Nie kwestionujemy podstawowych umów i nie rekrutujemy zespołów rewizyjnych tylko dlatego, że się nie ukrywamy: terytoria zostały anektowane i odebrane naszemu krajowi. Nie ofiarowaliśmy ich, nie daliśmy ich dobrowolnie. Dlaczego fałszować historię dla dobrosąsiedzkich stosunków? - pisze Kristóf Trombitás.

Nawet z perspektywy tygodnia warto przyjrzeć się przemówieniu Viktora Orbána z zeszłej soboty w Székelyföld, które teraz można uznać za zwykłe. Tym bardziej, że po tak długim czasie możemy już zobaczyć, kto i jak na to wszystko zareagował. Mogliśmy na przykład zobaczyć, że jako pokręcony żart Rumuni zaprosili do swojego MSZ naszego ambasadora z Bukaresztu, tych Rumunów, którzy wcześniej chcieli wywrzeć presję na węgierskim premierze w sprawie rozgraniczenia tego, co może mówić, a czego nie. (Próbują sobie wyobrazić postawę naszych szlachetnych, krajowych liberałów, gdyby okazało się, że węgierskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych próbowałoby dyktować każdemu premierowi, który do nas przyszedł, o czym może mówić, a o czym nie. Can domyślasz się, co by się stało?)

Potem mieliśmy węgierskiego premiera Słowacji Lajosa Ódora, który sprzeciwił się temu, że Viktor Orbán mówił o Felvidéku jako o wydzielonej części kraju. Rozumiem, że pomimo swojej węgierskiej narodowości Ódor musi również reprezentować wrażliwość większości słowackiego społeczeństwa, ale proszę mi powiedzieć, że

gdyby i gdyby ta jedność nie została oderwana od Węgier - nie bardzo lubię używać tytułu historyczne Węgry, bo to były Węgry, a obecne to okaleczone - to jak powstała Słowacja?

To znaczy, dlaczego obowiązkowe jest działanie w wyimaginowanej rzeczywistości bezpiecznych przestrzeni zamiast otwartej i bezpośredniej mowy? Nie kwestionujemy podstawowych umów i nie rekrutujemy zespołów rewizyjnych tylko dlatego, że się nie ukrywamy: terytoria zostały anektowane i odebrane naszemu krajowi. Nie ofiarowaliśmy ich, nie daliśmy ich dobrowolnie. Dlaczego fałszować historię dla dobrosąsiedzkich stosunków?

Jak powiedział Gergely Gulyás na ostatnim briefingu rządowym, akceptujemy tę sytuację, ale nie powinniśmy jej świętować.

A przechodząc do rzeczy: można być propagandystą, tworzyć błędne wyobrażenia, szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to: Viktor Orbán wygłasza tak głębokie przemówienia w Tusványos, że nie mogą z nimi konkurować nie tylko u nas w domu – odejdę trochę czasu na chichoty, a potem możemy ruszać dalej - ale także w Europie. Perspektywy historyczne, myślenie długoterminowe, powiązania, alles zusammen, każdy może po prostu robić notatki. Tego nigdy nie zrozumie lewica, która działa wyłącznie na sugestiach emocjonalnych i czy ci się to podoba, czy nie, ale na komunikacji lumpen: ocena wydarzeń politycznych na świecie to nie przytłumiony film, odwieczna, majestatyczna, epicka walka między Dobrem a Złem, ale zderzenie interesów, sojuszy i ciągłe manewrowanie. Żeby było dla nas jak najlepiej. Dla nas Węgrów, nie dla innych.

Każdy, kto przedkłada innych nad nasze interesy, niech będzie tak bluźnierczy, może pójdzie do tych pewnych innych i zobaczy, czy poczują się lepiej. Nie wyobrażamy sobie siebie na niczyim miejscu, ponieważ nie postrzegamy życia jako ekscytującej gry fabularnej, ale chcemy jak najlepiej dla naszej rodziny i społeczności. A każdy, kto tak nie myśli, moim zdaniem, z pewnością kłamie, kieruje się materialistycznymi przekonaniami lub zdecydowanie nie nadaje się do życia publicznego.

Miło było, hm. Wtedy plany między 2030 a 2040 rokiem mogą naprawdę nadejść w przyszłym roku.

Niedziela