Współcześnie Słowacja stosuje również ostrą dyskryminację Węgrów, osób pochodzenia węgierskiego czy zwracających uwagę na fałsz słowackiej historiografii. Jednak nie wszyscy na tym poprzestają na szowinistycznych krokach. Zsuzsanna Falath, słowacka muzealniczka węgierskiego pochodzenia, stanęła w obronie swoich praw, a stojący na słabych nogach domek z kart słowackiej nienawiści zdaje się walić.

Zimą 2018 roku dwudziestokilkuletnia muzealniczka Zuzana Falathova (Zsuzsanna Falath) udzieliła Magyarowi Hírlapowi szeroko nagłośnionego wywiadu , w którym wyjaśniła, że ​​chociaż przez długi czas pozostawała pod wpływem słowackiego poglądu na historię, jak wszyscy Słowacy, stopniowo zdawała sobie sprawę z jego kłamstw, gdy skonfrontowała się z przesiedleniami po II wojnie światowej z udziałem Węgrów i milczeniem na ten temat w słowackiej świadomości społecznej. Potem stopniowo uświadomił sobie swoje węgierskie korzenie, zaczął uczyć się węgierskiego i zaczął głośno reprezentować prawdę. Po rozmowie po raz pierwszy grożono mu śmiercią – np.: „powinni cię rozstrzelać w głowę, a ciało wrzucić do Dunaju, węgierski agencie!”. – odwrócili się od niego koledzy, stał się pariasem od szanowanego kuratora, w końcu po upokarzającej przepychance udało się go namówić do odejścia, został poddany silnej presji, co skończyło się zwolnieniem z jego pracy.

Falath poszedł jednak do sądu ze swoim prawnikiem, Dávidem Nagyem, i na rozprawach przedstawiciele muzeum argumentowali, że stanowisko muzealnika zostałoby zlikwidowane przez zwykłą reorganizację, że nie ma tu nic do oglądania – i wydaje się, że to efekt: wygrali w pierwszej instancji jeden z dwóch procesów, więc sąd orzekł, że zwolnienie Zsuzsanny było niezgodne z prawem.

To już nie czas Maliny Hedvig

Jeśli wyrok stanie się prawomocny, może to być precedens i być może więcej osób odważy się zwrócić do sądu o zadośćuczynienie, ponieważ będzie to sygnał dla Węgrów na Słowacji, że „to już nie jest Słowacja Maliny Jadwigi przypadku”, mówi Dávid Nagy w odpowiedzi na nasze zapytanie.

Jak opowiada o rozprawie, był to jeden z procesów pracowniczych, w związku z którym wielokrotnie powtarzał, że jak uda mu się wygrać ten, to jest szansa na wygranie drugiego - formalnie też pozwu pracowniczego, ale w rzeczywistości pozew o dyskryminację. W tym postępowaniu sąd rozważał, czy zwolnienie Falatha było zgodne z prawem – i stwierdził, że nie. Prawdziwy powód, czyli stanowisko głębokiego urzędnika wobec słowackiego poglądu na historię i stosunek reżysera do wolności wypowiedzi, zostanie omówiony w innym postępowaniu.

„Dzisiaj sąd orzekł, że zwolnienie Zuzany Falathovej było niezgodne z prawem i tak by było nawet bez przedłożonych przez nas nagrań dźwiękowych” – wyjaśnia prawnik. Nagy podkreśla: jest to nielegalne, a więc nieważne, co oznacza, że ​​zatrudnienie jego klienta oficjalnie się nie zakończyło, w rzeczywistości trwa do dziś, ale co to oznacza w praktyce, ciekawe po decyzji drugiej instancji.

Uzasadnienie jest tym wyraźniejsze: w trakcie postępowania muzeum nie było w stanie udowodnić, że rzeczywiście doszło do przekształcenia strukturalnego, czym później uzasadniało zwolnienie muzealnika, w rzeczywistości stało się dokładnie odwrotnie, ponieważ później powiedział w sądzie, że właśnie dlatego stanowisko młodej damy zostało rozwiązane, że zamiast osoby, która pracowała jako kustosz, zatrudniony zostanie konserwator, co się nie stało, ale później w muzeum pracowało tylko trzech konserwatorów zamiast poprzednich czterech .

Sędzia zwrócił również uwagę, że wszystko to zostało poparte materiałami audio przedstawionymi przez Falathéka, w których wyraźnie stwierdzono, że chcieli zmusić go do rezygnacji w związku z jego poprzednim wywiadem z Magyarem Hírlapem.

„Nigdy nie wątpiłem w swoją prawdę”

Falath, wyjaśnił Mandinerowi, był oczywiście szczęśliwy, że wygrał sprawę i ani przez chwilę nie miał wątpliwości co do jej prawdziwości. „Rozpoczęłam proces z mieszanymi uczuciami, ponieważ tutaj, w Felvidék, niestety nie zawsze jest typowe dla sądów głosowanie za prawdą. Ale faktem jest fakt, prawnie stało się jasne, że zostałem wyrzucony z Muzeum Miasta Bratysławy z powodu mojego stania w obronie prawdy, a nie z powodu zmian organizacyjnych”.

Dodał: „To zwycięstwo jest nie tylko zwycięstwem dla mnie i mojego prawnika, ale dla całego narodu węgierskiego, który miejmy nadzieję, że może czerpać siły do ​​kontynuowania walki, zwłaszcza w rozdzielonych częściach (...) nigdy nie wolno nam rezygnować z żadnego naszych praw. To zwycięstwo nie jest ostateczne, bo w przyszłości odbędzie się kolejny proces, w którym chcemy udowodnić, że doszło do wyraźnej, narodowej dyskryminacji – dyskryminacji mnie – wobec Węgrów” – powiedział muzealnik.

Z drugiej strony Nagy podkreśla, że: choć nie widzi, co druga strona mogłaby zrobić w tak jasnej z zawodowego punktu widzenia sytuacji, to teoretycznie przedstawiciele muzeum też mają prawo do odwołania, a wtedy będzie kontynuowane w drugiej instancji w sądzie rejonowym – w przeciwnym razie wynik tego procesu z pewnością wpłynie na kolejny, w którym przedmiotem jest dyskryminacyjna postawa dyrektora i instytucji.

Źródło: Szentkoronaradio.com

Zdjęcie: strona Zsuzsanny Falath na Facebooku