Szaleństwo młodości! - moglibyśmy sprawić, by Fekete-Győr ponownie przemówił machnięciem ręki, ale to coś więcej. Lider partii i kandydat na premiera ubolewa teraz nad faktem, że prokuratura oskarża go o przestępstwo z użyciem przemocy wobec urzędnika popełnionego jako współsprawca. Wszyscy dobrze pamiętamy incydent z grudnia 2018 r., kiedy to kolorowe granaty dymne poleciały w kierunku policjantów zabezpieczających budynek Parlamentu, w tym przed kaczką Fekete-Győr.

Tak wspomina ten złowieszczy moment w swoim aktualnym poście na Facebooku:

Prokuratura Fideszu, na czele której stoi Péter Polt z Fideszu, wnioskuje o karę 1 roku i 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata – za to, że dwa lata temu na demonstracji przeciwko niewolnictwu upuściłem fioletową papierosa, który był również dostępny w sklepie z zabawkami, między dwiema liniami policji, po tym, jak policja wystrzeliła ludziom gaz łzawiący w twarze bez ostrzeżenia.

Rozumiem, że dwa razy używa epitetu Fidesz, jakby dla podkreślenia, oczywiście jego słuchaczom nie zaszkodzi dobrze wyartykułować, kto jest kim w węgierskim życiu publicznym, więc Pétera Polta trzeba zidentyfikować. No i oczywiście prokuratura, dla tych, którzy nie wiedzą, że Fidesz jest w rządzie i jako taki znany jest z ograniczania niezależności. Dlaczego Czeglédy, Gyurcsány, Lackner i ich koledzy są wciąż na wolności, zwłaszcza w roli publicznej, jest tajemnicą, być może powodem jest nasza specyficzna faszystowska dyktatura - wygląda jak demokracja i zachowuje się jak demokracja. To czysty przypadek, że mamy tę szpetną grupę , wspaniałe stowarzyszenie opozycji, które codziennie przypomina nam, żeby nie wierzyć własnym oczom, bo to, co widzimy, to tylko złudzenie. Zamiast tego uwierzmy im!

Wyjaśnienie zawiera następnie dodatkowe ciekawostki, takie jak „upuszczenie fioletowego kadzidła” na linię policyjną. Niemal widzę, jak Fegyőr wznosi się ponad tłum w chwalebny sposób, jak anioł z kręconymi lokami, z perłowym śmiechem iz wysokości czterech, pięciu metrów dmucha na policjantów stylowo fioletowym, pachnącym lawendą kadzidłem. Zapewne chciał tym uspokoić nastroje i owinąć śmierdzącego węgierskiego policjanta obłokiem europejskiego zapachu.

Zapalamy go, a potem dym się unosi, a potem oczywiście nadaje całej demonstracji dodatkowy… nie wiem… czynnik

przywódca partii powiedział to wtedy i tam. Ciekawe, o jakim czynniku myślał?

„Rzuciłem obok policji granat dymny wraz z wieloma innymi osobami ” – dodał w grudniu 2018 r., ale teraz w sądzie stwierdził już, że „jasne jest, że był to ruch celowy, zrzutowy, to znaczy za linią policyjną, w bok, w lewo, rzuciłem tę maszynę do dymu w tamtą stronę”.

W ten sposób rzut zostaje oswojony w rzucie, a dokładniej w rzucie ruchem opadającym, największą chwałą demokracji.

Ponieważ nikogo nie skrzywdziłem i nie byłem agresywny, myślę, że są historyczne sytuacje, kiedy wiele tysięcy, wiele dziesiątek tysięcy wychodzi na ulice. Nawiasem mówiąc, w 2006 roku byłem tam przed rządem Gyurcsány, byłem bardzo młody, niczym w nikogo nie rzucałem, teraz w wieku 20 lat rzuciłem pojemnikiem z dymem, bo strzelali gazem łzawiącym w zwykłych obywateli bez ostrzeżenia i nie podobało mi się to. Ale nikogo nie skrzywdziłem

– dodał już w budynku sądu i ten tok myślenia domaga się innego wyjaśnienia.

Przede wszystkim agresja i nadużycia nabierają nowego znaczenia w spektaklu Fekete-Győr, a biorąc pod uwagę wydarzenia, można się zastanawiać, co by się stało, gdyby któryś z nas w 2006 roku rzucił granat dymny w organy ścigania Gyurcsány'ego? Chwila! Wiemy, co się stało! I nie przydarzyło się to tylko tym, którzy zaatakowali oficjalne media, ale każdemu, kto znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Policjanci porządnej, socjalistycznej demokracji - innymi słowy: zamaskowani najemnicy w mundurach bez identyfikacji - strzelali do ludzi gumowymi kulami, armatkami wodnymi, gazem łzawiącym, bili ich żmijami i dźgali ich mieczami. Wielu innych zostało zatrzymanych, pobitych i upokorzonych, a następnie cynicznie wyśmiewanych ze swoich ofiar.

Mimo to Fekete-Győr rysuje paralelę między tymi dwoma wydarzeniami, a co więcej, potwierdza również, że rzeczywiście był tam w 2006 roku, naprzeciw rządu Gyurcsány'ego. Lepiej nie komentować tego, że teraz stoi po stronie Gyurcsány'ego - zasady upadają, a rodzą się nowe - ale wydarzenia z 2006 i 2018 roku należy wrzucić do jednego worka z taką różnicą, że tylko w tym drugim przypadku Bandika ucierpiała rażące okrucieństwo faszystowskiego Fideszu, więcej niż absurdalne. W rzeczywistości byłoby oburzające, gdyby nie było odpowiedzialności i możliwe byłoby bezkarne atakowanie oficjalnych organów – lub kogokolwiek. Rzucanie granatami dymnymi jest agresywne i raniące, zwłaszcza jeśli celujesz nimi w ludzi, i czy ci się to podoba, czy nie, czas, aby Fekete-Győr o tym pamiętał. Tak samo jak naganne jest grożenie i atakowanie dziennikarzy w redakcji, czy grożenie ustawowymi (patrz: felscúti-law) procedurami.

Jedno jest pewne: na kontynuację procesu będziemy musieli poczekać do września, a na werdykt jeszcze dłużej. Jaką decyzję podejmuje węgierski sąd? Czy będzie wystarczająco czuły? A kiedy to jest terminowe? Wydalenie od spraw publicznych z warunkową karą pozbawienia wolności oznacza wykluczenie od spraw publicznych - nawet dla kandydata-premiera-kandydata. Właśnie, rozumiemy…