W Szemlőhegy rada czapki postanowiła zaakceptować Klárę Dobrev, mówiąc wprost.

Wpychano go do tylu spraw publicznych, że mógłby wygrać konkurs na kandydata w tej dziedzinie, a potem zobaczymy. Nie ma żadnego ryzyka. Gdyby przegrał, DK nadal byłby największym czynnikiem opozycyjnym, którego w zasadzie królem jest Gyurcsány, a osobisty prestiż jego damy zostałby nadszarpnięty. Ale inicjatywa, możliwość faktycznych decyzji opozycyjnych, ich zdaniem, i tak pozostałaby w rodzinie.

Jednak wielu w opozycji nie jest z tego powodu zadowolonych, a nawet bardzo nieszczęśliwych.

Rzeczywiście jest jeden lub dwóch wolnych obsito, którzy jak niepożądany prowokator krzyczą zza drzwi, że naprawdę wspiera Dobrev. Tak jest w przypadku Gábora Demszky'ego, ale on to potrafi, wiemy, że jego siłą nie jest talent polityczny.

Z drugiej strony jego sprytniejsi byli członkowie partii, po wypłakaniu krokodylich łez na Boże Narodzenie, spektakularnie ustawiają się za Péterem Márki-Zayem. Marketing partyzancki (w panieńskim nazwisku szeptana propaganda) szepcze teraz jego imię, wczorajszy mesjasz może iść do zupy.

Brak talentu Karácsony'ego pogarszał się z dnia na dzień do tego stopnia, że ​​trudno byłoby nim zarządzać jako potencjalnym kandydatem aż do następnej wiosny. Według obiektywnych badań opinii publicznej, od Bożego Narodzenia odsetek zwolenników opozycji przechylił się na korzyść Márki-Zaya – w ciągu jednego dnia (!) w przenośni) się zgiąć.

To jest szybka kariera.

W nim, kandydacie ze wsi - ale też doświadczonym w Ameryce... - widzą "ogromną popularną chwilę" (prawa autorskie Miklós Haraszti), który mógłby otworzyć nowy rozdział w historii naszego kraju. W ten sposób (jeśli jeszcze to pamiętamy) chciałbym ożywić stare amerykańskie życzenie, aby MDF połączyło siły z SZDSZ, aby mogli kontrolować kraj od środka, które zmarły József Antall odrzucił z uprzejmą stanowczością „dziękuję bardzo dużo, nie pytamy”. Teraz jednak jest czymś więcej niż ujawnieniem, że sam Márki-Zay też tego nie ukrywa: ma właśnie taki opływowy sojusz intelektualno-polityczny przepływający mu przed oczami i jest osobą wybraną do tej koncepcji. Przyjechałem z Ameryki, emblemat mojej profesji: premier - to byłby wspólny projekt, choć oczywiście nie przebił nawet Dobrev.

Ale wciąż brakuje jednego drobnego czynnika: nie ma on znaczącego przyjęcia, co jest darem dla Gyurcsánys. Prędzej czy później Jobbik, MSZP, LMP i Párbeszéd mogą stanąć w tyle za nimi, podczas gdy MZP może liczyć tylko na pomoc u siebie liberalnego Momentum, jeśli nie liczyć jednoosobowej armii Karácsony. Jest mniej prawdopodobne, że mógłby odebrać inicjatywę rodzinie. Podoba się, nie podoba, zostaje na górze - na razie.

Z MZP wszystko byłoby dobrze na papierze, ma bardzo ciekawych zwolenników, ale potem przychodzi Wujek Węgierska Rzeczywistość i gryzmoli papiery.

Béla Galló / mozgasterblog.hu