Postępowcy i przeciwnicy prasy nie mogą strawić wizyty Tuckera Carlsona. Jednym z powodów jest to, że Carlson nie prosił o pieniądze i podróżował tu na własny koszt, chociaż oczywiście mógł tę kwotę przeznaczyć na bezwarunkowy dochód podstawowy.

Drugim powodem jest to, że wizyta była udana, przynajmniej z perspektywy medialnej i społecznej. Dlatego gorączkowo próbują uchwycić historię, próbując podkreślić różnice między Carlsonem i Orbánem, amerykańską i węgierską polityką. W ten sposób dotarli do swojego ulubionego zajęcia i zaczęli ideologizować.

Możliwe, że nawet bez wizyty Carlsona bezsensowne i nieskończenie nudne wpatrywanie się w pępek o to, „kto jest prawdziwym konserwatystą” byłoby hitem – to standardowy program w sezonie ogórkowym – ale przynajmniej mamy apropos.

Pracownicy opozycyjnych mediów zaczęli się wysilać w śmieszny spocony sposób. Od czasu wizyty Carlsona pojawiła się męcząca lista tego, co Carlson myśli o Chinach, szczepieniach, noszeniu masek i nieliberalizmie, a co przeciwstawia Zorban. I choć sam Carlson powiedział, że nie uważa się za konserwatystę, to tak naprawdę jest zwolennikiem Oświecenia (cóż, konserwatysta nigdy by tak o sobie nie powiedział, skoro konserwatywny habitus został zmuszony do sformułowania się przeciwko Oświeceniu), wciąż jest pociągany do odpowiedzialności za opinię, która różni się od jego własnego „konserwatyzmu”.

Możemy tylko mieć nadzieję, że ci mili przestępcy nie zgniją pośród takich oszałamiających wyczynów kaskaderskich.

Jedyny problem polega na tym, że wysiłki zmierzające do ujednolicenia dogmatów, rozgraniczenia i nazwania trendów i sekt nie są działalnością konserwatywną. To ulubione zajęcie ideologów, powszechnie znanych jako ludzie jednomyślni. Najbardziej naturalną rzeczą na świecie jest to, że amerykańska prawica maluje i myśli inaczej niż węgierska. Nie trzeba nawet być do tego konserwatywnym, wystarczy zachować zdrowy rozsądek.

Wystarczy spojrzeć na mapę: jedna wybrała wielkie mocarstwo zamorskie z 300 milionami mieszkańców, druga dziesięciomilionowy kraj między Niemcami a Rosjanami. Oba kraje z konieczności będą miały różne perspektywy, więc ich relacje będą odmienne zarówno pod względem polityki zagranicznej, jak i wewnętrznej. Oczywiście wiemy, że są ideologiczni fanatycy, którzy żądaliby tego samego: w tym kraju niektórzy opozycjoniści żądali czasami wypowiedzenia wojny Chinom i Rosji. Zgodnie z teorią mnogości należą do kategorii „dupków”, ponieważ nawet Stany Zjednoczone nie dają się na to nabrać.

Jeszcze zabawniejsze jest to, że niektórzy ludzie sprzedają nam „antynaukę” amerykańskiej prawicy oraz zwolenników porządku i nauki lewicy, podczas gdy pronaukowa lewica mówi, że istnieje pięćset tysięcy ras ludzkich i kto do nich należy. co jest kwestią indywidualnej decyzji.

A jeśli ktoś za wszelką cenę chce być konserwatywny, to powyższe rozróżnienie tylko się wzmacnia. W tym przypadku duży nacisk zostanie położony na historię i tradycje różnych krajów, co tylko wzmacnia akceptację różnic i sprzeciwia się dążeniu do zjednoczenia, które jest niezmienną częścią progresywnej polityki.

Powodem, dla którego konwulsje opozycyjne nie pojawiają się wśród konserwatystów czy prawicy, jest to, że w ich oczach różnica między krajami, narodami i politykami jest uważana za najbardziej naturalną rzecz na świecie. W tym przypadku celem rozmowy nie jest osiągnięcie przez strony porozumienia co do dogmatów i wyeliminowanie wszelkich nieporozumień.

Jest to o tyle prawdziwe, że „reakcyjny” rząd Węgier znajduje wiele punktów porozumienia z Carlsonem, który uważa się za przedstawiciela oświecenia i tradycyjnego liberalizmu, nie rozpoczynając ideologicznego dżihadu ze strony partii z powodu różnic.

Jeśli postępowcy skończą z ustalaniem dogmatów i wyznaczaniem granic sekt, pewnego dnia też mogą tego spróbować.

Dostarczone przez Gábor / kontra.hu

Wyróżniony obraz: Gábor Magadja. Zdjęcie: Árpád Földházi