Tak jak Putin zaatakował Ukrainę, Zachód zaatakował Węgry frontalnie. Spodziewano się tego, ale nikt nie wierzył, że tak się stanie, w tak podły sposób.

W okresie poprzedzającym kampanię wyborczą, po wcześniejszych sporadycznych strzelaninach, rozpoczął się europejski atak na węgierską politykę, rząd i oczywiście Viktora Orbána. Po prostu drapiesz się po głowie od wirtualnych piłek. Jest w defensywie, skończyła mu się amunicja. Na podłość należy odpowiadać podłością, to nie zadziała.

Wieczorem oglądam najczęściej oglądany program niemieckiej telewizji publicznej ZDF. Czterdzieści minut poświęcono na przedstawienie systemu Orbána, korupcji opartej na handlu ze Wschodem, przyjaznych Fideszowi gmin, które przymykają na wszystko oko i uciskanej prasie opozycyjnej. Nie można również pominąć kulturalnej skargi Róberta Alföldiego, trudności z posiadaniem dzieci tej samej płci oraz prawnego orędownika sprawiedliwości.

No i oczywiście wszyscy powinni widzieć wielką nadzieję, wielodzietny kandydat na premiera opozycji chrześcijańskiej, który wie wszystko, którego kampania antykorupcyjna opiera się na demaskowaniu nadużyć unijnych funduszy. Przecież wielu prawdziwych Węgrów niepokoi fakt, że Węgry Orbána odwróciły się od Zachodu, prowadzą przyjazną Putinowi politykę i lekceważą europejskie wartości.

W dokumencie austriackiej telewizji publicznej - Węgry, nieliberalna demokracja Orbána - znani brukselscy i doświadczeni węgierscy politycy opozycji autentycznie mówią to samo w przygotowanej moderacji naszego rodaka, pana Lendvai. Brukselskie liczby są zawsze takie same, bez pretensji do kompletności: Michael Roth /SPD, Daniel Freund /Zieloni, Manfred Weber /przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej, Katharina Barley /SPD, Martin Schultz /SPD, Jean Asselborn /Luksemburscy Robotnicy Socjalistyczni Party, Monika Hohlmeier /CSU oraz węgierscy narratorzy: burmistrz Karácsony desygnowany komisarz ds. odpowiedzialności Hadházy Bálint Magyar , twórca ponadczasowego państwa mafijnego. Cel: przedstawienie Viktora Orbána jako dyktatora, aby ludzie zobaczyli, jak bardzo jest on zagrożeniem dla jedności Europy. Dla jednostki, której nie ma.

Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność, ponieważ do pewnego stopnia codziennie jesteśmy włączani do audycji niemiecko-austriackiej i innych państwowych programów telewizyjnych, zawsze w negatywnym tonie. Jeśli ktoś nie ma telewizora, nie jest na tym świecie pozbawiony informacji. Zarówno prasa, jak i media internetowe rozpowszechniają manipulacyjne doniesienia dyskredytujące konserwatywne Węgry i politykę węgierskiego rządu, do których materiałów źródłowych dostarcza personel międzynarodowej kampanii sojuszu opozycji. I to nie tylko w obszarach niemieckojęzycznych, ale wszędzie, gdzie sięgają macki czerwono-zielonej globalistycznej ośmiornicy medialnej. Pomyślałby, że nawet Finowie będą interweniować w naszej węgierskiej kampanii wyborczej razem z lewicą.

Bo nie upiększajmy, o to nam chodzi, o interwencję! To połączony ogień artylerii zachodniej, do którego dołączył prezydent Ukrainy Zełenski ze wschodnim ogniem sideł. Powiedziałbym mu, żeby skupił się na własnym kraju, ale on może skupić się tylko na tym, do czego jest przydzielony. Teraz z zemstą Węgier.

Zwykle na wojnie zdarza się, że jeśli obszar docelowy (Węgry) został poluzowany ogniem sidła, sabotażyści mogą nadejść i może rozpocząć się atak z bliska. Zespół dywersyjny nielegalnie ingeruje w uczciwość wyborów za pomocą najnowocześniejszych narzędzi technicznych tamtych czasów, armii trolli, phisherów i hakerów.

Był już test hakerski, próby włamań do prawicowych portali, blokowanie SMS-ów i stron na Facebooku. I nie miejmy wątpliwości, strona internetowa Krajowego Biura Wyborczego zostanie w odpowiednim czasie zaatakowana. Całe szczęście, że wybory odbywają się na papierze.

Walka wręcz jest inicjowana pod przywództwem Kapitana, używana jest broń słowna, a pionki zwerbowane do sztabów wyborczych będą działać w odpowiednim czasie, w duchu dyrektywy wyprzedzającej.

Bardziej pesymiści i tak są przygotowani na porażkę. Już się pakują, bo nie mogli znieść kolejnej porażki. Nie da się żyć w tym kraju nawet teraz, zwłaszcza jeśli Fidesz znowu wygra! Niech spróbują na upragnionym Zachodzie! Gdzie stan zapotrzebowania na energię został już wprowadzony, gdzie inflacja przekracza siedem procent, a koszty mediów podwoiły się lub potroiły. Nie mogą nawet sprawić, by ich głos został usłyszany, ponieważ w tych wielkich demokracjach nie ma miejsca na sprzeciw. Jeśli nie wierzysz, sprawdź!

Źródło: Magyar Hírlap

Autor: historyk Irén Rab

Zdjęcie na okładce: logo ZDF