Nie trzeba na nikogo czekać, naszym zadaniem jest opiekować się uchodźcami - powiedział premier Viktor Orbán w radiu Kossuth Dzień dobry, Węgry! w jego przedstawieniu.

Zdaniem premiera, gdybyśmy czekali na Brukselę, na granicy doszłoby do poważnych sytuacji, bo skoro mogą mówić, ale jeśli chodzi o działanie, to na państwa narodowe można liczyć.

"Nie wiem (...) co oni do cholery robią w Brukseli, na co czekają i kiedy komukolwiek dadzą pieniądze" - powiedział Viktor Orbán.

Według niego „to jest nasza sprawa”, „nasz problem”, „nasz problem” i Węgry to rozwiążą. Dodał, że jeśli po drodze nadejdzie wsparcie z Brukseli, będą wdzięczni, ale południowej granicy bronimy od lat bez żadnego wkładu finansowego.

Viktor Orbán powiedział także w porannym programie:

70-80 procent tych, którzy tu przyjeżdżają, wyjeżdża, ale ci, którzy tu zostają, muszą sobie zorganizować swoją przyszłość.

Zakwaterowanie, wyżywienie, opiekę zdrowotną, transport do pracy i za kilka miesięcy edukację dzieci.

Z wypowiedzi premiera wynika, że ​​wszyscy, których przyjmą Węgry, będą traktowani jak Węgrzy, będą otrzymywać zasiłki przez trzy miesiące, tak jak węgierscy bezrobotni, ale tak samo jak Węgrzy muszą iść do pracy publicznej lub na rynek po trzy miesiące, więc nie będzie tak samo z obcokrajowcami, którzy tu przyjeżdżają.

Zwrócił uwagę, że jeśli Zakarpacie miałoby stać się terenem wojskowym, to liczba przybywających stamtąd ludzi nagle wzrosłaby wielokrotnie. Zapowiedział, że ci, którzy przybędą z krajów trzecich - jak studenci z Chin, Nigerii czy Indii - zostaną przetransportowani do Budapesztu, skąd samolotem wrócą do kraju.

Według niego NATO będzie nas chronić, jeśli będziemy gotowi chronić siebie. Viktor Orbán podkreślił, że jeśli kraj chce pokoju, musi mieć jakąś siłę, a ta siła może pochodzić z dwóch źródeł: własnej i sojuszników.

„Jeśli nie masz własnej siły, nie masz też sojuszników, ponieważ nikt nie zaryzykuje życia i nie poświęci pieniędzy, aby cię chronić, podczas gdy ty nie byłeś przygotowany do obrony” – powiedział Viktor Orbán. Dlatego kilka lat temu Węgry musiały rozpocząć rozwój militarny – kontynuował. Była też dyskusja na ten temat, ale „tu trzeba być solidnym”, bo jeśli kraj nie zacznie na czas przygotowywać się do takiego konfliktu, straconych lat nie da się później nadrobić. Rozwój przemysłu zbrojeniowego "trwa wiele długich lat" - dodał premier.

Opierając się na tym, co powiedział: „mamy solidne bezpieczeństwo”, Węgrom nie może stać się żadna krzywda, jesteśmy na tyle silni, że nasi sojusznicy mogą wspólnie zagwarantować bezpieczeństwo Węgier.

W jednym przypadku może być problem, gdybyśmy "stracili zdrowy rozsądek i pogrążyli się w tej wojnie", bo "nie ma NATO, które może nas uchronić przed naszą własną głupotą i głupotą" - powiedział premier.

Premier widzi, że węgierska lewica jest po „stronie wojny”, więc należy zdecydowanie przeciwstawić się ich propozycjom wciągnięcia Węgier do wojny.

Wysłanie żołnierza oznacza, że ​​będziemy uczestniczyć w wojnie, wysłanie broni oznacza, że ​​będziemy wrogiem osoby, przeciwko której ta broń jest używana, przez „dobry Bóg wie ile lat”, w celu przeniesienia broni na terytorium Węgier i zamienić go w cel wojskowy w konwoju zakarpackim w miejscu, gdzie nie ma nawet wojny, to znaczy, że tam go zabraliśmy, tam „sprowokowaliśmy” wojnę – powiedział.

Uważa, że ​​w tak burzliwej sytuacji potrzebny jest strategiczny spokój, „trzeba być rozsądnym”, nie można rozmawiać i „wyświadczać przysługę naszym zachodnim przyjaciołom” jednym stwierdzeniem po drugim. Stwierdził, że na ten konflikt nie należy patrzeć przez pryzmat amerykańskich, francuskich czy niemieckich, ale oczami Węgier, bo

najważniejszy jest pokój i bezpieczeństwo Węgrów.

Viktor Orbán potępił lewicowe stwierdzenie, że zakarpacki Węgrzy są prorosyjscy i określił je jako „denuncjację dokonaną w czasie wojny”, gdyż stanowi to bezpośrednie zagrożenie dla głów zakarpackich Węgrów.

Powiedział, że choć jest kampania wyborcza, to rząd „narzucił kierunek”

że interes narodowy i bezpieczeństwo Węgrów powinny zawsze być brane pod uwagę, a nie kampania.

Mówiąc o sankcjach wobec Rosji, wyjaśnił: najbardziej cierpią ci, którzy są blisko strefy działań wojennych, a więc przede wszystkim kraje bałtyckie, Polacy, Słowacy, Węgrzy i Rumuni. Próbują złagodzić bezpośrednie szkody wyrządzone przez sankcje – bankructwo Sbierbanku, wzrost cen energii, wzrost inflacji – ale średniookresowe niebezpieczeństwo, że wyniki europejskiej gospodarki będą niższe niż oczekiwano, muszą być również załatwione. Im dłużej wojna się przeciąga, tym więcej problemów mamy do czynienia, więc słuszne jest, żeby Węgry były pokojowe – podkreślił.

Premier zwrócił też uwagę na epidemię koronawirusa: piąta fala została przezwyciężona, sytuacja jest zachęcająca, możliwe, że ta fala była ostatnią, ale eksperci cały czas monitorują, czy będzie szósta.

Źródło: vasarnap.hu/(MTI)

Wyróżniony obraz: Facebook/Viktor Orbán