„Bóg stworzył łono dla serca: więc kraj dla człowieka”. Tak powiedział Kölcsey i wzrusza nas prawda wyrażona tak prosto, jak to tylko możliwe, a jednocześnie poetycko. Ostatnio Gyurcsány często mówi o patriotyzmie. „Ten, kto jest patriotą, jest z nami” – mówi, co wcale nas nie wzrusza, bo dobrze wiemy, że to po prostu nieprawda. Nawet Kölcsey by się z tego śmiał.

Gyurcsány nie jest znany z mówienia prawdy. Nie zrobił tego wcześniej ani nie zrobił tego na początku tego tygodnia w parlamencie. Cała jego kariera polityczna została zbudowana na kłamstwie internacjonalizmu.

Pytanie jest poprawne, czy ta osoba jest szalona? Ale dlaczego widzisz Węgrów? Czy jesteś kompletnie głupi? Nazywają siebie patriotami, ponieważ są przeciwnikami Viktora Orbána. A jego przeciwnicy, bo są patriotami. „A patrioci są przeciwko wam i są z nami”, mówi Gy. F. To oczywiście pilna sprawa medyczna, ponieważ patriota nie jest znany pod tym, jak się nazywa. Patriota żyje tak, jak dyktuje mu serce. Dla kogo Węgry są pierwsze. Patriota bada, co jest dobre dla Węgier. Co sprawia, że ​​świat idzie do przodu? Nie to, co jest dobre dla Ukrainy, ani co jest dobre dla Rosji.

„Oni sami chcą kapitulacji Ukrainy. Myśl od pucybuta do milionera. Zachowanie szmaty. (…) Popierasz spokój mordercy”.

„Opozycja przemawia tak, jakby wyobrażała sobie siebie na miejscu Ukrainy” – mówi Orbán. I czy nie ma racji?

Węgry stoją po stronie pokoju, podobnie jak większość świata, nie faworyzują żadnej ze stron. Nie wysyłamy Ukraińcom broni ani amunicji, ale uchodźcy otrzymują na Węgrzech hojną pomoc humanitarną. Tymczasem opłakujemy zakarpackich Węgrów jako synów narodu nieukraińskiego, którzy walczą w wojnie o ukraińskie interesy. Podczas gdy NATO, Zachód, w tym Bruksela, udziela Zełenskiemu ogromnej pomocy finansowej i zbrojnej, wywierając bezprecedensową presję na nasz kraj, aby Orbán również dołączył do partii wojennej. Jednym z jej orędowników jest David Pressman, ambasador Stanów Zjednoczonych na Węgrzech.

Z drugiej strony, gdyby nie poparli wojny, już dawno by się skończyła, bo Ukraina sama nie może prowadzić wojny z Rosją. Koniec masowego rozlewu krwi, koniec bezsensownych śmierci. A Gyurcsány, który oczywiście – tym razem znowu zamiast popierać węgierskie interesy wybrał internacjonalizm zwany neomarksizmem – popiera trzymaną przez Zachód na respiratorze Ukrainę, a spektakularnie pokojowego Orbána nazywa zwolennikiem morderczy spokój. Chociaż wie, że nasz kraj postrzega Rosję jako agresora i staje w obronie integralności terytorialnej Ukrainy.

I chociaż ma też świadomość, że bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju w dużej mierze zależy od Rosji, to wciąż może mówić, że premier Węgier może być agentem Rosji. Obrzydliwa insynuacja.

To pokazuje, że dla Gyurcsány'ego, który nazywa siebie patriotą, wszystko jest ważniejsze niż służenie interesowi narodowemu. Máté Kocsis przypomniał o tym również opinii publicznej w parlamencie:

– Mówisz o przewracaniu oczami, drogi panie? Sytuacja jest taka, że ​​w 2008 roku Rosja przeprowadziła agresję militarną na Gruzję, byłeś premierem Węgier, potem rozpłaszczyłeś się jak ten pewien w trawie, a nawet pojechałeś z Jego Wysokością z prywatną wizytą do Moskwy na obiad o godz. ukraińska restauracja”.

Dodajmy: grał nawet Rosjanami w akcje przemysłu naftowego.

Nie ma nic nowego pod słońcem. Oczywiście nie powiedziałem tego ani przez chwilę. Mówiąc dokładniej, Gyurcsány chce przekonać Węgrów, że jest patriotą tym patriotycznie brzmiącym, ale w gruncie rzeczy rakotwórczym nonsensem. To rozśmieszyłoby nawet Kölcseya na skraju chmury.

Pamiętają, co powiedział Gábor Horn, komentując wynik referendum w sprawie przyznania nagrody za wizytę w 2008 roku: „ Nie powiedzieli tego, Feri, powiedzieli, że powinieneś iść do swojego ojca!”

Zdaniem Węgrów sytuacja nie zmieniła się wcale w przypadku Feriego, który nazywa się patriotą...

Źródło: Magyar Hírlap

Autor: József K. Horváth

Zdjęcie: Magazyn flagowy