Byłem daleko, w odległych regionach, między dzikością a spokojem, więc właśnie przeczytałem wywiad, który 24.hu przeprowadził z Ádámem Nádasdy.

Te wywiady są ważne, ponieważ przybliżają cię do epicentrum upadku epoki, która nazywa się neoliberalizm – i wszystkiego, co się z nim wiąże.

Dowiadujemy się, że Ádám Nádasdy „mieszka teraz z mężem w Londynie” i to jest takie dobre. To takie pocieszające. Uspokajające w tym jest to, że zgodnie z intencją osoby przeprowadzającej wywiad i mówcy jest to po prostu powiedziane i opisane, co wskazuje, że jest to oczywiste i naturalne. Ale każdy normalny człowiek denerwuje się i potyka się o to, fakt i użycie słów. Potem, po zderzeniu i przerwaniu, mimowolnie przez chwilę myśli o całej sprawie, a ponieważ pochodzi z normalnej rodziny, ma przed oczami obraz matki i ojca, dlatego nieuchronnie wyobraża sobie wujka Ádáma jako swoją żonę, i to jest zarówno nieskończenie groteskowe i śmieszne, jak i nieco obrzydliwe. To naturalne.

Ile to jest, udowodnił portal 444.hu wiele lat temu, publikując materiał, w którym pojawiali się homoseksualni mężczyźni i dziewczęta. Chodziło o to, że piaskowi mężczyźni musieli dotykać kobiecej piersi, a lesbijki męskiego członka. A tymczasem czuli niezwyciężony wstręt i wstręt.

Zgodnie z intencją materiału udowodnił, że to, co jest oczywiste i ekscytujące dla heteroseksualistów, jest odrażające dla homoseksualistów. Ale materiał - oczywiście nieumyślnie - udowodnił coś przeciwnego do wszystkiego, że normalni heteroseksualiści uważają za równie obrzydliwe i odrażające wyobrażenie sobie, co piaski robią ze sobą. I wynika to wprost z tego wszystkiego: nikt nie powinien się wstydzić homofobii, bo to jest normalne. I oczywiście homofobia nie oznacza wykluczenia, stygmatyzacji czy dyskryminacji homoseksualistów w innych dziedzinach życia, oznacza po prostu, że osoba heteroseksualna jest zniesmaczona wyimaginowanymi lub widzianymi seksualnymi przejawami homoseksualizmu, dlatego naciskanie jest całkowicie bezproduktywne ich na obraz społeczeństwa, społeczeństwa większościowego, by w jakikolwiek inny sposób stale prowokować, jednocześnie domagając się szacunku i akceptacji.

Tak: nikt nie ma nic wspólnego z tym, co robi w domu z wybranką swojego serca lub penisa, i tak, robi, co chce. To wszystko, czym jest wolność, oczywiście pod warunkiem, że chodzi o dorosłych i wolną wolę. Ale wyrzeźbić z tego program życiowy, szacunek i piedestał to barbarzyństwo, brzydota, zbrodnia. I więcej niż obrzydliwe. Tak: matka (żona) to kobieta, ojciec (mąż) to mężczyzna, a nasze dzieci zostają same.

To wszystko o Ádám Nádasdy jako „żonie”, a potem przejdźmy do ważniejszych części wywiadu.

Dowiadujemy się, że Ádám Nádasdy jest bardzo produktywny i dużo pracuje. Nie chodzi tylko o to, że przepisuje klasykę na „nowoczesny język”, ponieważ klasyka nie jest już zrozumiała ani akceptowana przez dzisiejszych ludzi, zwłaszcza młodych, więc Nádasdy buduje nad nimi „dach przeciwdeszczowy”, przedłużając w ten sposób ich żywotność o około trzydzieści lat . Ale posłuchajmy go samego:

„Ostatnio byłem w Csíksereda na konferencji poświęconej tłumaczeniu i przekazowi kulturowemu na tamtejszym uniwersytecie. Wygłosiłem wykład o Bánk bán, którego również dokonałem wydania równoległego z prozą współczesną. Właśnie mówiłem o wypowiedziach i przekleństwach Petura bána i innych żołnierzy. Co zrobić z „diabłem i piekłem” w dzisiejszym języku? Dziś jest to bardziej komiczne, nie ma mocy. Czy powinienem napisać, że »powołał do istnienia«?

Odezwał się starszy pan i powiedział, że jest zły, że w takim stylu opowiadam o tej wspaniałej perle węgierskiej literatury. Widać było, że jest bardzo podekscytowany tematem. Powiedziałem: „Proszę pana, to nie jest na właściwym miejscu”. To tak, jakby wszedł do kościoła z pobożnym sercem, tylko teraz trwa modlitwa. I widzicie, jak wskazuję robotnikom, gdzie postawić tę Maryję Pannę, a tu, za Chrystusem, powinno być ujście. Jeśli nie wykonujemy tej pracy, kościół nie działa. Ale to naprawdę nie jest moment, w którym klękamy do modlitwy.« Nauczyłem się od rodziców, że z dziełami sztuki można obchodzić się w ten sposób.»

„[…] Tłumaczenie Bánka zostało omówione, a tłumaczenie Tragedy of Man zostanie wkrótce opublikowane. Czy masz listę klasycznych węgierskich dzieł literackich, które nadal musisz udostępnić w ten sposób?

Miałem raczej listę z trzema klasycznymi sztukami: Bánk bán, Csongor i Tünde, The Tragedy of Man. Dwa ostatnie to tylko formalnie sztuki teatralne, a raczej wiersze. Zasadniczo jestem tłumaczem dramatów, tak do nich podchodzę. Chciałem przybliżyć tych trzech starców węgierskiej młodzieży. Mój przyjaciel węgierski nauczyciel powiedział mi o Csongor és Tünde, że powoli można by go włączyć do muzeum literatury. Z drugiej strony moje tłumaczenie działa tak, jakbym zrobił dach przeciwdeszczowy dla pięknego, starego, zniszczonego budynku. Przedłużyłem jego żywotność, może się tak zachować jeszcze przez trzydzieści lat. Tragedia człowieka jest inna, bo dotyczy religii, filozofii, odwiecznych tematów, które moje tłumaczenie prozy bardziej agresywnie wciska w obraz czytelnika. Dlaczego Pan Bóg mówi, że stworzył świat, a teraz odpoczywa? Nie odpoczywaj, przepraszam, zajmij się nami! […]

W tym roku obchodzimy dwusetną rocznicę urodzin Sándora Petőfiego. Czy sądzisz, że dziś mniej potrzebuje wyjaśnienia i tłumaczenia niż Bánk bán i The Tragedy of Man?

Petőfi jest bardziej zrozumiały. Był rówieśnikiem Madácha (byli prawie w tym samym wieku), ale myślowa treść Tragedii człowieka utrudnia czytanie. Madách był filozofem i chciał przedyskutować ważne kwestie naukowe. Ewa mówi w raju, że jeśli Pan ich stworzył, to na pewno zadba o to, by nie pociągali ich grzechy. Po co stawiać nas na krawędzi przepaści, ryzykując wpadnięcie w nią? To bardzo ważne pytanie i nie jest łatwo na nie odpowiedzieć. Petőfi nie pisze o takich rzeczach.

Czy tłumaczenie Madácha jest konieczne, ponieważ jego język zaciemnia przed nami problemy filozoficzne?

Dokładnie tak. Jego język jest trudny, jest napisany w całości wierszem, jak Faust Goethego i Don Juan Byrona. Czasami ściska węgierską strukturę zdań, aby wiersz wyszedł. Nie zawsze wiadomo, co pisze. Musiałem też zasięgać rady u nauczycieli literatury i czytać przekłady z języków obcych, bo zawsze pouczające jest to, jak tłumacz rozumie oryginał. W rzymskiej scenerii skorumpowana, dekadencka postać pyta, kiedy wytrzeźwieje - to Ádám gra tę rolę - czy istnieje większe pożądanie niż „wolny przepływ krwi w sercu”.

Przyglądając się temu bliżej, nie wiem, co to znaczy. Można to przetłumaczyć słowo w słowo, ale dlaczego przepływ krwi w sercu miałby być pożądliwy? Byli tacy, którzy myśleli, że to właściwie oznacza, że ​​trzeba zwolnić, nie trzeba pędzić. Wczesne chrześcijaństwo uczy, że można być biednym, żyć jak pustelnik. Innymi słowy, „pływanie” nie jest jak woda wypływająca z wiadra, raczej przypomina mi, jak siedzę na brzegu i patrzę, jak woda odpływa. Można więc mówić o powolnym krążeniu i rytmie „krwi serca”. Przedstawiam tę wersję publiczności, mam nadzieję, że wywoła się wokół niej dyskusja”.

Myślę, że rozumiemy.

Wierzę też, dość desperacko, że stoimy teraz w epicentrum upadku epoki, gdzie Ádám Nádasdy prowadzi nas jako żona, jako niezgodny Wergiliusz. Myślę też, że Nádasdy nie ma racji na przykład w sprawie Petőfiego.

Dlaczego Petőfi miałby być bardziej zrozumiały, gdyby napisał coś takiego:

„Nieuczciwe stworzenie! obrzydliwa para! / Czy odważysz się zrobić coś takiego światu? / Kradniesz słońce i bluźnisz... / Niech człowiek spojrzy... by natychmiast zabrać...

No właśnie, ile dziś młody człowiek nie potrafi tym językiem zrobić, jak niezrozumiałe jest np. "haniebna para", co to jest para, łajdak może sobie takie rzeczy tylko wyobrażać przez szybę, więc pora napisać od nowa János dzielny dla niego. Na przykład tak:

Banya mówi, Ilus cu...rva, wujek Ádám zapisuje to tak...

O ileż bardziej zrozumiałe! Dodatkowo ratujemy dzisiejszą młodzież z rytmu dwunastolatków. Albo oto to:

„Weź promień mojego światła do swoich małych oczek, / Wyjdź z wody, pozwól mi cię objąć; / Zejdź na brzeg tylko na chwilę, / Pocałuję duszę w twoje czerwone usta!”

Co to za brednie? Po co obciążać i tak już bardzo przeciążoną młodzież czymś takim? O ile bardziej zrozumiałe byłoby to tak:

Chodź, Ilusie, zmiażdżę cię, a potem może cię dźgnę...

I oczywiście jest też Arany ze swoim równie niezrozumiałym językiem:

Żar słońca pali pędy jałowej równiny, / pasą się na niej stada koników polnych Tikkad; / Nie ma osieroconego źdźbła trawy rosnącego między tułowiem, / Nie ma zielonej przestrzeni wielkości dłoni na dużym granicznym polu. (…)

„Zarys jałowych równin”? Co to jest? Powinno być tak:

Już jest zajebiście gorąco, stolica wyschła, nawet koniki polne mają pełny kapitał...

Oto dach przeciwdeszczowy, który wydłuża Toldi o trzydzieści lat.

I tak w nieskończoność. Bo jest Boska Komedia, jest Hamlet - ech, po co to wymieniać, ile jeszcze pracy przed Nádasdy.

A na koniec przypomnijmy: Babici pogrzebali kulturę, bo zaproponowano zniesienie obowiązkowej nauki języka starożytnej Grecji w szkołach średnich. Byung-Chul Han, niemiecki filozof koreańskiego pochodzenia, pisze w swojej książce Psychopolitics – neoliberalizm i nowe techniki władzy:

„Trzymaj mnie od tego, czego chcę”, Han cytuje Jenny Holzer na początku swojej książki i rzeczywiście: Każdy chory, zboczony nieszczęśnik powinien być powstrzymywany od tego, czego chce. Ale to jest dziś niemożliwe, bo współczesna psychopolityka wynalazła PC, obudzoną, anulowaną kulturę, tę dyktaturę nicości, pustki, która udaje, że jest wszechmocna. To jest prawdziwa siła dyscyplinująca, która nigdy nie dyscyplinuje, ale obiecuje całkowitą wolność i wszelką pozytywność. Ale – kontynuuje Han – „osobowość ludzka nie może być całkowicie poddana dyktatowi pozytywności. Bez negatywności życie kurczy się w „znikniętą egzystencję”. To negatywność utrzymuje życie przy życiu. Ból jest istotnym elementem doświadczenia. Życie, które składa się wyłącznie z pozytywnych emocji i doświadczeń przepływu, nie jest życiem człowieka. Dusza ludzka zawdzięcza swoją głębię właśnie negatywności: »Napięcie duszy w nieszczęściu, które pobudza jej siły [...] jej pomysłowość i odwagę w znoszeniu nieszczęścia, nie ignorowaniu go, poszerzaniu go, interpretowaniu go, wykorzystywaniu go i wszystko to, co tylko w głębi, w ukryciu, w masce, w duchu, otrzymał to w darze w przebiegłości i wielkości: czyż nie otrzymał tego w darze od cierpienia, z wychowania w wielkim cierpieniu? […] Jednak przemoc pozytywności jest tak samo destrukcyjna jak przemoc negatywności. Ze swoim przemysłem świadomości, neoliberalna psychopolityka niszczy ludzką duszę, która nie jest niczym innym jak pozytywną maszyną. […] Sposób działania elektrowstrząsów zasadniczo różni się od neoliberalnej psychopolityki. Swoje działanie zawdzięcza paraliżowi i zniszczeniu treści psychicznych. Z drugiej strony neoliberalna psychopolityka jest zdominowana przez pozytywność. Zamiast negatywnych gróźb pracuje z pozytywnymi bodźcami. Nie stosuje gorzkich lekarstw, ale lubi.«

Żyjemy w specyficznym okresie historycznym, w którym wolność sama w sobie stwarza ograniczenia. Wolność tego, co możliwe, stwarza bezpośrednio więcej ograniczeń niż to, co mówi dyscyplina, nakazy i zakazy. Istnieje granica tego, co powinno być. Mogą być, ale nie ma. W konsekwencji ograniczenie wynikające z możliwości jest nieograniczone. w ten sposób znajdujemy się w sytuacji paradoksalnej. Wolność jest właściwie przeciwieństwem przymusu. Być wolnym to być wolnym od ograniczeń. Otóż ​​ta wolność, która powinna być przeciwieństwem ograniczeń, sama stwarza ograniczenia. Choroby psychiczne, takie jak depresja czy wypalenie, są wyrazem głębokiego kryzysu wolności. To patologiczne symptomy tego, że dziś wolność często przeradza się w przymus”.

Tak. A psychopolityka osiąga swoje liczne ograniczenia, które postrzega jako urzeczywistnioną i nieskończoną wolność, sprowadzając dorosłego i całe społeczeństwo z powrotem do dzieciństwa. Dlatego trzeba człowiekowi odebrać wszelką tożsamość (neoliberalizm), zrównać człowieka i zwierzę (zieloni) i „obdarzyć” słownikiem składającym się z dwustu słów (Nádasdy).

„Smartfon jest obiektem cyfrowym, nawet cyfrowym. Jako aparat upodmiotowienia działa jak różaniec […]. Polubienie to cyfrowe amen. Klikając Lubię to, poddajemy się kontekstowi dominacji.

Smartfon to nie tylko skuteczne narzędzie inwigilacji, ale także mobilny konfesjonał. Facebook to świątynia, cyfrowa globalna synagoga”.

Dokładnie. Han ma rację. A Nádasdy dostanie dużo lajków. Zwłaszcza, gdy przepisuje także Sofoklesa:

„Jest wiele rzeczy cudownych, ale nie ma nic wspanialszego niż człowiek”.

Głupie gadanie. Lepiej tak: Człowiek k...a, chodźmy do domu. Chociaż coś trzeba zrobić z tym powrotem do domu. Odyseusz chciał za wszelką cenę wrócić do domu. Co za antyczne bzdury. Współczesny człowiek nie ma ojczyzny iw nic nie wierzy. Dlatego wszędzie jest u siebie. w niczym. Gdzie można przeczytać transkrypcje Nádasdy. Jeszcze jakieś trzydzieści lat. Wtedy też będzie przestarzały…