Jakby Węgry były zdecydowanie lepszym miejscem pod względem demokracji, trójpodziału władzy i wolności słowa niż Ameryka Joe Bidena!

Donald Trump, poprzedni (i być może następny) prezydent Stanów Zjednoczonych, został oskarżony. Z lekką przesadą: to zwykła procedura, bo to już trzecie postępowanie karne republikańskiego polityka w ciągu kilku miesięcy, a wobec niego jako prezydenta ruszyła też tzw. procedura impeachmentu. I to ani razu. Nie ma więc w tym szczególnego zaskoczenia. Jednak lekcji może być wiele, spójrzmy! Obecna dokumentacja prokuratury obejmuje 45 stron i omawia wpływ Trumpa na proces wyborczy w 2020 r., który zakończył się jego upadkiem. Wniosek prokuratora specjalnego Jacka Smitha zawiera w sumie cztery zarzuty i nie skąpi wypowiedzi, które wydają się być zarzutami prawnymi, ale mogą być również interpretowane jako manifest polityczny.

O szczegółach już informowaliśmy, ale według prawnika Jonathana Turleya, profesora prawa publicznego na Uniwersytecie George'a Washingtona, Trump jest zasadniczo oskarżany o dezinformację. Jak wyjaśnił Fox News amerykańskiemu kanałowi:

w akcie oskarżenia zarzuca się, że rozpowszechnianie przez Trumpa kłamstw w celu podważenia uczciwości wyborów w 2020 r. jest w rzeczywistości częścią wolności słowa.

Jest to prawo chronione przez tzw. Pierwszą Poprawkę do Konstytucji Stanów Zjednoczonych.

Ekspert zwrócił też uwagę na wcześniejsze orzeczenie Sądu Najwyższego, na podstawie którego kryminalizacja takich i podobnych wypowiedzi „dałaby rządowi tak szerokie uprawnienia cenzuralne, niespotykane ani w sprawach tego sądu, ani w naszych tradycjach konstytucyjnych. Sama możliwość korzystania z tej mocy przyprawia mnie o dreszcze.

Akt oskarżenia zarzuca więcej, na przykład, że Trump i jego „współspiskowcy” wykorzystali zamieszanie w środku przemocy ulicznej po ogłoszeniu wyników do

ze zdwojoną siłą rozpowszechniać fałszywe twierdzenia o oszustwach wyborczych,

i na ich podstawie przekonać członków kongresu do dalszego odkładania uwierzytelnienia”. Co więcej, mówi się, że Trump przekonał urzędników do zdobycia większej liczby głosów Republikanów i rozpętał tłum na Kapitolu.

Czy wolność słowa w Ameryce jest zagrożona?

Pisaliśmy już wcześniej, że z głosowaniem 2020 wszystko było nie tak, a próba obalenia demokratycznego porządku była od lat udaremniana, ale nie uzyskała jeszcze formy prawnej. Teraz jednak wydaje się bardzo prawdopodobne, że Trump ostatecznie zostanie pociągnięty do odpowiedzialności, ponieważ wielokrotnie zarzucał swoim przeciwnikom politycznym oszustwa (według prokuratury bezpodstawne) z wykorzystaniem jego prawa do wolności słowa. Niewątpliwie zrobił to jako panujący prezydent, ale jednocześnie jako obywatel amerykański.

Inną słabością aktu oskarżenia jest założenie, że Donald Trump był świadomy, że jego twierdzenia dotyczące wyników wyborów były fałszywe. Tak, ale były prezydent powiedział to, co usłyszał od swoich prawników i doradców. Tak więc prokurator specjalny praktycznie pociąga go do odpowiedzialności za to, że uwierzył własnym prawnikom

– zwrócił uwagę w swoim artykule Magyar Nemzet.

„Ale jak możesz prawnie udowodnić, że Trump naprawdę nie wierzył w jego fałszywe twierdzenia? A nawet jeśli można udowodnić, że Trump kłamał, w jaki sposób jego nieprawdy można prawnie odróżnić od kłamstw, które inni przywódcy polityczni mówili przez lata? Kiedy fałszywe oświadczenie przekracza granicę przestępstwa w polityce?” Cytowany już Turley wyjaśnił problemy związane z aktem oskarżenia.

W każdym razie można stwierdzić: w Stanach Zjednoczonych na papierze niezawisły wymiar sprawiedliwości może oficjalnie postawić w stan oskarżenia każdego, kto wspomina o oszustwie lub wyraża wątpliwości co do wyniku danych wyborów, niewątpliwie bez subtelności i ze strony prezydenta, jako przestępca w nadchodzącej kampanii wyborczej.

Oszustwo i oszustwo

W świetle tego wszystkiego spójrzmy na Węgry, które charakteryzowały się senną i zapominalską demokratyczną administracją prezydenta Joe Bidena krok po kroku z łamaniem praw podstawowych i podobnymi oskarżeniami.

Organizacje finansowane przez Amerykę kwestionują demokratyczny charakter naszego kraju i wyrażają zaniepokojenie rzekomym brakiem kontroli i równowagi.

Aha, i oprócz krytyki i presji zza morza, przybyły też dolary, i to masowo w okolice krajowej opozycji. Aby uzupełnić obraz!

A co zrobiła opozycja i niektórzy z jej emblematycznych przedstawicieli w ostatnich latach? Niewiele, ale jedno jest pewne: zakwestionował uczciwość wiosennych wyborów na Węgrzech w 2022 roku, a niektórzy nazwali je nawet oszustwem.

Na przykład Péter Márki-Zay, wspólny kandydat lewicy na premiera, który po aferze wyborczej Marosvásárhely, którą później uznano za prowokację, powiedział o Fideszu:

„Tak bardzo boją się porażki, że nie cofną się przed nawet najbardziej oczywistym oszustwem”.

Burmistrz Gergely Karácsony, były kandydat na premiera, jak następuje:

Zawsze wiedzieliśmy, ale teraz to wyszło na jaw: Fidesz chce oszukiwać w wyborach”.

Ale możemy też zacytować samego Ferenca Gyurcsány'ego, który tak powiedział na kongresie w Danii po klęsce wyborczej:

„Ten rząd jest nielegalny, ten rząd jest niemoralny, ten rząd jest nieuczciwy, ten rząd jest przestępczy”.

Później, w maju, wyjaśnił w parlamencie: „Wybory są prawdziwym odzwierciedleniem woli narodu tylko wtedy, gdy są wolne i uczciwe, ale na Węgrzech zamiast swobodnego przepływu idei i myśli ludzie są otoczeni przez zmanipulowaną reklamę władzy, dlatego wybory nie są wolne. Rząd oparty na takich wyborach jest nielegalny”.

Od tego momentu politycy południowo-wschodniej części RFN powtarzali jak mantrę, że gabinet Orbána jest nielegalny.

Jasne. Zdaniem czołowych polityków opozycji Fidesz oszukiwał w ubiegłorocznych wyborach, Gyurcsánys twierdzą, że obecny gabinet jest nielegalny i nielegalny. Oprócz obrażania trzech milionów wyborców Fideszu, niezależność węgierskiego systemu instytucjonalnego jest również mocno kwestionowana, zarówno w kraju, jak i za granicą.

Oczywiście trudno się temu dziwić, ale jeśli Trumpowi, który ma znacznie większe szanse na dojście do władzy niż pokonana węgierska lewica, grozi więzienie ze strony tamtejszego wymiaru sprawiedliwości z podobnych powodów, to można by nawet podnieść w tej dziedzinie można było przyjrzeć się opozycji wewnętrznej. Oczywiście nie zalecalibyśmy tego w rzeczywistości, ale wyciągnęlibyśmy następujący wniosek:

według znaków Węgry uchodzą za znacznie lepsze miejsce niż Ameryka Joe Bidena pod względem demokracji, trójpodziału władzy i wolności słowa.

Na szczęście na Węgrzech panuje demokracja, więc u nas takie rzeczy się nie zdarzają.

Daniel Kacsoh / Mandiner

Wyróżniony obraz: MTI/Péter Lakatos