Ponieważ ambasada amerykańska na Słowacji od jakiegoś czasu wykonuje zasadniczą część pracy normalnie przydzielanej ministerstwom spraw zagranicznych, pracownicy ministerstwa z braku innych pożytecznych zajęć są zajęci przeglądaniem zdjęć gniazda, a następnie histerycznymi wybuchami - przeciwko Węgrom.

Teraz problem polega na tym, jak pisze węgierskie wydanie skrajnie liberalnej, nienawidzącej Orbána gazety DenníkN, że János Árpád Potápi, sekretarz stanu odpowiedzialny za politykę narodową, „ogłosił przed mapą Wielkich Węgier, że odwiedza Słowację. " Ivana Korčoka jest to wiadomość dla „obywateli Słowacji, że on wciąż żyje przeszłością” .

Oto złodziej, który spojrzał w lustro i na ten widok dostał ataku histerii. Rozumiemy. W końcu nawet papier, na którym wydrukowano mapę widzianą w biurze Potápiego, jest o kilkadziesiąt lat starszy niż państwo zwane Słowacją.

Pomieszana teraźniejszość Słowacji – z jej sfałszowaną historią, skradzionymi ziemiami, ściganymi i mordowanymi Węgrami – to cała przeszłość Węgier, a fakt, że jesteśmy zmuszeni żyć w teraźniejszości, jest również zasługą słowackiego ustawodawstwa. Która 3 lata po przystąpieniu do UE nadal odczuwała potrzebę wzmocnienia winy zbiorowej na Słowacji. I tak dalej. Jeśli ktoś żyje bardzo przeszłością, to jest to Korčok i wszyscy jego benezyści. Bez przeszłości, która żyje z nami – czyli obowiązujących dekretów Beneša – teraźniejszość zwana Słowacją nie mogłaby w ogóle istnieć.

I jeszcze jedno. Kiedy sekretarz stanu János Árpád Potápi odwiedza Słowację, zwykle robi coś, co powinni robić jego słowaccy koledzy: przekazuje wyremontowane przedszkola, szkoły, instytucje i stypendia.

Jest tego więcej, ponieważ gurigázáz @ral to stary, dobry liberyjski nawyk, więc oczywiście DenníkN nie może przestać. W związku z tym przeforsowali również dotacje edukacyjne z Węgier, które nazywają „pieniędzmi Bethlen”, a według Korčoka, który chce skupić się na teraźniejszości, nie powinny to być pieniądze Bethlen, ale raczej pieniądze Pázmány. Tym razem problem nie leży w historycznych nazwiskach, ale w tym, kto dostanie pieniądze. Słowacki minister spraw zagranicznych chce, aby otrzymywały to instytucje, a nie bezpośrednio rodzice. Teraz, poza tym, że państwo słowackie powinno najpierw upchać te instytucje, żeby nie było miejsca na śmierdzące węgierskie pieniądze, jasne jest, o co toczy się gra. Jeśli to nie rodzice otrzymują pieniądze, ale instytucje, to łatwo nimi manipulować samorządy, zwłaszcza w przypadku szkół nie do końca zorganizowanych. I pod tym względem Słowacja jest czołowym graczem.

Jednak ta węgierskofobiczna firma typu Korčok nie jest warta więcej słów. W każdym razie nauczyliśmy się, że sto razy lepiej mieć oddział czołgów w stylu Sloty z otwartymi hełmami pożerającymi Węgrów niż podstępną, podstępną hordę ukrywającą się za fałszywą maską liberalizmu, ale tyle samo – jeśli nie więcej – nienawiść do Węgrów. Produkt jest taki sam dla obu, tylko czynnikiem mdłości jest niebo i ziemia. Ale biorąc pod uwagę warunki koalicyjne, trudno jest nam przygotować się do następnej rundy w najbliższym czasie, a nazwisko Korčok może zostać zapomniane, z powodu braku stałej pracy...

Źródło: Dániel Szűcs/Felvidék.ma

(źródło zdjęcia okładki: Facebook)