Minęły mniej niż cztery lata od oficjalnego wyzwolenia Iraku spod krótkich, ale brutalnych rządów terroru Państwa Islamskiego. Oczywiście zwycięstwo nie oznacza, że ​​w kraju nie czyhają żadne niebezpieczeństwa, a organizacje pomocowe nie są wyjątkiem. Jakie są główne zagrożenia, jak się przed nimi bronić i czy Irak może stać się drugim Afganistanem? Pracownik Magyar Nemzet rozmawiał z Barnabásem Szatmárim, szefem irackiej reprezentacji Węgierskiej Organizacji Pomocy Ekumenicznej oraz Makinem Mustafą, jego współpracownikiem odpowiedzialnym za bezpieczeństwo w terenie. Cytujemy.

Kiedy pojawiło się Państwo Islamskie, ci, którzy mogli, uciekli.
Pracowałem wtedy dla kanadyjskiej firmy naftowej, ale potem z powodu wojny szybko zostałem zbrojarzem. Zadaniem naprawiacza jest pomoc mediom, np. utrzymywanie kontaktu z żołnierzami, przeprowadzanie dziennikarzy przez punkty kontrolne, tłumaczenie. Więc w zasadzie widziałem każdą większą bitwę z linii frontu; Byłem w Kirkuku, Sindżar, Mosulu. Relacje opisujące oblężenie Mosulu jako jedną z najkrwawszych bitew nie były przesadzone, bomby spadały przez cały dzień, doszło do nalotu, w którym zginęło trzysta osób. Sam byłem trzykrotnie ranny. Pierwszy raz w Mosulu. Pamiętam, że Państwo Islamskie dominowało na wzgórzu, wszystko było zakryte ich tunelami, co utrudniało posuwanie się armii irackiej . Kiedy zajęli część miasta zamieszkaną głównie przez rosyjskich bojowników, z jednego z tuneli nagle wyskoczył terrorysta i rzucił w nas granat. Odłamki raniły mnie w nos i oczy. Innym razem dostałem kulę w ramię. Ale nie wszyscy zbrojarze mieli tyle szczęścia, miałem znajomego, który nie wrócił z frontu.(…)

Jednym z powodów porwań jest wiele nieporozumień. Niektóre grupy i plemiona nie są zadowolone z tego, kim są beneficjenci programów pomocowych lub dlaczego ich własny naród nie jest beneficjentem. Jednak nie jest to w dzisiejszych czasach typowe dla Iraku. Tutaj głównym wyzwaniem nie jest to, ale pozostałości po wojnie, niewybuchy. Zwłaszcza w odległych miejscach, które są rzadziej odwiedzane nawet przez siły bezpieczeństwa i miejscową ludność, zdarzały się z ich powodu wypadki śmiertelne. Już napotkaliśmy problem, musieliśmy odbudować prawie całkowicie zburzony dom na miejscu jednej z naszych inwestycji. Chociaż armia iracka powiedziała, że ​​teren został oczyszczony, podczas wywozu gruzu pojawiły się obawy, więc poprosiliśmy o kolejną inspekcję.

Nasza ostrożność opłaciła się, bo znaleźli też urządzenia, które mogły narazić pracujących tam pracowników na niebezpieczeństwo.(...)

Jesteśmy obecni w coraz większej liczbie rejonów kraju, ale teraz skupiamy się bardziej na Sindżar, bo to tam społeczność Jazydów najbardziej potrzebuje pomocy. Odrestaurowaliśmy już dwie placówki służby zdrowia, ale staramy się też znaleźć inne środki na wsparcie powrotu uchodźców. Nie są tu zapewnione nawet podstawowe warunki życia, ważnymi zadaniami są też schronienie, woda pitna, odrodzenie rolnictwa. Jednak teren jest trudny, ponieważ w regionie zderza się kilka interesów, a bombardowania są nadal regularne. Tymczasem we współpracy z Hungary Helps oraz Ministerstwem Spraw Zagranicznych i Handlu kontynuujemy pomoc prześladowanym chrześcijanom na Płaskowyżu Niniwy. Dla nich środki są już zabezpieczone, są bezpieczne, kolejnym krokiem jest tworzenie miejsc pracy. Przechodzimy z fazy humanitarnej do fazy rozwojowej, która jest procesem długofalowym.

Cały artykuł można przeczytać tutaj.