo, a także wszystkie firmy dostarczające energię zostały przejęte przez obcokrajowców. István Hollik powiedział, że podczas gdy dochody odpływały, znikały, kraj padł na kolana, w 2010 roku niewiele brakowało, by Węgry nie ogłosiły bankructwa państwa.

Jako prezydent DK nieudany premier, który zmiażdżył opozycję i dyktował role w show Gyurcsány podczas prawyborów, próbuje odwrócić uwagę od tego, co zrobił jesienią 2006 roku, kiedy ujawnił przemówienie Öszöd , grożąc fałszowaniem historii. Kiedy lewica Gyurcsányist była u władzy, poprowadziła szarżę kawalerii, pobiła pokojowo świętujących Węgrów policją i zastrzeliła ich armatkami wodnymi i gumowymi kulami. Policja strzelała gazem łzawiącym do demonstrantów na wysokości oczu, a także celowała głównie w głowy ludzi gumowymi kulami. Prawie dwieście osób zostało rannych, kilku demonstrantów doznało trwałych obrażeń. Były też dwie osoby, którym wystrzelono oczy, z których jedna popełniła później samobójstwo w wyniku urazu.

„Byłem po prostu pod wrażeniem profesjonalizmu, z jakim policja wykonywała swoją pracę i chroniła mnie, przyzwoitego obywatela płacącego podatki, i zastanawiałem się, czy powinienem im za to jakoś podziękować?” Oczywiście myślę nawet o podwyżce wynagrodzeń, ale może byłoby jeszcze lepiej, gdybyśmy mogli poprawić ich warunki pracy. (...) To, co właśnie zrobili dla nas, i mówię: dla kraju, jest wzorowe” – napisał po strzelaninie 23 października 2006 roku.

Agresja w Gyurcsány jest częścią kampanii sześciopartyjnej opozycji. Już w sierpniu ubiegłego roku zagroził, że jeśli dojdzie do władzy, doprowadzi do wyczerpania pod każdym względem dominujących postaci węgierskiego życia kulturalnego i artystycznego. „Nie będziesz miał litości! Ciebie też nie tak długo zabiorą” – groził przedstawicielom partii rządzącej w parlamencie w kwietniu br. „W takim razie po cichu zanotuję: to będzie więzienie, chłopcy i dziewczęta. Zasłużenie. Potem powiedzieli sobie o wyższości moralności obywatelskiej” – pisał w sierpniu.

Róbert Répássy, były parlamentarzysta Fideszu, skomentował post Gyurcsány'ego. „Podczas rządów Ferenca Gyurcsány'ego policja kopała leżących na ziemi demonstrantów opozycji i spowodowała u niektórych trwałe obrażenia gumowymi kulami. Policjanci nie zeznawali przeciwko swoim przełożonym, więc ówczesny premier nie został pociągnięty do odpowiedzialności” – napisał.

Artykuł ukazał się w Magyar Hírlap