Na wiele pytań jasno odpowiedzieli ci, którzy zadali sobie, a nawet publicznie, czy sensowne jest sprowadzanie drugiego co do wielkości wyścigu kolarskiego na świecie, a także jednej z największych imprez sportowych na świecie, na Węgry. W ciągu trzech dni stało się jasne, że Węgrzy mają niesamowitą miłość do sportu, szaleją za węgierskimi zawodnikami i poszliby za nimi na koniec świata. I nieprzypadkowo jest wielu ludzi, którzy kochają jazdę na rowerze.

Dzień 0 i 1: prezentacja zespołu i prawdziwy Wielki Start

Już podczas prezentacji zespołu, zorganizowanej w środę 4 maja, widać było, że ci, którzy od 2018 roku pracują nad przygotowaniem Wielkiego Startu w Budapeszcie, o ładnie brzmiącej włoskiej nazwie: Grande Partenza, nie tylko zaspokajają zachcianki z kilkuset osób. Hősök tere było wypełnione po brzegi, tłum wylał się także na Dózsa György út, która z powodu imprezy była zamknięta.

EOLO-Comet na Gironie w Budapeszcie

Ekipa EOLO-Kometa z Erikiem Fetterem w swoich szeregach i rozszalałym tłumem. Zdjęcie: Attila Polyák – Origo

Publiczność oczekująca na prezentację 22 drużyn wraz z przeplatanymi programami pokazała włoskim gościom, że znają się na tym co robią:

nie tylko trzej Węgrzy, Attila Valter, Barnabás Peák i Erik Fetter, otrzymali owacje na stojąco, ale także światowe gwiazdy tego sportu,

jak Richard Carapaz, Caleb Ewan, Mark Cavendish, Mathieu van der Poel, nie wspominając o dwóch weteranach, Vincenzo Nibali i Alejandro Valverde, który jest w swoim ostatnim sezonie.

Alejandro Valverde i jego zespół

Alejandro Valverde (z lewej) i jego zespół, hiszpański Movistar, otrzymali ogromne brawa. Zdjęcie: Attila Polyák – Origo

Ale błędem jest sądzić, że jest to nowo rozpalona miłość ze strony węgierskich fanów. Jest wielu ludzi, którzy śledzą świat profesjonalnego kolarstwa od dziesięcioleci, wielu stało się miłośnikami tego sportu dzięki sukcesom László Bodrogi na przełomie tysiącleci, a potem transmisje telewizyjne dostępne w języku węgierskim sprawiły, że coraz więcej osób upadło zakochany w sporcie.

Oznacza to również, że wiele osób zaczęło jeździć na rowerze i powstała coraz większa społeczność kolarska.

Dlatego nie dziwi fakt, że na dwie godziny przed startem Hősök tere było praktycznie pełne, gdzie na chętnych czekała karnawałowa atmosfera.

Mark Cavendish był również bardzo popularny na Węgrzech:

Nie zabrakło ich również i tym razem: setki osób poszły pieszo, a wiele na rowerach, nie tylko po to, by nie spóźnić się na start, ale także po to, by mieć czas na przejście przez przyczepę autobusową drużyn i zakup Giro pamiątki. Co zaskakujące, większość osób ustawiła się w kolejce po skarpety sportowe Intimissimi, być może dlatego, że firma sponsoruje Valtera Attilę, węgierskiego przystojniaka z Groupama-FDJ, który w zeszłym roku nosił różową koszulkę jako lider w klasyfikacji generalnej trzech etapów.

Szczyt Waltera Fettera

Erik Fetter, Barnabás Peák i Attila Valter w Hősök przed rozpoczęciem pierwszego etapu. Zdjęcie: Sándor Csudai – Origo

Był ruch pod namiotem New Holland, trochę obcy kolarstwu, ale z pięknym traktorem, a także pod pawilonem i minibusami oferującymi oficjalne pamiątki Giro. Na pewno marketingowcy nie narzekali na korki, bo węgierscy kibice nie oszczędzali: przywieźli koszulki, bidony, czapki i torby.

W piątek rano, gdy zbliżał się moment wielkiego startu,

nie tylko Hősök tere, ale cała Andrássy út, długa na dobry kilometr, była pełna.

Giro nie potrzebuje lepszej reklamy niż ta, a na Węgrzech trudno to sobie wyobrazić: tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy fanów mogły pokazać drony i kamerzysta siedzący w helikopterze, dając jasno do zrozumienia, że ​​sprowadzenie Giro było bezbłędną decyzją Grande Partenza do Budapesztu.

Giro rozpoczyna Andrássy út

Zacznij od Andrássy út. Na zawodników czekało kilka tysięcy osób. Zdjęcie: Origó Sándor Csudai

Tym razem imprezę odwiedzili nie tylko turyści, ludzie rozglądający się i robiący zdjęcia na Insta, jak w wielu podobnych przypadkach, ale także wielu ludzi, którzy przyjechali na rowerach, ubrani w kolarskie ciuchy iw knagach.

Widać, że na Węgrzech jest wielu ludzi, dla których jazda na rowerze jest naprawdę ważna i dla których warto inwestować w dalszy rozwój infrastruktury rowerowej.

I wreszcie nadeszła godzina 12.20, czyli moment prawdziwego Wielkiego Startu, historycznego momentu, kiedy w Budapeszcie rozpoczyna się jedno z największych wydarzeń sportowych na świecie!

Boisko rozpoczęło się tzw. powolnym startem, zawodnicy wyjechali z Hősök tere wzdłuż Andrássy út. W pierwszym rzędzie oczywiście z trójką węgierskich bohaterów: Attilą Valterem (Groupama-FDJ), nowicjuszem EOLO-Kometa Erikiem Fetterem i kolarzem Intermarché-Wanty Barnabásem Peákiem. Tłum oszalał i było to jedyne w swoim rodzaju przeżycie po obu stronach kordonu.

Giro Budapeszt Węgrzy

Węgrzy prowadzą w wielkim starcie. Zdjęcie: Origó Sándor Csudai

Valter Attila udzielił wywiadu na kilka tygodni przed wyścigiem w nie wiadomo ilu dziesiątkach wywiadów, w każdym z nich próbowano go naciskać, aby zobaczyć, czy zrobi wszystko, co w jego mocy, aby wygrać pierwszy etap, który jest naprawdę jego domowym torem , bo dużo tam trenuje, ale presję znosił z anielskim spokojem: wyścig nie odbędzie się tu jesienią, ale w Apeninach i włoskich Alpach, chce po prostu cieszyć się trzema etapami na Węgrzech w domu, podczas gdy będąc dobrym fachowcem po prostu zwraca uwagę na osiąganie przyzwoitych wyników.

W Wyszehradzie, w tej małej, ale tak ważnej z punktu widzenia historii Węgier wiosce, rzadko spotyka się razem tyle osób, co pielgrzymujących do Zakola Dunaju na mecie pierwszego etapu. Pielgrzymka to raczej nie jest dobre określenie, bo była niesamowita liczba osób, które uważały, że wycieczka rowerowa jest warta tej wyjątkowej okazji.

To było jak na festiwalu, tyle że fani nie byli w koszulkach zespołu, tylko w strojach kolarskich, z knagami na nogach i czapkami na głowach.

Ale i tak przeciwstawili się zdrowemu rozsądkowi, wypili piwo, a potem wyruszyli na górę. Wrażenia zjadania metrów na tym samym asfalcie, po którym dwie, trzy godziny później pojadą najlepsi kolarze świata, nie da się niczym zastąpić. Kibice byli na całej górze, niesamowite było patrzeć, jak setki gromadziły się zarówno przy 4, jak i 2-kilometrowej bramce, co dziesięć metrów na asfalcie pojawiały się znaki dla węgierskich kolarzy, czasem przerywane wiadomością skierowaną do fajnego obcokrajowca. Pole bramkowe również z minuty na minutę zalewali przybywający kibice i tym razem nie tylko w sensie przenośnym mogliśmy napisać, że na drzewach zwisali również ludzie.

Finał Giro w Wyszehradzie

Dokładnie taki sam entuzjazm i ten sam tłum czekał na motocyklistów w Wyszehradzie, jak na każdym włosko-rosyjskim etapie. Zdjęcie: Sándor Csudai – Origo

W takim tłumie - kilka tysięcy tuż przy mecie - bardzo rzadko zdarza się, żeby nie było słychać ani jednego głośnego słowa, nikt nie krzyczał, gdy ktoś się przed nim zatrzymał, przepchnął rower pod tłum, czy po prostu głośno mówił. Nie było napięcia, tylko spokój i podniecenie związane z oczekiwaniem. Kolejne 20 kilometrów, kolejne dziesięć, niestety, upadek, Fetter Erik też w tym jest, ale to nic, wraca na rower, twardzielu. I już są nad Dunajem, teraz skręcają pod górkę przy kościele, jest pierwszy uciekinier, łapią go, kolejny uciekinier, ale on też nie ma szans. Gdzie są Węgrzy? Wchodzi Ati, Erik też ma się dobrze, a Barna również zrobił coś dla sprintera swojej drużyny, Biniama Girmay'a.

Kto nie był, nie wyobraża sobie magicznej atmosfery takich zawodów:

to ogłusza i podnosi na duchu, bo wszyscy kibicują każdemu, bez względu na narodowość czy drużynę – uznając, że nawet ostatni zawodnik na mecie włożył taką samą nieludzką pracę, aby pokonać 197 kilometrów, jak ten, który dobiegnie do mety jako pierwszy .

Publiczność Giro

Zwisały nawet z drzew. Zdjęcie: Origó Sándor Csudai

Najbardziej wzruszający moment dnia zapewnił mały chłopiec, który być może pod wpływem pierwszego etapu Giro na Węgrzech odzyskał głos: „Czy powiedziałeś ojcze? Naprawdę powiedziałeś ojciec? – pytała z czułością matka na parkingu hotelu Silvanus w Wyszehradzie. Może pod koniec trzeciego dnia był w stanie powiedzieć, że "Attila Valter biegnie w różowym trykocie".

Dzień 2: jazda na czas w Budapeszcie

Drugim węgierskim etapem Giro d'Italia była jazda na czas w Budapeszcie. 9,2-kilometrowy odcinek, który zaczynał się od Hősök tere, a kończył pod Zamkiem Królewskim, prowadził przez najpiękniejsze miejsca stolicy. Węgierskie trio spotkało się z niesamowitym przyjęciem, gdy przetaczało się przez stołeczną scenę w sobotnie popołudnie, ale węgierska publiczność również niezachwianie kibicowała pozostałym.

Jazda na czas Giro

Wszyscy otrzymali brawa. Zdjęcie: Origó Sándor Csudai

Barnabás Peák jako pierwszy minął linię mety, a za Węgrami uplasowali się Erik Fetter i Attila Valter. Wszędzie w mieście były tłumy przy kordonach, atmosfera była już fantastyczna na Hősök ter i Margit híd,

ale prawdziwa eksplozja dźwięku nastąpiła na ulicy Ponty, gdyż stali widzowie ulokowali się przy rampie prowadzącej do zamku,

gdzie rowery do jazdy na czas również są nieco wolniejsze, ale nadal dyktują tempo, które nie było łatwe do nadążenia z samochodami towarzyszącymi.

Kibice Giro

Prawdziwi fanatycy w kolorze różowym. Zdjęcie: Sándor Origó Csudai

Atmosfery i tak nie trzeba było podkręcać, ale motocyklowi policjanci eskortujący zawodników dodali, że widzowie, którzy czekali na gwiazdy obok kordonów, byli w dobrym nastroju. Jedni jeździli na monocyklach, inni po prostu odpalali motocykle, jeszcze inni gestykulowali do tłumu.

ulica Giro Ponty

Karpiowa ul. Tu zaczął się podjazd. Zdjęcie: Origó Sándor Csudai

Po ulicy pod Basztą Rybacką nie dało się przejść, a na mecie węgierscy kolarze podkreślali, że takiej atmosfery jeszcze nie przeżyli, choć rywalizowali w wielu zakątkach świata. Oprócz węgierskich widzów na Zamku było wielu turystów, którzy również zatrzymywali się, aby trochę zachęcić najlepszych graczy.

Po dojechaniu do mety karbonowe koła z niezrównanym dźwiękiem odbijały się od brukowanej drogi, gdzie kilka osób upadło na ziemię i próbowało dojść do siebie po około 12 minutach toczenia.

Giro Valter Attila

Dobrze widzą! Attila Valter uśmiecha się do wielu fanów. Zdjęcie: Origó Sándor Csudai

Poza atmosferą i otoczeniem nieprzypadkowo rywalizacja była naprawdę zacięta. Zwyciężył Simon Yates z czasem 11:50, co oznacza, że ​​dyktował tempo większe niż 46 kilometrów na godzinę. Za nim Holender Mathieu van der Poel, który startował w różowej koszulce i dopasowanym różowym rowerze, skończył zaledwie trzy sekundy za nim. Za nimi podążał wielki holenderski powracający Tom Dumoulin, który był pięć sekund za zwycięzcą.

Nie mógł nawet zwrócić uwagi na ten widok, ale atmosfera stworzona przez węgierskich fanów zrobiła wrażenie na weteranie Alejandro Valverde:

Ale nic dziwnego, że po wyścigu Berna Peák powiedział: była marzeniem Węgrów .

Dzień 3: Kaposvár-Balatonfüred

Po wichurze Budapesztu zawodnicy skierowali się na Zadunaj, gdzie zainteresowanie również nie zmalało. Najlepsi kolarze świata zostali powitani przez ogromny tłum w Kaposvár, gdzie słowa Attili Valtera naprawdę się zatrzymały, gdy odbyła się zwykła ceremonia na podium przed startem.

Przy wyborze Kaposvár jako miejsca startu duży wpływ miał fakt, że narodowość węgierska drużyny kolarskiej EOLO-Kometa jest powiązana z siedzibą powiatu Somogy.

Ponadto ich niezwykle utalentowany jeździec, Erik Fetter, spisał się na węgierskich etapach - zrobił to jako jeden z najmłodszych zawodników w stawce, mając zaledwie 22 lata.

Rozpoczyna się Giro Kaposvár

Jako miasto kolarskie i sportowe Kaposvár było doskonałym gospodarzem na rozpoczęcie trzeciego etapu. Zdjęcie: Sándor Csudai – Origo

Podobnie jak w pierwszych dwóch etapach, kibice czekali przy drogach z niezwykle efektownymi choreografiami. Delikatnie mówiąc, widok zniszczonych pól w wioskach takich jak Nagybajom, Iharosberény czy Galambok był dość surrealistyczny.

Kibice Giro na finiszu Füred:

Niewykluczone, że na tym 201-kilometrowym odcinku sporo małych dzieci, które doświadczyły Giro na poboczu dróg, wybierze jazdę na rowerze jako swój sport.

Może młodzi ludzie z sąsiedztwa, których widzieliśmy ubranych na różowo i machających węgierską flagą, poproszą o rower na święta

lub na urodziny, aby być następnym Attila Valter, Erik Fetter lub Barnabás Peák.

Giro Valter Kaposvar

Attila Valter jeszcze przed startem miał chęć i czas na rozmowę z kibicami. Zdjęcie: Sándor Csudai – Origo

 

Taka impreza to znacznie więcej niż zwykły wyścig kolarski, to prawdziwy obraz kraju. Z tego punktu widzenia warto będzie obejrzeć transmisję telewizyjną także dla tych, którzy śledzą niedzielną scenę na miejscu, bo będą mogli zobaczyć unikalne, niespotykane dotąd ujęcie z transmitujących helikopterów.

Bajkowe wyżyny nad Balatonem mogły w ten sposób dotrzeć do 800 milionów widzów,

sporo z nich musiało zdecydować się na odwiedzenie tego regionu oprócz Budapesztu.

Właściciel Giro nie spodziewał się takiego nastroju:

Meta była w Balatonfüred, gdzie można było już podziwiać najlepszych sprinterów świata, rozpędzających się do 70-80 km/h w walce o zwycięstwo.

Linia mety Giro Balatonfüred

Każdy, kto po raz pierwszy zobaczy na żywo najlepszych sprinterów świata, z pewnością będzie zdumiony okropnym tempem, jakie dyktują. (70 km/h) Zdjęcie: Sándor Csudai – Origo

W tym jednym z najlepszych w historii jest Mark Cavendish, który teraz odnosi również sukcesy sceniczne z Węgier. Brytyjska legenda pokazała także nad brzegiem Balatonu, że rekordowe 34 zwycięstwa etapowe Tour de France, które odniósł w ciągu swojej długiej kariery, nie były dziełem przypadku.

Zwycięstwo Cavendisha nad brzegiem Balatonu:

Skończyło się 3-dniowe szaleństwo Giro na Węgrzech, we wtorek we Włoszech i na Sycylii.

Na naszym obrazie otwierającym: Hősök tere było wyróżniającą się lokalizacją Giro 2022. Zdjęcie: MTI/Szilárd Koszticsák

Autorzy:

źródło: origo.hu