Imre Komjáthi, wiceprzewodniczący MSZP, którego dobra praca zaprowadziła go już na stanowisko posła do parlamentu i do wielomilionowej miesięcznej stałej pensji, wyraźnie pokazał w swoim wystąpieniu w ATV (poniedziałek), że również aktywnie przyczynił się do niski lot socjalistów, do ich popularności około jednego procenta, który intensywnie zbliża się ku końcowi – pisze József K. Horváth na 888.hu.

Oczywiście nie można się dziwić, jeśli taka impreza jak Komjáthi pracuje z ostrzami, której nieodzowna czerwona koszulka została ozdobiona napisem „Praca, chleb!” podtytuł. Przynajmniej słownie, jest to dla nich ważne. Ale w rzeczywistości?

A zapytany o największą jak dotąd inwestycję w historii Węgier, przyszłą chińską fabrykę baterii w Debreczynie o wartości 3 000 miliardów HUF, w której zatrudnionych zostanie 9 000 osób i dla której porównywalna inwestycja powstała jak dotąd tylko w Niemczech w Europie, wtedy jako polityk, który wyrósł z ruchu związkowego, nie tylko uderzał radośnie w powietrze i mówił „Tak jest!”, ale zaczynał się krzywić. Oto, co był w stanie powiedzieć, gdy zapytano go: „To dobra wiadomość, prawda?” .

„To nie jest dobra wiadomość, bo znowu nie była przygotowana, biorąc pod uwagę, że nawet samorządowcy dowiedzieli się później o pewnych danych i pewnych decyzjach”.

Słodki Boże! Wartość 3000 miliardów, praca 9000 osób, a potem opiera się na informacjach przedstawicieli samorządów , co z tego punktu widzenia jest ósemką.

I to nie wszystko.

Komjáthi wprowadza widza w swoje doświadczenie, że nie boi się negatywnych relacji chińskich właścicieli ze związkami zawodowymi, ponieważ miał dobre doświadczenia z innymi chińskimi pracodawcami w tej kwestii.

Oczywiście ma też problemy z rządem w sprawie tej giga inwestycji. Z rządem, który to tu sprowadził. Takie, które przezwyciężyło fakt, że w ogóle jest o czym mówić. O czym słowacki minister finansów Igor Matovič z zazdrością zauważył kiedyś, że „Węgry pędzi jak rakieta, ale Słowacja wygląda przy nich jak biedny krewny”.

Po tym Komjáthi może powiedzieć:
„Preferujemy postawę rządu. W wielu przypadkach widzimy, że pracodawca – czy to międzynarodowy – lepiej ocenia, że ​​w jego interesie jest, aby pracownicy pracowali w dobrych warunkach pracy, niż rząd, który dba o te mechanizmy kontroli i równowagi w świecie pracy jak również, że rzeczywiście dobrzy ludzie pracują w dobrych warunkach pracy i za dobre wynagrodzenie”.

Wydaje się, że Komjáthiemu nie przychodzi do głowy, że jeśli nie będzie pracy, nie będzie chleba na rodzinnym stole. Chociaż walka o kontrolę i równowagę jest politycznie bardzo obiecująca, nikt nie jest nią zainteresowany.

Kiedy lewica była u władzy pracowało 3,7 mln osób, teraz możemy liczyć na 4,7 mln robotników.

Komjáthi... udowodnił w kilka minut, że ani on, ani MSZP nie mogą być zadowoleni z wiadomości, z których bardzo cieszy się większa społeczność, gospodarka i społeczeństwo. Prawdopodobnie jedyną rzeczą, która jest dla nich ważna, jest to, co ich zdaniem przyniesie im polityczny stek do kuchni.

Być może to nie przypadek, że zdaniem politologów proces, w wyniku którego socjaliści wkrótce znikną w politycznej przepaści, wydaje się nieodwracalny.

Źródło: 888.hu

Autor: József K. Horváth

(Zdjęcie w nagłówku: Imre Komjáthi, „Chain Clown” w fabryce Suzuki. Zdjęcie: zrzut ekranu YouTube )