Rumunia miałaby leczyć niektórych pacjentów z ciężkim koronawirusem na Węgrzech. Negocjacje w tej sprawie rozpoczęły się po tym, jak Péter Szijjártó, minister spraw zagranicznych i handlu, ogłosił dwa tygodnie temu, po pożarze szpitala w Rumunii, że nasz kraj udzieli wsparcia sąsiadowi w tarapatach.

Jak poinformował niedawno Magyar Hírlap, Rumunia zwróciła się we wtorek o międzynarodową pomoc w związku z gwałtownym rozprzestrzenianiem się epidemii koronawirusa. Zgodnie z decyzją rządu w tej sprawie potrzebne byłyby również leki, szpitale potrzebowałyby 12 700 pudełek Tocilizumabu, który wpływa na reakcje układu odpornościowego, oraz dozowniki tlenu.

W tej chwili chodzi o przywożenie do nas ciężko chorych pacjentów z powiatów przygranicznych - ale tylko karetką, ponieważ transport samolotem jest zbyt niebezpieczny dla zainteresowanych. W środę szpital ratunkowy hrabstwa Arad poinformował już, że przyjął ofertę. Jak dotąd tylko Węgry odpowiedziały pozytywnie na prośbę o pomoc.

W Rumunii szaleje epidemia koronawirusa, według środowego komunikatu we wtorek na infekcję zmarło 331 osób, najwięcej w półtorarocznej historii pandemii. Liczba ofiar śmiertelnych w środę ponownie zbliżyła się do trzystu.

Z wczorajszej wiadomości wynika, że ​​w kraju praktycznie nie ma wolnych łóżek do intensywnej terapii, z wyjątkiem zarezerwowanych w szpitalach dla pacjentów zakażonych koronawirusem oprócz choroby podstawowej. Obecnie zajętych jest 1513 łóżek do intensywnej terapii. W dziewiętnastomilionowym kraju zarejestrowano dotychczas 1,3 mln pacjentów, a liczba ofiar powoli przekracza 39 tys. Liczba aktywnie zakażonych osób wynosi 121 000, a śmiertelność na milion pacjentów to 2,021 proc.

Źródło: Magyar Hírlap