Nasi przywódcy są zbyt słabi, by narzucić swoją wolę, pisze Aris Roussinos, redaktor do spraw zagranicznych i były reporter wojenny na stronie internetowej UnHerd.

Ostatni atak przywódcy bogatego w ropę naftową Azerbejdżanu Ilhama Alijewa na Armenię po raz kolejny postawił Unię Europejską w niezręcznej sytuacji. Z jednej strony dlatego, że przywódcy UE przypominają nam, że opowiadamy się za liberalizmem i demokracją przeciwko eurazjatyckiej autokracji. Z drugiej strony, ponieważ przywódcy europejscy, tacy jak Ursula von der Leyen, która zaledwie kilka miesięcy temu podpisała z Alijewem unijną umowę energetyczną, czują się zmuszeni do złożenia losu kontynentu w ręce antydemokratycznych „mocarzy”, takich jak jak Erdogan czy Łukaszenka, których pompują migrantów w kierunku granic Europy, czy jak Putin i Alijew, którzy zaspokajają potrzeby energetyczne Europy.

Czy nie ma sensu spierać się, czy ta sytuacja wynika z hipokryzji, czy złej dyplomacji? Jednak to jest sedno zagadki, przed którą stoi geopolityka UE: jak bronić liberalno-demokratycznej ideologii Europy w świecie, w którym UE jest zbyt słaba, by narzucić swoją wolę, podczas gdy najbliżsi sąsiedzi kontynentu są ośmieleni i zdecydowanie odrzucają nasze standardy moralne?

Podmiotowi, który twierdzi, że jest moralnym supermocarstwem, brakuje podstawowego zrozumienia władzy: gdzie i jak jej używać? Ale co gorsza, europejskim przywódcom brakuje podstawowej woli do zdecydowanego działania w celu ochrony europejskich interesów.

W swoim arcydziele The Forest Passage pisarz i filozof Ernst Jünger

Wśród nich jest założenie, że nienaruszalność mieszkania jest oparta i gwarantowana przez konstytucję. W rzeczywistości jednak spoczywa na ojcu rodziny, który w towarzystwie synów staje z siekierą na progu swojego domu.

Naiwna i obłudna wiara w sprawne funkcjonowanie liberalnych instytucji czyni ją bezsilną w starciu z pretendentem, który nie respektuje jej reguł gry:

ostatecznie wolność i bezpieczeństwo zależą od chęci właściciela do samodzielnego sprawowania władzy i czynnej ochrony jego wolności i sposobu życia?

Trwająca od prawie siedmiu miesięcy wojna na Ukrainie pokazuje, że jest to fundamentalne wyzwanie stojące przed Europą.

Parasol bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych uczynił Europę słabą i bezsilną, ponieważ wierzyła, że ​​może uczynić swoją filozofię rządzenia atrakcyjną dla świata poza Zachodem – wyłącznie poprzez stosunki handlowe. Kontynent znalazł się jednak w obliczu tak zdeterminowanych aktorów geopolityki i stał się wobec nich podatny na ataki, jak Putin, Erdogan czy Łukaszenka.

I tej zimy musimy ponieść konsekwencje: tak jak Covid ostatecznie ujawnił strukturalną zależność naszego kontynentu od chińskiej produkcji, tak wojna Putina ujawniła również naszą zależność od rosyjskiej energii; zagrożony jest nie tylko nasz potencjał przemysłowy, ale także utrzymanie stylu życia europejskiej klasy średniej.

Komentatorzy, którzy kiedyś wychwalali polityków takich jak Merkel, z opóźnieniem zdali sobie sprawę, że nie ma nic godnego podziwu w bezbronności. Jednak nagły upadek Merkel pokazuje tylko połowę równania; charakter instytucji europejskich zbudowanych wokół mitu o coraz szerszym liberalnym postępie pozostał niezmieniony.

Historia posuwała się naprzód nieprzerwanie, ale rządy w Europie pozostały infantylne, tkwiące w minionej przeszłości.

Nawet po Merkel Europa jest kontrolowana przez Merkel i instytucje stworzone specjalnie po to, by zapobiegać szybkim i zdecydowanym działaniom w czasie kryzysu iw świecie konkurencji.

The Strongmen z 2019 roku niemiecki teoretyk Hans Kribbe wykorzystuje swoje wyjątkowe doświadczenie polityczne, aby argumentować, że aby przetrwać w anarchicznym świecie, Europa musi przyjąć postawy „silnych”.

Podając za przykład De Gaulle'a jako „silnika”, zauważa, że ​​taki przywódca różni się od dyktatora czy klasycznych totalitarystów XX wieku tym, że przekraczanie przez niego zasad jest zawsze ograniczone w czasie.

Krótki, ale zdecydowany pokaz władzy wykonawczej urodzonego w kryzysie „siłarza” ma na celu odblokowanie przeciążonego systemu – jeśli wolicie wielki reset – pozwalający na powrót do normalnych funkcji państwa, odświeżonych po zażegnaniu codziennego kryzysu pokonać. W przeciwieństwie do faszystów czy komunistów z przeszłości, nie jest ideologiczny:

„silny człowiek żyje w zdezorientowanej, chaotycznej i postideologicznej teraźniejszości, a nie w wyidealizowanej przyszłości”.

Kribbe porównuje XXI-wieczną Europę do XIX-wiecznych Chin, które cofały się w zadowoloną z siebie pewność wyższości swoich wartości i systemu politycznego, nawet gdy mocarstwa europejskie okupowały ich terytorium w upokarzających warunkach. „Dopiero po doznaniu post-upokorzenia Chiny doszły do ​​wniosku, że ich wyrafinowanie kulturowe nie chroni ich wolności”, zauważa Kribbe, dodając: „Dzisiaj, jeśli Europa trzyma się poglądu, że świat chce tylko naśladować jej model, ryzykuje, że popełni ten sam błąd. Powie siłaczom, takim jak Putin i Erdogan, żeby się zachowywali lub wracali do domu, a oni będą się śmiać i robić swoje, jak wcześniej”.

Kribbe zauważa złowieszczo:

„Jeżeli stanowisko Europy jest takie, że szczerość jej liberalnych wartości wystarczy do zabezpieczenia jej suwerenności, odkrycie, że tylko silni mogą być wolni, może zająć stulecie upokorzeń”.

Jako wizja lepszego świata, europejski idealizm i dążenie do perswazji i konsensusu mogą być godne podziwu, ale nie jest to mapa drogowa w anarchicznym świecie konkurujących ze sobą państw. Analiza Kribbe przypomina przełomowe przemówienie Macrona na konferencji francuskich ambasadorów na początku tego miesiąca, w którym zauważył, że aby wszystko pozostało bez zmian w Europie, wszystko musi się zmienić.

„Porządek ekonomiczny, otwarty, liberalny kapitalizm… należy już do przeszłości” – powiedział. „Rzeczywistość jest taka, że ​​pandemia zerwała linie produkcyjne. Niektóre łańcuchy produkcyjne zostały ponownie zregionalizowane, a czasem renacjonalizowane. I myślę, że definitywnie zdeglobalizował znaczną część światowej produkcji”.

Macron, podobnie jak Kribbe, uważa, że ​​aby uniknąć losu bezsilnego wasala zdanego na łaskę tego czy innego supermocarstwa, Europa musi odzyskać język władzy – i wreszcie zaakceptować rzeczywistość, w tym to, że jest suwerennym państwem, które ma własne interesy do realizacji chroń to.

Jednak, jak zauważa Kribbe, rządzące pokolenie polityków UE uważa język i światopogląd suwerennej władzy za coś niemoralnego, zasadniczo niestosowny relikt mniej oświeconych czasów.

Ale powierzenie naszego bezpieczeństwa Stanom Zjednoczonym nie jest bardziej moralne ani stabilne na dłuższą metę niż delegowanie naszych zdolności przemysłowych do Chin lub naszego bezpieczeństwa energetycznego do Rosji: pozostawia nas na łasce aktorów spoza Europy, których interesy nie są takie same jak nasze i którzy zawsze podporządkowują nasze bezpieczeństwo i nasze dobro swoim.

Nawiązując do trudnych i dotychczas podrzędnych relacji Europy z silnymi mężczyznami z Eurazji jako do niezbędnego zwiastuna nowej ery europejskiej suwerenności, Kribbe nazywa obecną sytuację kontynentu „epoką spotkania”. Żyjemy w okresie rozprzestrzeniającego się kryzysu, w którym przetrwają tylko aktorzy zdolni do odważnego i zdecydowanego działania. Jak ostrzega Kribbe,

Europa musi rozstrzygnąć jeden wielki dylemat: „Czy będzie wasalem, czy władcą?” W świecie zdominowanym przez władzę nie ma ważniejszej sprawy”.

Jedno jest pewne: żyjemy w anarchicznym świecie hard power, a obecna struktura Unii Europejskiej i jej idealistyczny światopogląd sprawiają, że kontynent jest słaby, niemal bezsilny. Daleka od bycia rodzącą się wielką potęgą, wciśniętą między rywalizujące ze sobą imperia, Europa jest tak samo bezsilna w decydowaniu o własnym losie jak maleńka, nieszczęsna Armenia. Nadchodząca zima i lata po niej będą trudniejsze niż powinny. Musimy dopilnować, aby my, Europejczycy, nigdy więcej nie zostaliśmy pozostawieni w takiej bezbronności: Europa nie może przetrwać kolejnej Merkel i przedłużyć minionego porządku impotencji, któremu przewodniczyła.

Wyróżniony obraz: YouTube / zrzut ekranu