Tragedii Székelyudvarhelych można było uniknąć, gdyby nie podeszli do robót jak zawodowi barbarzyńcy.

Zawodowy inżynier z hrabstwa Hargita próbował rzucić światło na przyczyny zawalenia się budynku w Székelyudvarhely w poniedziałek, w wyniku którego życie stracił 17-letni student.

„Prawdziwym problemem jest to, że zaangażowane osoby, w tym mieszkańcy Székelyudvarhely i Udvarhelyszék, otrzymały w ciągu ostatnich kilku dni sporo błędnych informacji, ponieważ wiele dezinformacji „wypłynęło”. Ale sam fakt, że ten zawalony budynek pochłonął życie ludzkie, przywraca w człowieku poczucie sprawiedliwości, że w mediach ich nie ma, albo nie mówią tak, jak powinni. Mam na myśli między innymi oświadczenie minister edukacji Ligii Deca dotyczące problemów sejsmicznych” – powiedział ekspert, z którym skontaktował się Székelyhon.

Profesjonalny inżynier zauważył: nie ma sensu mówić o ocenie bezpieczeństwa zawalonej części budynku akademika na wypadek trzęsienia ziemi.

„Gdybym był ministrem edukacji, wolałbym zapytać, czy w poniedziałek miało miejsce trzęsienie ziemi?” Bo jeśli tak, to tylko wtedy istotne jest powiązanie zawalenia się budynku z trzęsieniem ziemi. Twierdzę, że gdyby było trzęsienie ziemi, budynek by się nie zawalił. Budynki te zostały bardzo dobrze zestawione” – zauważył, dodając: istnieją dziesiątki tysięcy obiektów zbudowanych przy użyciu metody podobnej do tej stosowanej w uczelni i być może jeden lub dwa procent z nich ma klasyfikację sejsmiczną. Można je było zaliczyć do takich, bo nie były odpowiednio zbudowane, nie spełniały nawet standardów sprzed 100-200 lat. Zatem tę sprawę z trzęsieniem ziemi należy odpuścić, bo nie o to tu chodzi.

„Czas potwierdzi lub obali to, co twierdzę, ale na podstawie dwudziestoletniego doświadczenia zawodowego stwierdzam, że to, co tam zrobili, to dosłownie barbarzyńska praca. „Kiedy we wtorek odwiedziłem budynek, było dla mnie zupełnie oczywiste, że prowadzone były tam prace nieautoryzowane: dlatego budowa, która tam miała miejsce, jest nielegalna” – stwierdził specjalista, podkreślając, że prace, które tam miały miejsce, były nielegalne. co najmniej tygodniowe prace ziemne - do sali gimnastycznej wniesiono już miedzianą cegłę. .

„Kiedy to zobaczyłem, od razu pomyślałem, że mogli sprawić problem nawet szkole średniej Tamási Áron. Nie mówiąc już o pracy wykonanej dodatkowo przy pensjonacie: to było tak, jakbyśmy umieścili tam piekarzy, żeby konsolidowali i konsolidowali budynek” – dodał, podkreślając, że było jasne, że nie ma fachowej wiedzy.

Zdaniem eksperta, z komunikatu wynika, że ​​zaangażowani próbują wszystko opakować w „sztukę publiczną”, bo mieli na to pozwolenie. To co zrobili jest właściwie zupełnie niezależne od budownictwa użyteczności publicznej, to jest remont budynku - ale w sposób nieprofesjonalny.

„Stało się to dla mnie oczywiste, gdy wykopano trzymetrowy rów pod sześćdziesięciometrowym obiektem zbudowanym na kamiennym fundamencie. Warto wiedzieć, że sto lat temu technologią fundamentowania było łączenie kamieni z wapnem lub gliną. Dlatego zdziwiłem się, że bez powodu obok takiego fundamentu wykopano tak głęboki rów” – ekspert zwrócił uwagę na kolejną nieprawidłowości, ponownie podkreślając: do budowy tego typu obiektu należy wybrać wykonawcę z doświadczeniem zawodowym.

„Z drugiej strony czytałem w mediach, że firma miała dobrze wyszkolony zespół. Jest to zupełnie nieistotne, bo wszyscy mogą być piekarzami ze względu na swoje wykształcenie (z całym szacunkiem dla piekarzy), ale poza znajomością potrzebujemy też dobrych fachowców. Gdyby w drużynie był w miarę dobry profesjonalista, tej tragedii i upadku można było uniknąć. Robotnicy mogą być dobrzy w budowaniu obiektów użyteczności publicznej, ale są beznadziejni w rehabilitacji. A skoro mowa o budownictwie użyteczności publicznej: w Rumunii obowiązuje wymóg, aby wały były obowiązkowe od 1,10 m (w najgorszym przypadku od 1,5 m): cały wał musi być zbudowany z wałów metalowych, a nie drewnianych, aby ziemia nie spaść na pracownika. Tu mogła wydarzyć się tragedia, gdzie robotnik został zepchnięty na ziemię, bo i tego przepisu nie wzięto pod uwagę. Co więcej, niezależnie od tego, co ktoś mówi, woda deszczowa nie została przekierowana” – dodał.

Robotnicy próbowali odwodnić fundamenty budynku (mimo że nie mieli na to pozwolenia), więc musieli przekopać się do fundamentów budynku, aby kanalizacja zebrała wodę napływającą z boku.

Tak, ale według wiedzy eksperta pod rozerwaną częścią nie ma piwnicy, więc fundamenty są tam wyższe niż w pozostałych partiach, dlatego na zawalonym odcinku mogły sięgać nawet półtora metra pod fundamenty . Fundament jest, mógłby dosłownie wypchnąć spod siebie ziemię. Budynek zawalił się dokładnie tam, gdzie to się stało, ponieważ panowały największe naciski. Mówiono, że nawet podczas pracy kamienie nieustannie wypadały z fundamentów. To powinien być sygnał alarmowy, ktoś powinien był powiedzieć: „Chłopaki, coś tu jest nie tak”.

„Jestem pewien, że w poniedziałek, w dniu tragedii, nie pojawiły się pierwsze pęknięcia. Nie winię nikogo, ale reżyser i woźny powinni byli zwrócić większą uwagę i zasygnalizować, że kierunek nie jest dobry” –

stwierdził specjalista, który twierdzi, że na wodzie gruntowej też nie trzeba niczego dotykać, to też mity. Gdyby woda gruntowa zmyła fundamenty, wówczas ów głęboki na trzy metry rów musiałby być pełen wody. Natomiast na terenie budowy nie występowały wody gruntowe.

„Jedno słowo do setki: cokolwiek robili, nie robili tego profesjonalnie, wszystko robili jako budownictwo użyteczności publicznej, bo tylko na to mieli pozwolenie - ale w międzyczasie zaczęli odwodniać mur. A administracja miasta powinna była być jasna od pierwszej minuty. I nie po to, by ratować czyjąkolwiek skórę, ale aby w odpowiedni sposób informować ludzi” – powiedział rozmówca Székelyhona.

„Takiego budynku nie zawali się w ciągu kilku minut, to długotrwały proces, kilkudniowy. Budynek nie jest winien, ten budynek został dosłownie wykonany. A smutne jest to, że z pewnością ludzie nie pracowali tam zdalnie, ale przynajmniej od czasu do czasu był tam menadżer. Ale oprócz niego odpowiedzialne są także inne osoby, na przykład kierownik techniczny odpowiedzialny za budowę (responsable technic) i wreszcie kierownik budowy (diriginte de șantier), który powinien był od razu przerwać prace cięcie motyką. Smutne w tym wszystkim jest to, że kilku profesjonalistów mogło przyczynić się do takiego obrotu sprawy”.

Székelyhon.ro

Zdjęcie na okładce: Zawalona część akademika szkoły średniej Tamási Áron w Székelyudvarhely, 19 grudnia 2023 r.
17-letni student stracił życie w wyniku zawalenia się muru, do którego doszło poprzedniego dnia. Z ruin udało się uratować trzech uczniów, jeden został ciężko ranny, a dwóch lekko rannych. Źródło: MTI/Nándor Veres