Starszy analityk Dániel Deák wyjaśnił w wideo opublikowanym w piątek na stronie internetowej instytutu, że partie lewicowe i Péter Márki-Zay ponieśli „wielką porażkę”, ponieważ nie byli w stanie zebrać 200 tys. 235 000 za pytanie do piątku.


Przypomniał, że opozycja zbiera podpisy od połowy grudnia, bo chce, żeby ich własne referendum odbyło się w tym samym czasie, co wybory parlamentarne. Podkreślił jednak, że to się nie powiodło, ponieważ lewica, która według nich zmobilizowała w prawyborach 700-800 tys. osób, w ciągu miesiąca zebrała zaledwie 170 tys. podpisów.

Według Dániela Deáka dobitnie świadczy to o rozczarowaniu wyborców opozycji, „którego głównym powodem jest skandaliczna i katastrofalna kampania Pétera Márki-Zaya”.

Powiedział: to pewne, że z inicjatywy referendalnej nic nie wyjdzie, bo zgodnie z harmonogramem zwołania referendum, po zebraniu wymaganej liczby podpisów, Krajowe Biuro Wyborcze ma 60 dni na sprawdzenie podpisów i uwierzytelnienie można zakwestionować, co daje dodatkowe 10 dni na środki prawne.

Dániel Deák nazwał ważne, że 200 tys. złożonych podpisów to za mało, bo wiele może być nieważnych, więc lewica powinna zebrać co najmniej 250 tys.

Następnie Zgromadzenie Narodowe ma 30 dni na zarządzenie referendum, a następnie Prezydent RP ma 15 dni na wyznaczenie daty referendum; i data ta może przypadać na 50 dni przed terminem.

Czołowy analityk przypomniał też, że „dodatkowo” referendum można zaskarżyć nawet do Trybunału Konstytucyjnego, po czym ocenił, że lewicy „po prostu zabrakło czasu”. A po wyborach nie ma sensu tego trzymać, bo lewica miała to tylko jako temat kampanii – dodał.

Dániel Deák przypomniał, że Fidesz, nawet w opozycji, zainicjował referendum w sprawie opłat za wizyty, dzienne opłaty szpitalne i czesne, które ostatecznie udało się przeprowadzić w 2008 r. po długiej procedurze prawnej. Dodał, że w październiku 2007 r. Fidesz zebrał prawie 300 000 podpisów pod inicjatywą referendum w ciągu 48 godzin.

Wiodący analityk odniósł się także do najnowszych wyników sondaży, które pokazują umocnienie Fideszu i osłabienie lewicy.

Jego zdaniem powodem tego jest to, że „podczas gdy prawica prowadzi skoordynowaną kampanię i wyraża jasne komunikaty, my tego nie widzimy na lewicy”.

„Nie mają wizji, nie mają wizji przyszłości, były tylko słabymi reklamami programów, które nie mówią nic sensownego o tym, co lewica zrobiłaby z Węgrami, gdyby doszło do rządu” – powiedział. .

Kontynuował: „to, co ogłosili do tej pory, nawet nie odzwierciedla ich prawdziwych celów, co wyraźnie pokazuje fakt, że Péter Márki-Zay wielokrotnie odsłaniał swoje prawdziwe aspiracje: zrealizowałby program Ferenca Gyurcsány'ego, ponieważ zakończyć redukcję użyteczności, sprywatyzować służbę zdrowia i podnieść podatki”.

W ocenie Dániela Deáka nie dziwi fakt, że nawet wyborcy lewicy obawiają się, że w przypadku dojścia lewicy do władzy znajdą się w niekorzystnej sytuacji finansowej.

Podkreślił: mimo to strona narodowa nie może siedzieć bezczynnie, bo "nie sympatie są ważne, ale oddane głosy".

Mówił też o tym, że premier Viktor Orbán wygłosi swoje doroczne przemówienie ewaluacyjne 12 lutego, co jest uważane za otwarcie kampanii, a następnie Marsz Pokoju 15 marca, dwa tygodnie przed wyborami parlamentarnymi, może mieć również efekt mobilizujący. "Lewica natomiast liczy tylko na obcą interwencję, nawet otwarcie mówili o możliwości ingerencji amerykańskiej CIA w kampanię w Klubrádio" - ocenił.

MTI

Zdjęcie na pierwszej stronie: burmistrz Gergely Karácsony wygłasza przemówienie przed przekazaniem arkuszy podpisów zebranych w ramach inicjatywy referendum opozycji na Uniwersytecie Fudan i zasiłku na poszukiwanie pracy na placu Kossutha Lajosa przed Parlamentem, 21 stycznia 2022 r.
MTI/Zoltan Balogh