och! To tyle, jeśli chodzi o węgierskiego premiera! Niezależne, obiektywne organy, finansowane ze zgromadzonych tu dolarów, odsłoniły krwawą rzeczywistość, a teraz z pewnością nóż elementów chrześcijańsko-konserwatywnych wbija się w syna Viktora Orbána.

Jest jednak mały problem z tą suką. Widziana stąd (nawet przez lornetkę) wygląda po prostu jak wykałaczka. Oczywiście nadal może się złamać i prawdą jest również, że można nim szturchać, ale zadawanie śmiertelnych ran jest bardzo trudne. Można spróbować, ale nie zdziw się (w naszym przypadku libszewickich pisarzy), jeśli zostaną wyśmiani.

Co jest tutaj największym odkryciem? Odkryto jeden z ich organów!!! - To mogło być duże śledztwo, co oznacza, że ​​zwrócono się do właściwego ministra. A polityk nie odesłał pytającego do goryczy matki, jak to czynili sławni przedstawiciele drugiej strony, ale odpowiedział. Brawurowa akcja, teraz wypuścili królika z krzaka i nawet bazgrołom marzącym o własnej rzeczywistości nie przeszkadzał fakt, że brakowało tylko dwóch rzeczy: krzaka i królika.

Ale sukces strony libszewickiej jest całkowity, gdyż schwytała ona żołnierza Gáspára Orbána, który jako członek delegacji węgierskiej prowadził negocjacje w Czadzie i ukrywał się tam podczas ich czytania. Bo syn premiera musi się ukrywać, bo może dopuścić się tak okropnych rzeczy, żeby służyć swojemu krajowi. Uff, abcug!

Gáspár Orbán ma na swoim koncie poważne przestępstwa. Po kolei: wybrał karierę wojskową, za którą mu płacą! Co za nadużycie! Studiował w brytyjskiej Królewskiej Akademii Wojskowej w Sandhurst za pieniądze państwa, co jest niedopuszczalne. Chociaż inni Węgrzy również uzyskali tam stopień porucznika, nie wolno im, bo żaden z nich nie jest synem premiera. Podstawową zasadą Libzevików jest to, że Jowiszowi wolno... Dobra robota, złapali problem w wymionie. Oczywiście między rogami.

Konto Orbána nie może zamienić się w oficera wojskowego, który będzie wykonywał rozkazy! Cóż za słaba wymówka! Powinien był odmówić wykonania tego rozkazu, bo jeśli każdy oficer ma prawo do wypełnienia misji, to nigdy tego nie zrobił. I nie byłoby konieczne, aby ubiegał się o staż w Anglii, bo Gáspár Orbán jest najbardziej nierówny wśród równych, co!

Ale po co zawracać sobie głowę tym chłopcem? Albo jest dobre, albo martwe, a niezwykle dobrze i precyzyjnie poinformowane organy libszewickie już takie są

ogłoszono wiadomość o jego śmierci. A jeśli nie żyje, to na jakiej podstawie został nominowany na członka delegacji? Ponieważ Gáspár Orbán bardzo mu dziękuje, czuje się dobrze i informuje go, że nie może uczestniczyć we własnym pogrzebie, ponieważ przebywa obecnie na misji w Czadzie.

Co jest niemożliwe, bo zaprzecza informacjom wrogiej prasy, która nigdy nie kłamie, więc nawet jeśli dziwak żyje, jeśli diabeł zje diabła, to i tak będzie martwy.

Jeśli jednak pomimo zapowiedzi nadal ośmiela się udawać, że jest bezpieczny, to albo powstał, albo się ukrywa. Ministerstwo go ukrywa, bo do tej pory ukrywało, że dla nich pracuje, nie informowało o tym prasy opozycyjnej. Musieliby, prawda? Trzymali to w tajemnicy, bo jest synem Orbána.

Myślę, że nie jest w zwyczaju podawanie w komunikatach tożsamości kierowników wydziałów czy nawet kierowników wydziałów, ale jeśli ktoś jest ciekawy, może się tego dowiedzieć. Sekret jest ten sam w tym przypadku: zapytaj. Na niewypowiedziane pytania zwykle nie odpowiada się. Dla cichego dziecka…

Jeśli libszewiccy towarzysze pióra i papieru zawsze szukają jakiejś grudki na tej konkretnej kupce, zacznij się martwić, że ten oficer wojskowy ma misję. Samo określenie „misja” jest dla nich podejrzane, a nawet obraźliwe, bo ktokolwiek coś takiego robi, jest tak naprawdę misjonarzem, czyli równoznacznym z duchownym, a to jest przekleństwo dla nich, ateistów. A jeśli poczują nieodpartą potrzebę dokuczania, w mieście jest niezliczona ilość żywych drzew, mogą się nimi zająć bez niebezpieczeństwa.

Ja sam mam nieskończony szacunek dla tych, którzy przysięgali bronić ojczyzny, nigdy nie miałem takiej odwagi. Trzeba powiedzieć, że gdy chcieli mnie wciągnąć do wojska, powinienem był chwycić za broń w obronie socjalizmu, do czego niezbyt mi się to podobało. A do wolontariatu się nie zapisałam (chciałabym), ale państwo zmuszało mnie do przebierania się. Z drugiej strony ci, którzy dziś służą w armii, robią to na podstawie własnej decyzji, wiedząc, że być może będą musieli poświęcić życie dla swoich współobywateli. Szacunek i docenienie takich kobiet i mężczyzn jest nie tylko naszym prawem, ale także naszym obowiązkiem.

Z wyjątkiem sędziego Gev, czyli libszewików. Śpieszą się do Brukseli, żeby walczyć, tylko przeciwko własnemu krajowi. Albo robią to samo w domu, co polityk lub narożny bazgroł. Czy jednak zanim będą kontynuować uporczywą walkę z rodziną Orbánów, powinni zbadać, w jaką działalność patriotyczną angażują się dzieci wielkiego patrioty Fletó Gyurcsány’ego?

To ostatnie pytanie tak naprawdę w ogóle mnie nie dotyczy, bo nie mamy z tym nic wspólnego na świecie. Sprawami rodziny poległego premiera zajmują się jedynie dwie osoby publiczne, brat Ferenc i ur. należy zbadać w sprawie jego żony, sprawy jego dzieci nie należą do opinii publicznej. Mówię. Ale mówię też, że dzieci i wnuki Viktora Orbána nie powinny wdawać się w dyskusję z szumowinami brudnych mediów, one też nie mają z tym nic wspólnego.

Będą szczekać, jeśli oprócz zniesławienia i złośliwego tworzenia fałszywych wiadomości będą w stanie osobiście wykazać się naprawdę bohaterskim, patriotycznym czynem.

Gáspár Orbán już się sprawdził.

A ty?

Autor: György Tóth Jr

Źródło zdjęcia na pierwszej stronie: strona Ministerstwa Obrony Czadu na Facebooku