Gergely Karácsony nie bez powodu jest nazywany płaczącym chłopcem, ponieważ za wszystko, co mu się nie podoba, natychmiast obwinia innych i zaczyna użalać się nad sobą, pisze János Volner w mediach społecznościowych.

„Wydaje się, że warto pracować dla budapeszteńskich firm, które zebrał Gergely Karácsony. Na wstępie pragniemy zaznaczyć, że problem nie leży zasadniczo w wypłacie premii, gdyż menedżerowie państwowych lub samorządowych spółek muszą opracować system motywacyjny w taki sam sposób, jak menedżerowie pracujący w sektorze prywatnym. Ale premia w wysokości ponad 5 milionów HUF wypłacona mieszkańcom Karácsony, opublikowana któregoś dnia, krwawi z kilku ran. Przyjrzyjmy się bliżej podstawowym problemom stojącym za płatnościami.

Pierwszą i najważniejszą rzeczą jest to, że Gergely Karácsony nie bez powodu nazywany jest beksą, bo za wszystko, co mu się nie podoba, natychmiast obwinia kogoś innego i zaczyna użalać się nad sobą. Stale powołuje się na fakt, że stołeczna gmina nie ma pieniędzy, że nie może się rozwijać, co w większości przypadków jest rewelacją opartą na kłamstwach Karácsony. Mimo to dziesiątki milionów forintów są wypłacane jako premie menedżerom biznesowym w stolicy, ponieważ na to zasługują. Jeśli ciągły brak pieniędzy, na który Karácsony ciągle narzeka, jest naprawdę tak duży, to nie powinniśmy myśleć o wypłacaniu premii, ale o utrzymaniu miejsc pracy w stołecznych firmach.

Kolejnym problematycznym obszarem są doniesienia o ciągłych zwolnieniach ze stołecznych firm. Podobno byli tacy, których zwolniono jeszcze przed świętami, m.in. w kapitałowej firmie multimiliardera Imre Márthy (do niego jeszcze wrócimy osobno). Zamiast więc wydawać dziesiątki milionów forintów na utrzymanie i tworzenie miejsc pracy, rozdzielają je między życzliwych menedżerów. To jest liceum wrażliwości społecznej, gratulacje.”

Facebook

Wyróżniony obraz: MTI/Attila Kovács