Organizacja pro-life Live Action ogłosiła, że ​​Google usunął reklamy pro-life opłacane przez organizację ze swoich platform. Nic dziwnego, skoro – jak niedawno ujął to historyk religii Bertalan Kiss – „różne ponadnarodowe organizacje czuwają nad nowym systemem dogmatów społecznych jak biuro nauczania”, donosi vasarnap.hu.

Lila Rose , założycielka Live Action, powiedziała w oświadczeniu dla Katolickiej Agencji Informacyjnej, że Google w bezprecedensowy sposób całkowicie stanął po stronie radykalnych zwolenników aborcji, mówiąc, że druga strona, „kontrapunkt” pro-life i dzięki niemu informacje ratujące życie zostały zablokowane na stronie wyszukiwania.

Według Rose sprawa jest wyraźnym dowodem na to, że firma siedzi w kieszeni przemysłu aborcyjnego. W każdym razie jest to fakt: wszystkie najbardziej wpływowe firmy na świecie, obejmujące niemal całą przestrzeń online, działają jako wysunięte bastiony lewicowej ideologii.

13 września, powołując się na nieprawdziwe informacje i nierzetelność, Google odrzucił reklamy Live Action, które w tym czasie wyświetlały się już od ponad 4 miesięcy. Wcześniej z jakiegoś powodu nie było z nimi problemu. Reklamy zwracały uwagę na fakt, że życie dziecka można jeszcze uratować po zażyciu pierwszej tabletki poronnej.

Temat określany jako odwrócenie pigułki aborcyjnej, czy po prostu APR, pojawił się również w prasie krajowej, ale można chyba przeczytać tylko opinie, które stwierdzają, że temat jest zamknięty, że „udowodnione zostało naukowo, że działanie pigułki poronnej jest nieodwracalny”.

Czyniąc to, ignorują również samo istnienie wszystkich ocalałych, których matki porzuciły swoje plany aborcyjne po zażyciu pigułki.

Według Rose, Google po prostu nie rozumie, na czym polega sama APR, ale swoim działaniem ma fatalny wpływ na życie wielu kobiet, które po zażyciu pierwszej pigułki żałowały swojego postępowania.

...Według proaborcyjnego Amerykańskiego Kolegium Położników i Ginekologów APR nie jest naukowo udowodnione. Tak też było, gdy w 2012 r. cztery z sześciu badanych matek były w stanie kontynuować ciążę dzięki zastosowaniu dużej dawki progesteronu. Według ich rozumowania sprawy sześciu matek „nie były badane przez system nadzoru instytucjonalnego ani przez komisję etyczną”, dlatego czwórka ocalałych dzieci jest daremna: ich istnienie „nie zostało naukowo udowodnione”.

Cały artykuł można przeczytać tutaj.

2022plus: Jeśli istnienie ocalałych dzieci nie zostało „naukowo udowodnione”, to samo można słusznie powiedzieć o nominowanych powyżej członkach Kolegium. Wszakże okoliczności ich narodzin nie były badane przez żaden "system nadzoru instytucjonalnego". Innymi słowy, byłoby lepiej, gdyby zniknęły w ciszy, ponieważ ich nie ma. A ci, których nie ma, nie mogą ingerować w życie tych, którzy istnieją.

Nie oszukujmy się, ani tzw. studenci medycyny Kolegium, ani członkowie organizacji proaborcyjnych nie są idiotami. Gorzej. Mordercze złoczyńcy. Nie zabijają bezpośrednio (choć jest ich całkiem sporo), są po prostu podżegaczami i wspólnikami. Jednak pomocnictwo w popełnieniu przestępstwa podlega zwykle takiej samej karze, jak samo zabójstwo. Pytanie: kiedy w końcu trafią za kratki? A kiedy ci „lekarze”, którzy zamiast chronić życie, nawołują do jego zagłady, zostaną pozbawieni dyplomów i zakazani wykonywania zawodu lekarza?

(źródło zdjęcia na okładce: Vatican News)