(Słowacki) rząd podniósł dziś alarm, ale czekał, aż zanieczyszczenie Sajó dotrze do studni. Prawie pół roku zajęło Jánowi Budajowi uświadomienie sobie tego, o czym mówiliśmy od pięciu miesięcy: Sajó nie żyje, czytamy w oświadczeniu Stowarzyszenia.

Teraz mówimy, że zamiast ogłaszać stan wyjątkowy, rząd powinien teraz mówić o rewitalizacji martwej rzeki i informować, ile będzie kosztować rekultywacja, kiedy się tym zajmie i jak woda w studniach będzie chroniony.

Całkowite koszty reagowania na katastrofy nie są znane. Jedno jest pewne, za bezczynność Budaja zapłacimy wysoką cenę.

Szkoda, że ​​Letniego Obozu Gombaszög nie było w marcu tego roku. Premier Heger musiałby zmierzyć się ze skutkami katastrofy ekologicznej, która dotknęła Sajo 5 miesięcy wcześniej, a więc minister ochrony środowiska zadziałałby 5 miesięcy wcześniej.

Federacja opublikowała również chronologiczną tabelę na portalu Felvídě, wymieniającą kroki podjęte w celu zwrócenia uwagi na katastrofę Sajó.

Katastrofa Sajo

zdjęcie: stowarzyszenie

Źródło: Felvidék.ma

(Obraz nagłówka: ujszo.com)