Ustawa stanowi, że grunty publiczne i instytucje publiczne będące własnością gmin nie mogą nosić nazwiska osoby, która w XX. brał udział w tworzeniu, budowie lub utrzymaniu autokratycznych systemów politycznych w XIX wieku.

Gyula Horn był bezdyskusyjnie i wyraźnie zaangażowany w tworzenie systemu autokratycznego, a mianowicie dyktatury komunistycznej – jako rozdymka pomógł stłumić rewolucję, ustanawiając w ten sposób drugi etap dyktatury, system Kádár, i uczestnicząc w utrzymaniu ten ostatni - więc jego nazwisko nie może być używane na terenach publicznych.

Jeśli jednak organ miejski mimo wszystko zdecyduje się nazwać promenadę imieniem Gyuli Horna, łamie prawo.

Zwróciło na to uwagę Metropolitan Government Office kierowane przez burmistrza Sárę Botond i wezwało władze miejskie, ale bezskutecznie. Po kilku nieudanych próbach zwrócili się do stolicy z apelem prawnym o wyeliminowanie nielegalnej sytuacji i usunięcie nazwy promenady Horn Gyula.

Jednak na swoim ostatnim posiedzeniu Zgromadzenie Metropolitalne „niedbale” zdecydowało, że nie zastosuje się do wezwania do legalności i nie zmieni nazwy promenady.

Nie będę wchodził w dalsze szczegóły – bo już o nich pisałem, w tym o sprytnej kampanii Zoltána Felföldiego, w naszej gazecie (Czy teraz poważnie, czy żartujemy ze zmiany ustroju?, 29 marca).

Dobra wiadomość jest taka, że ​​Stołeczny Urząd Rządowy nie poprzestał na tym i idzie do sądu w sprawie całkowicie niezgodnego z prawem działania stolicy.
To jedyna prawidłowa procedura. Stolica kierowana przez Gergely'ego Karácsony'ego - i oczywiście Ferenca Gyurcsány'ego w tle - nie powinna i nie może być dopuszczona do ignorowania ustawodawstwa.

Uważam tę kwestię za kluczową, w której strona narodowa musi być twarda jak beton.

Stawka moralna jest tu wysoka, w grę wchodzą jednocześnie dwie kwestie: czy ochronimy ducha zmiany reżimu, az drugiej strony, czy ochronimy praworządność na Węgrzech?

Bo mamy coś do nadrobienia: zmiana ustroju na Węgrzech odbyła się w taki sposób – dobrze, że młodzi o tym wiedzą – że w zasadzie ani jeden członek elity politycznej kontrolującej dyktaturę nie miał ani jednego włosa zakręconego, ale tak naprawdę nie spotkali się nawet z moralnym potępieniem. W latach 1989-1994 nastąpiła zmiana reżimu na Węgrzech – z osobistego punktu widzenia – jakby nic się nie wydarzyło, rząd Antalla zastąpił rząd Németh, kropka. Wysoka publiczność – najlepiej obywatele – mogła jedynie dostrzec, że zmienił się skład rządu, ale wszyscy inni z okresu propaństwowego pozostali na swoich miejscach, a w kraju rozwinął się ogromny kryzys gospodarczy, półtora miliona ludzie stracili pracę.

Zmiana reżimu na Węgrzech nastąpiła w taki sposób, że przerażający przywódca ÁVÓ, Gábor Péter, który torturował masy ludzi na Andrássy út 60, w wielu przypadkach na śmierć, zmarł w 1993 roku bez żadnej odpowiedzialności w łóżku i wśród poduszek.

Zmiana ustroju na Węgrzech przebiegała w ten sposób, że József Antall powierzył reorganizację tajnych służb Szilveszterowi Galambosowi i jego wspólnikowi, który był szefem budzącego postrach wydziału wewnętrznego przeciwdziałania III/III. (Galambos również zmarł w łóżku i między poduszkami w 2002 roku, podczas gdy nazwiska agentów rekrutowanych pod przymusem i szantażem, którzy nigdy się nikomu nie zgłaszają, z nieszczęśliwym losem, krążą do dziś.)

Zmiana reżimu na Węgrzech dokonała się w taki sposób, że Béla Biszku, który odegrał czołową rolę w egzekucji rewolucjonistów w 1956 roku, dzięki zupełnemu zbiegowi okoliczności i podstępnemu wywiadowi Fruzsiny Skrabski mógł zostać postawiony przed sądem, ale było już zbyt późno.

A zmiana ustroju na Węgrzech dokonała się w taki sposób, że prywatyzacją majątku narodowego kierował i zarządzał Lajos Csepi, który zajmował wiodącą pozycję w KISZ.

A zmiana reżimu na Węgrzech nastąpiła w taki sposób, że Gyurcsány był w stanie zdobyć rządowy kurort w Ószöd w podstępny i zasadniczo darmowy sposób, zawierając porozumienie z György Szilvássy jako zastępcą sekretarza stanu w rządzie Borosa w tym czasie, z którym pracował jako lider w KISZ.

Nie będę kontynuować, bo czemu nie.

Mówię tylko: mamy coś do nadrobienia.

Stolica krwawi z tysiąca ran, są niekompetentni, skorumpowani i kłamią, ale też łamią prawo, bo chcą nielegalnie nazwać promenadę imieniem komunisty.

Jeśli nie powstaniemy teraz, nigdy tego nie zrobimy.

A jeśli Zgromadzenie Stołeczne nadal działa niezgodnie z prawem, musi zostać rozwiązane.

Dixie!

Źródło: naród węgierski

Zdjęcie: MTI-Honéczy Barnabás