Wydaje się to drobnostką i oczywiście – najwyraźniej – tak jest. Spacerując, uważał Budapeszt za jeden z najbardziej obywatelskich i prawicowych, XII. na okręgowym jarmarku bożonarodzeniowym nagle zadzwonił Jingle Bells.

Zacząłem nucić pod nosem i nawet nie doszedłem do końca pierwszej linijki, kiedy przyszło mi do głowy: dlaczego nie słyszę świątecznej piosenki śpiewanej po węgiersku? Dlaczego nie słyszę „Angel from Heaven”, „Little Christmas, Big Christmas”, „Shepherds, Shepherds” i reszty, i reszty… Wiele płyt z tego powstało w ostatniej dekadzie, zastanawiam się, dlaczego nie nie wystawić jednego z nich dla lepszego losu, mój dostojny kolego, dla twojego zawodnika?

Zastanawiam się, co mówi nam Jingle Bells na początku XXI wieku? Kto w ogóle wie o co chodzi? Szczerze mówiąc, ja też nie byłem tego świadomy, ale znalazłem to w Internecie. Tytuł piosenki nawiązuje do rodzaju dzwonka, który zawieszano na szyjach koni na saniach, aby jadące naprzeciw siebie sanie nie zderzały się. Śnieg tłumił hałas sań i koni, więc nie można było zauważyć nadjeżdżających sań bez dzwonienia dzwonków. To znaczy w Stanach Zjednoczonych, w Medford w stanie Massachusetts, gdzie na domu przy High Street 19 znajduje się tablica informująca, że ​​piosenka narodziła się w tym domu w 1850 roku.

Nie mam problemu z tą piosenką, wręcz bardzo ją lubię. Od Binga Crosby'ego, przez Louisa Armstronga po Beatlesów, nagrywały go niezliczone światowe gwiazdy. W rzeczywistości Jingle Bells była pierwszą piosenką, która została wyemitowana z kosmosu na Ziemię. 16 grudnia 1965 roku została wykonana na akordeonie przez załogę statku kosmicznego Gemini-6.

Nadal zasmuciło mnie, że musiałem to usłyszeć na „naszym” jarmarku bożonarodzeniowym.

Czasem mam wrażenie, że w globalizującym się świecie jesteśmy zupełnie bezbronni i niewiele możemy zrobić. Jeden węgierski film trzeba „wybłagać” do sieci kinowych obsługiwanych w większości przez zagranicznych właścicieli, nie mamy prawa mówić, jakimi filmami Netflix, którego siedziba znajduje się w Holandii, bombarduje młodsze pokolenie i nie mamy na to wpływu im w jakikolwiek sposób, co globalne firmy technologiczne (Facebook, Google/Youtube itp.) zezwalają lub zabraniają nam, węgierskim konsumentom wiadomości.

Przydałaby się jakaś anielska „iskra”, boska interwencja, ale na pewno silna wola polityczna, by w przyszłym roku choć trochę oddalić się od tego stanu.